SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Jerzy Baczyński o „Resortowych dzieciach”: przekroczono granice łajdactwa, będzie więcej pozwów

Redaktor naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński wytyka autorom „Resortowych dzieci” manipulacje i prostuje nieprawdziwe informacje na swój temat zawarte w tej książce. - Zostały przekroczone kolejne granice łajdactwa - ocenia.

W nowym numerze „Polityki” Jerzy Baczyński - który jest jedną z osób opisanych w „Resortowych dzieciach”, a jego zdjęcie znalazło się na okładce - stwierdza, że książka stanowi przejaw drugiej fali lustracyjnej, związanej m.in. z nadziejami na powrót PiS do władzy. - Ta fala jest jeszcze gorsza, jeszcze mniej przyzwoita od pierwszej (gdzie, przynajmniej w teorii, chodziło o bezpieczeństwo państwa), bo zakładająca jakąś genetycznie dziedziczoną zdradę, istnienie całych rodzinnych klanów, środowisk, grup, które przez dekady knuły, jak zaszkodzić Polsce - ocenia dziennikarz.

„Resortowe dzieci. Media” autorstwa Doroty Kani, Macieja Marosza i Jerzego Targalskiego (dziennikarzy „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie”) ukazały się 10 grudnia ub.r. Na okładce oprócz Baczyńskiego są zdjęcia Moniki Olejnik, Adama Michnika, Zygmunta Solorza-Żaka, Tomasza Lisa, Roberta Kwiatkowskiego, Janiny Paradowskiej i Jacka Żakowskiego (dwoje ostatnich to dziennikarze „Polityki”). Żakowski pod koniec grudnia złożył pozew przeciw swojej fotografii na okładce i w dodruku książki jego twarz została zasłonięta (co we wtorek nakazał wydawcy sąd - przeczytaj o tym więcej). - Spełniliśmy prośbę Jacka Żakowskiego, skoro nie chciał być w towarzystwie Janiny Paradowskiej i Jerzego Baczyńskiego - stwierdziła ironicznie w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Dorota Kania (przeczytaj więcej).

Jerzy Baczyński informuje w swoim artykule, że pozew w sprawie książki przygotowuje też inny opisany w niej dziennikarz „Polityki” - Piotr Pytlakowski. - Pozew będzie dotyczył nieprawdziwych informacji o mnie i moim ojcu - wyjaśnia Pytlakowski w rozmowie z Wirtualnemedia.pl. - Najprawdopodobniej będę się domagał sprostowania nieprawdy, erraty do książki, a także przeprosin - dodaje.

Jednocześnie naczelny „Polityki” przyznaje na łamach pisma, że sam ma wątpliwości co do skuteczności procesu sądowego w takiej sytuacji. - Właściwie trudno powiedzieć, co lepsze: ignorować, bo wytknięcie wszystkich popełnionych w książce nadużyć wymagałoby setek stron sprostowań i komentarzy, co technicznie jest niewykonalne i moralnie absurdalne, czy jednak spotykać się przez lata w sądach z autorskim tercetem - zastanawia się Baczyński, przypominając, że proces Doroty Kani o wymuszanie pieniędzy od rodziny Marka Dochnala trwa już od pięciu lat. - Co można uzyskać w takim procesie? Przeprosiny? Jaką one mają wartość? Wymuszone przyznanie się do manipulowania materiałami? - pyta dziennikarz.

>>> W „Resortowych dzieciach” brakuje prawicowych dziennikarzy. Dorota Kania: kryterium było inne

Zdaniem Jerzego Baczyńskiego metoda autorów „Resortowych dzieci” polegała na tym, by opublikować jedynie materiały z teczek SB w IPN-ie na temat wybranych ludzi z branży medialnej i ich rodzin. - Wszyscy „bohaterowie” książki trojga autorów przedstawiani są niemal wyłącznie przez pryzmat szczątkowych i celowo dobranych dokumentów SB. Nie istnieje w ich życiu nic, co nie zostało zapisane przez peerelowskie służby. Żadna publiczna działalność, żadne własne dokonania, dorobek, publikacje - zauważa naczelny „Polityki”. - Pisowska metoda lustracyjna polega na tym, że żaden z „ujawnionych” dokumentów nie ma glosy, nie jest konfrontowany z samym opisywanym, ze świadkami, z rzeczywistością, z faktami, z innymi zapisami. Nie ma tam żadnej prawdziwej opowieści, czym był PRL, jakie dylematy mieli zwłaszcza ci, którzy byli aktywni, utalentowani i ambitni - dodaje.

>>> Tomasz Lis ostro o autorach „Resortowych dzieci”: żule z prawicowego lumpeksu

Baczyński przypomina, że już sześć lat temu na łamach „Wprost” (kierowanego wówczas przez Marka Króla) ukazał się artykuł Doroty Kani o jego rzekomej współpracy ze służbami PRL-owskimi. Szef „Polityki” opublikował wtedy odpowiedź z dokumentami potwierdzającymi, że był co prawda inwigilowany przez SB, ale po powrocie do Polski w 1982 roku stanowczo odmówił współpracy ze służbami i skontaktował się ze środowiskami opozycyjnymi. Teraz te wyjaśnienia i dokumenty są przypominane w tekście „Odnośniki i przypisy” w serwisie Polityka.pl.

- Ciekawe, że wówczas, choć intencje autorki (Doroty Kani - przyp.red.) były oczywiste, nie posunęła się aż do takich manipulacji jak w książce. Widać nowy etap walki wymaga udoskonalonych metod - podsumowuje Jerzy Baczyński. - Wciąż jestem zażenowany, ale na tym też polega draństwo tej książki, że nie wiadomo, co z nią robić. Odpowiadać? - Źle. Zostawić? - Jeszcze gorzej - przyznaje.

Dołącz do dyskusji: Jerzy Baczyński o „Resortowych dzieciach”: przekroczono granice łajdactwa, będzie więcej pozwów

49 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
ekspert
mam nadzieję, że pisowska żulernia pójdzie z torbami ;)
odpowiedź
User
xm
Nie mogę się doczekać kiedy Kania, Targalski i spółka zostaną zasypani pozwami a następnie będą musieli wypłacać wielotysięczne odszkodowania.
odpowiedź
User
Yogidługonogi
Pan Baczyński ma pretensję, że nie zamieszczono w książce monografii na jego temat. Ciekawy przypadek megalomanii.
odpowiedź