Muzeum Sztuki Zagrabionej zostało zbudowane we wsi Sulisławice na Dolnym Śląsku. Za projekt odpowiada Polish Lost Art Foundation założona przez Magdalenę Ogórek w 2017 roku. Dziennikarka jest tam prezeską i jedyną członkinią zarządu.
Ogórek na platformie X poinformowała w tym tygodniu, że przygotowywanie muzeum zostało ukończone. – Jestem bardzo dumna, że w 2,5 roku udało mi się wybudować Muzeum, wykończyć obiekt, stworzyć wizję wystawy muzealnej, następnie wyprodukować ją i umieścić w budynku. Nigdy w Polsce żadne założenie muzealne nie powstało w takim tempie – podkreśliła.
– Przez ostatnie 3 lata odbyłam jakieś tysiąc spotkań, by dopiąć finansowo projekt. Nocami, po zakończonych programach, ledwo patrząc na oczy, jechałam na Dolny Śląsk, by koordynować prace. Nocami pisałam, kreśliłam, poprawiałam scenariusz wystawy muzealnej. Zdobywałam zgody, pozwolenia urzędnicze. Bywało ciężko, wciąż spadały kolejne kłody pod nogi, ale z optymizmem patrzyłam w przyszłość – opisała.

Magdalena Ogórek: na muzeum nie poszły publiczne pieniądze
W 2023 i 2024 roku Polish Lost Art Foundation otrzymała szereg darowizn od fundacji kontrolowanych przez duże podmioty państwowe: KGHM, Energę, Grupę Lotos i Bank Gospodarstwa Krajowego. Łącznie trafiło do niej 1,7 mln zł.
Według Ogórek to mniej niż połowa kosztów muzeum. – W moim projekcie nie ma ani jednej publicznej (budżetowej) złotówki – środki z fundacji spółek giełdowych nie są pieniędzmi publicznymi. Pisano jednak inaczej, by wzbudzić wrogość do Fundacji, do projektu, do mnie – stwierdziła.
– Spójrzmy zatem na fakty: gdy przestała rządzić Zjednoczona Prawica, zdobyte środki pokrywały jedynie 40-45 proc. całości (projektu.) W pocie czoła zdobywałam pozostałe finansowanie, często dokładając z pieniędzy prywatnych, by zapewnić ciągłość prac – dodała.

O darowiznach dla Polish Lost Art Foundation od ub.r. informowały media. – Po pierwszym agresywnym ataku medialnym byłam zdziwiona. Jak można atakować to, że ktoś (ja) cały swój prywatny czas, nie pobierając żadnej pensji, przeznacza na pracę społeczną i tworzenie Muzeum? Nie rozumiałam tego – skomentowała Magdalena Ogórek.
– Moja Fundacja nigdy nie wypłaciła (nikomu) pensji. Rachunki za wodę, prąd i inne media niejednokrotnie płaciłam ja, z prywatnych środków. A jednak atak stawał się coraz mocniejszy: "Dlaczego jeszcze nie jest otwarte!" - krzyczały media i Silni Razem, podczas gdy obcy ludzie pisali do mnie: "pani Madziu, proszę tego nie czytać, każdy wie, że budowa domu parterowego trwa często dłużej" – relacjonowała.
Według Ogórek jeszcze za rządów Zjednoczonej Prawicy posłanka PO z Gdyni zapowiadała na portalu X; "przyjdziemy, rozliczymy". – Ależ proszę! Rozliczajcie! Tylko pochwalcie potem! – skomentowała publicystka.

Śledztwo prokuratury ws. fundacji Ogórek
Jak opisywaliśmy niedawno, finansowanie Polish Lost Art Foundation analizuje Prokuratura Okręgowa w Świdnicy, do której sprawa została przekazana przez Prokuraturę Rejonową w Ząbkowicach Śląskich.
– Gdy rozpoczęły się rządy KO, natychmiast wezwano mnie do audytów: trochę to trwało, wszystkie zamknięto bez uwag. W sumie cieszyłam się – ubolewałam tylko, że opóźniało to prace – pracowałam przy Muzeum sama jedna. Nigdy nie stało za mną zaplecze administracyjne – zwyczajowo przy projektach muzealnych pracują dziesiątki ludzi – podkreśliła Magdalena Ogórek.
Zaznaczyła, że prokuratura w Gdyni zajęła się sprawą po kolejnym wpisie na ten temat posłanki PO z Gdyni. – Zaczęło się bieganie na Policję, odpowiadanie na dziesiątki pytań – to też jakoś zniosłam. Wzruszyłam też ramionami, gdy rok temu zjawił się nagle Urząd Celno - Skarbowy [uwaga skąd? Tak, z Gdyni :) ] Sprawdzili każdą fakturę. Trochę zgrzytali zębami – liczyli na to, że Fundacja wypłaciła komuś jakieś wynagrodzenia. Znowu kulą w płot. Ależ byli źli. – opisała.

– Kontrola trwała rok. Czekałam ze spokojem. Aż tu nagle ostatnio odebrałam pismo, że panie kontrolerki skarbowe (aż 8 pań oddelegowano do mojej sprawy!) uznały, że wybudowany obiekt muzealny .....nie jest muzeum. Jest – uwaga – biurowcem [ Trump Tower 😂 ]. Poprosiłam, żeby przyjechały z Gdyni i zobaczyły, czy w środku jest chociaż jedno biuro. Odmowa – zrelacjonowała.
Magdalena Ogórek: KAS chce nienależnego haraczu
Ogórek zaznaczyła, że przekazała Krajowej Administracji Sądowej zdjęcia wystawy przygotowanej w muzeum. – Odpowiedział mi nie KAS, a telewizja TVN24 – poinformowano mnie medialnie, że panie kontrolerki złożyły do prokuratury zawiadomienie o oszustwie – darowizny były na muzeum, a jest biurowiec – stwierdziła.
– Wysłałam zdjęcia wystawy, zdjęcia środka. Śmiać się czy płakać? Można się w sumie śmiać, ale w ten sposób marnuje się publiczne środki, obciążając przez rok urzędników państwowych pracą, która nie ma sensu. Jestem zatem zmuszona złożyć zawiadomienie do prokuratury na urzędniczki KAS – oszukały organ, świadomie wprowadzając w błąd. Muzeum jest muzeum. Nie jest biurem, nie jest klubem swingersów – zapewniła.

Dziennikarka wPolsce24 podkreśliła, jak mocno przeżyła tę sytuację. – To wszystko kosztowało mnie w ostatnich m-cach niezliczone wizyty na Policji, ileś przesłuchań, kontroli. Dwa razy trafiłam do szpitala, raz nieprzytomna – organizm zwyczajnie odmówił posłuszeństwa – napisała.
– Między jednym szpitalem a drugim dokończyłam Muzeum. Na finiszu prac przyszło kolejne pismo z KAS w Gdyni – KAS chce na Muzeum nałożyć podatek prawie 300 tys. zł – bo KAS nadal uważa, że to jest biuro. Jeśli Fundacja nie zapłaci tego nienależnego haraczu, to przyjdzie organ i wyrwie wystawę ze ścian. Już teraz publicznie zapowiadam, że nie pozwolę tej wystawy tknąć – zapowiedziała.
Zaznaczyła, że w najbliższym czasie chce przede wszystkim zadbać o swoje zdrowie. – Jestem wdzięczna za każde "dziękuję" od mieszkańców Dolnego Śląska i nie tylko. Ktoś zapytał ostatnio, czy nie żałuję. Czy raz jeszcze podjęłabym się pracy społecznej wiedząc, że spadnie na mnie taka fala ataku. Odpowiem tak: z dumą melduję wykonanie zadania! – zadeklarowała.

Kiedy muzeum zostanie otwarte?
Magdalena Ogórek podkreśliła, że zbudowane przez jej fundację muzeum jest piękne. – Wystawa pokazuje skalę rabunku niemieckiego okupanta i przywraca pamięć polskim Profesorom, którzy narażali swoje życie, by ratować polskie dzieła sztuki przed niemieckim rabunkiem – opisała.
Zaznaczyła, że muzeum przylega do terenów popowodziowych. – Dzieci czekają tam na lekcje muzealne, które planowałam prowadzić sama – stwierdziła.
Nie wiadomo, kiedy placówka zacznie przyjmować odwiedzających. – Pytania, kiedy będę mogła spokojnie dokończyć procedury i otworzyć – proszę od teraz kierować do KAS w Gdyni, na naczelnika Łukasza Bednarka. Jak tylko skończą mnie nękać, będę mogła przeprowadzić tzw. "ostatnie szlify". Jedyne, co mi jest potrzebne to zdrowie i Państwa wsparcie – podkreśliła Ogórek.










