SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Lisicki: Mamy do czynienia z ograniczeniem pluralizmu opinii

- Wróżę sukces magazynowi „W sieci”. Paradoksalnie jego ojcem będzie Grzegorz Hajdarowicz, który niszcząc „Uważam Rze” oddał rynek - mówi Wirtualnemedia.pl Paweł Lisicki, były szef „Uważam Rze”.

Z Pawłem Lisickim rozmawialiśmy przede wszystkim o tym, co dzieje się ostatnio w wydawnictwie Presspublica.

- Grzegorz Hajdarowicz nie zna się na wydawaniu. W ciągu roku w Presspublice zmienił się już prezes, przez zarząd przewinęło się chyba 9 osób, zmieniają się redaktorzy naczelni i dyrektorzy. Mam wrażenie narastającego chaosu, co doskonale widać po wynikach wszystkich pism, z wyjątkiem do tej pory „Uważam Rze" - mówi nam Lisicki.

- Najbardziej zabawnym przykładem złej polityki wydawcy były jego głośne deklaracje, że prasa drukowana się skończyła, że gazeta jest jak dorożka czy płyta winylowa. To było coś niebywałego: ktoś, kto kupuje wydawnictwo, którego 90 proc. przychodów pochodzi z papieru ogłasza publicznie, że papier się skończył. I mówi to potencjalnym reklamodawcom i klientom - słuchajcie, nie inwestujcie w mój produkt, on zaraz zniknie. Porównajmy te zapowiedzi do tego, co mówił w Wirtualnemedia.pl honorowy prezes Springera Wiesław Podkański, który deklarował wiarę w przyszłość prasy drukowanej - powiedział Paweł Lisicki.

>>> Paweł Lisicki: Hajdarowicz wymienił trzy powody odwołania

Lisicki popodkreśla, że magazyn „Uważam Rze” był autorskim pomysłem jego oraz grupy innych publicystów. - Oczywiście, w sensie formalnym tytuł należał do Presspubliki, ale w sensie intelektualnym cała koncepcja pisma była własnością moją i reszty autorów. Hajdarowicz nie tylko nie uszanował tego faktu, ale potraktował „Uważam Rze” jak każdy inny tytuł w swoim wydawnictwie. Tym bardziej zasługuje na krytykę - zauważa Paweł Lisicki.

Lisicki bez zastanowienia stwierdza, że w Presspublice mają miejsce niebezpieczne zjawiska.
- Do tej pory żaden wydawca nie ośmielał się na takie działania wobec dziennikarzy, jak Grzegorz Hajdarowicz. „Uważam Rze" reprezentowało głos krytyczny i opozycyjny wobec rządu - zniknięcie pisma jest faktycznym ograniczeniem pluralizmu opinii. Warto zauważyć, że informacja o moim odwołaniu i odejściu z „Uważam Rze" ponad dwudziestu publicystów, w ogóle nie pojawiła się w głównych serwisach telewizyjnych - mówi Lisicki.

>>> Branża: bez Lisickiego i jego zespołu „Uważam Rze” zniknie z rynku

- Największy protest dziennikarski od lat, faktyczne zniszczenie największego tygodnika opozycyjnego w Polsce, nie zainteresowało żadnej dużej telewizji! Gdyby nie internet, nikt by o niczym nie wiedział. Informacja, która stała się newsem dnia w Onecie, WP, a nawet na Gazecie.pl, nie pojawiła się ani w „Wiadomościach”, ani w „Faktach”. Dla mnie to skrajny dowód upolitycznienia telewizyjnych programów informacyjnych, które za wszelką cenę ukrywają informacje, które mogłyby zakłócić sielankową wizję Polski jako demokracji - mówi nam Lisicki.

Były szef „Uważam Rze” podkreśla, że tytuł ten powstał jako pismo autorskie. - Cała jego siła polegała na tym, że udało się mi zgromadzić pod jednym sztandarem różne osoby, różne środowiska prawicowe. To tacy autorzy, jak Rafal Ziemkiewicz, Bronisław Wildstein, Robert Mazurek i Igor Zalewski, Waldemar Łysiak, Piotr Semka, Piotr Zaremba, Marek Magierowski, bracia Jacek i Michal Karnowscy, Piotr Gabryel byli twarzami tego pisma. Dzięki nim, a także pozostałym, zdobyło ono stałą i wierną grupę czytelników. Sam tytuł był znakiem rozpoznawczym. Może za kilka, kilkanaście lat znaczenie tytułu byłoby znacznie większe, teraz jest inaczej. Czytelnicy „Uważam Rze” byli bardzo wrażliwi na wartość, jaką jest niezależność - gwałtowna zmiana redakcji zostanie przez nich odebrana jako zamach na istotę i tożsamość pisma. Dlatego nie wróżę „Uważam Rze” przyszłości. W jakim kierunku „Uważam Rze” by nie szło, będzie to bardzo krótka droga - zauważa Lisicki.

Lisicki w rozmowie z nami odniósł się także do kwestii pojawienia się na rynku nowego magazynu „W sieci”. - Magazyn „W sieci” był przede wszystkim projektem Jacka Karnowskiego, który nie był związany z Presspubliką żadną umową. Nic dziwnego, że postanowił w pewnym momencie stworzyć swoje pismo, miał do tego pełne prawo. Oczywiście, że pismo to mogło się stać konkurencją dla „Uważam Rze", ale też nie obawiałem się tego. Taka konkurencja nie byłaby niczym złym, poza tym „W sieci” było pismem bardziej popularnym w zamierzeniu - stwierdza Lisicki.

Lisicki dodaje: Nie sądzę, żebym miał pojawić się w magazynie „W sieci”. Podobnie nie sądzę, żeby znalazły się w tym piśmie wszystkie osoby z grona najważniejszych autorów „Uważam Rze”. Jest to pismo nowe, osobne. Widzę w nim sojusznika, a nie następcę „Uważam Rze”.

>>> Eksperci o magazynie „W sieci”: jest mocnym uderzeniem


Z Pawłem Lisickim, byłym redaktorem naczelnym tygodnika „Uważam Rze”, rozmawiamy m.in. o sytuacji w Presspublice oraz o tym, jaka będzie przyszłość magazynu „Uważam Rze” po ostatnich zmianach personalnych.


Krzysztof Lisowski: Wiele mówi się o losie tygodnika „Uważam Rze” po tym, jak odwołano Pana z funkcji jego redaktora naczelnego. Jak Pan widzi przyszłość tego pisma pod wodzą nowego szefa Jana Pińskiego?

Paweł Lisicki, były szef tygodnika „Uważa Rze”: „Uważam Rze” powstało jako pismo autorskie - cała jego siła polegała na tym, że udało się mi zgromadzić pod jednym sztandarem różne osoby, różne środowiska prawicowe. To tacy autorzy, jak Rafal Ziemkiewicz, Bronisław Wildstein, Robert Mazurek i Igor Zalewski, Waldemar Łysiak, Piotr Semka, Piotr Zaremba, Marek Magierowski, bracia Jacek i Michal Karnowscy, Piotr Gabryel byli twarzami tego pisma. Dzięki nim, a także pozostałym, zdobyło ono stałą i wierną grupę czytelników. Sam tytuł był znakiem rozpoznawczym. Może za kilka, kilkanaście lat znaczenie tytułu byłoby znacznie większe, teraz jest inaczej. Czytelnicy „Uważam Rze” byli bardzo wrażliwi na wartość, jaką jest niezależność - gwałtowna zmiana redakcji zostanie przez nich odebrana jako zamach na istotę i tożsamość pisma. Dlatego nie wróżę „Uważam Rze” przyszłości. W jakim kierunku „Uważam Rze” by nie szło, będzie to bardzo krótka droga.

Jako nowy felietonista na łamach „Uważam Rze” pojawia się w poniedziałek m.in. Janusz Korwin Mikke. Wcześniej nie było jego tekstów. Powiedział Pan, że udało się Panu zgromadzić pod jednym sztandarem różne osoby, różne środowiska prawicowe. Dlaczego zatem nie było Korwina Mikke wcześniej i czego zapowiedzią jest jego pojawienie się teraz?

Co do Janusza Korwina Mikke, to jest on wyjątkowo ekscentrycznym autorem. Jego obecność na łamach ma takie znaczenie, jak dodanie ostrej przyprawy do dania. Tylko, że żadnego dania nie robi się z samych przypraw. Nigdy nie da się zgromadzić w jednym miejscu wszystkich autorów. Janusz Korwin Mikke potrafił pisać nie tylko ostro i dosadnie, ale też obraźliwie. Redaktor naczelny przypomina trochę trenera drużyny piłkarskiej: tak dobiera zawodników, żeby cały zespół grał dobrze. Redakcja to nie tylko zbiór znanych nazwisk i autorów - to też pewna duchowa, intelektualna jedność, przy poszanowaniu różnorodności oczywiście. Do mojej koncepcji „Uważam Rze” felietony Korwina nie pasowały. I tyle.

Pojawiają się głosy, że być może nadszedł czas, aby Pan oraz Ci publicyści, którzy zrezygnują ze współpracy z „Uważam Rze”, stworzyli nowy tygodnik opinii...

Z pewnością środowisko, które wyszło z „Uważam Rze” pokazało, że potrafi robić z sukcesem wielki tygodnik opinii. Ale poza wolą i umiejętnościami potrzebny jest jeszcze kapitał. Mam nadzieję, że taki tygodnik, kontynuujący tradycję „Uważam Rze” powstanie.

Podobno spośród tych osób, które były związane z „Uważam Rze” jakimikolwiek umowami (o pracę albo firma-firma), tak naprawdę jak dotąd złożyła wypowiedzenie tylko jedna osoba...

Nie wiem, jak wygląda sytuacja poszczególnych osób pod kątem prawnym - w przypadku niektórych wystarczy brak pisania, inni muszą złożyć wypowiedzenie. Ale nie spodziewam się, żeby ktokolwiek wrócił na łamy.

Czy prawdą jest, że był między Panem a braćmi Karnowskimi swoisty „konflikt” i magazyn „W sieci” pojawił się jako swego rodzaju opozycja do „Uważam Rze”?

Magazyn „W sieci” był przede wszystkim projektem Jacka Karnowskiego, który nie był związany z Presspubliką żadną umową. Nic dziwnego, że postanowił w pewnym momencie stworzyć swoje pismo, miał do tego pełne prawo. Oczywiście, że pismo to mogło się stać konkurencją dla „Uważam Rze", ale też nie obawiałem się tego. Taka konkurencja nie byłaby niczym złym, poza tym „W sieci” było pismem bardziej popularnym w zamierzeniu. Krótko mówiąc nie ma mowy o konflikcie, a do konkurencji niestety nie doszło. Teraz sytuacja się zmieniła.

Jaka będzie przyszłość nowego magazynu?

Spodziewam się szybkiej zmiany „W sieci” z dwutygodnika na tygodnik i wróżę temu pismu sukces. Paradoksalnie ojcem tego sukcesu dwutygodnika braci Karnowskich będzie, mniemam, Grzegorz Hajdarowicz, który niszcząc „Uważam Rze” oddał rynek. Być może nie rozumie konsekwencji swoich czynów, być może uległ jakiejś presji, nie wiem. To są decyzje skrajnie irracjonalne. Podobnie, jak irracjonalne było zachowanie Hajdarowicza po opublikowaniu przez „Rzeczpospolitą” tekstu o trotylu. Niekończący się spektakl publicznych przeprosin na pewno ucieszył redakcję „Dziennika Gazety Prawnej”, która będzie, sądzę, wielkim wygranym w walce o prenumeratę. Na miejscu wydawcy „DGP” posłałbym Hajdarowiczowi kwiaty i szampana.

A co Pan w ogóle myśli o pierwszym numerze magazynu „W sieci”?

Pierwszy numer wskazuje na to, że będzie to pismo z jednej strony podobne do „Uważam Rze”, z drugiej bardziej popularne i tabloidowe. Trudno powiedzieć mi coś więcej, szczególnie teraz, po upadku mojego tygodnika w jego dawnej formie.

Ostatnio w jednym z mediów wyartykułowano obawę, a raczej pytanie, czy przypadkiem nie jest tak, że Grzegorz Hajdarowicz jest frontmanem, a za wszystkimi jego decyzjami stoi ktoś inny.

Nie wiem, czy Hajdarowicz działa sam, czy też ktoś za nim stoi. Dość, że na wydawaniu się nie zna. W ciągu roku w Presspublice zmienił się już prezes, przez zarząd przewinęło się chyba 9 osób, zmieniają się redaktorzy naczelni i dyrektorzy. Mam wrażenie narastającego chaosu, co doskonale widać po wynikach wszystkich pism, z wyjątkiem do tej pory „Uważam Rze". Najbardziej zabawnym przykładem takiej polityki wydawcy były jego głośne deklaracje, że prasa drukowana się skończyła, że gazeta jest jak dorożka czy płyta winylowa. To było coś niebywałego: ktoś, kto kupuje wydawnictwo, którego 90 proc. przychodów pochodzi z papieru ogłasza publicznie, że papier się skończył. I mówi to potencjalnym reklamodawcom i klientom - słuchajcie, nie inwestujcie w mój produkt, on zaraz zniknie. Porównajmy te zapowiedzi do tego, co mówił w Wirtualnemedia.pl honorowy prezes Springera Wiesław Podkański, który deklarował wiarę w przyszłość prasy drukowanej.

Ta cała sprawa ma zapewne też drugą stronę medalu. Grzegorz Hajdarowicz jest właścicielem Presspubliki. Kupił to wydawnictwo i wyłożył na to pieniądze. Jako właściciel ma teoretycznie prawo robić, co chce.

To prawda, że właściciel może robić, co chce. Chociaż jak byśmy ocenili kogoś, kto kupił cenny obraz, a potem dla zabawy wrzuciłby go do ognia? Miałby prawo? Miałby. Ale czy to oznacza, że nie należałoby tego kogoś krytykować? Właściciel mediów musi pamiętać o swojej roli społecznej, publicznej. Poza tym akurat w przypadku Presspubliki Grzegorz Hajdarowicz kupił udziały również od Skarbu Państwa - to sprawia, że jego działania muszą być rozpatrywane także z perspektywy politycznej. I jeszcze jedna rzecz. Tytuł „Uważam Rze” był autorskim pomysłem moim oraz grupy innych publicystów. Oczywiście, w sensie formalnym tytuł należał do Presspubliki, ale w sensie intelektualnym cała koncepcja pisma była własnością moją i reszty autorów. Hajdarowicz nie tylko nie uszanował tego faktu, ale potraktował „Uważam Rze” jak każdy inny tytuł w swoim wydawnictwie. Tym bardziej zasługuje na krytykę.

Czy zgadza się Pan z zarzutami artykułowanymi przez środowisko dziennikarskie, że po zwolnieniu ludzi z „Rzeczpospolitej” odpowiedzialnych za publikację artykułu o trotylu i po tym, jak dochodzi do zmian w „Uważam Rze” mamy do czynienia w Polsce z cenzurą, zamachem na wolność słowa itd.?

Na pewno mamy do czynienia z bardzo niebezpiecznymi zjawiskami. Do tej pory żaden wydawca nie ośmielał się na takie działania wobec dziennikarzy, jak Grzegorz Hajdarowicz. „Uważam Rze" reprezentowało głos krytyczny i opozycyjny wobec rządu - zniknięcie pisma jest faktycznym ograniczeniem pluralizmu opinii. Warto zauważyć, że informacja o moim odwołaniu i odejściu z „Uważam Rze" ponad dwudziestu publicystów, w ogóle nie pojawiła się w głównych serwisach telewizyjnych. Największy protest dziennikarski od lat, faktyczne zniszczenie największego tygodnika opozycyjnego w Polsce, nie zainteresowało żadnej dużej telewizji! Gdyby nie internet, nikt by o niczym nie wiedział. Informacja, która stała się newsem dnia w Onecie, WP, a nawet na Gazecie.pl, nie pojawiła się ani w „Wiadomościach”, ani w „Faktach”. Dla mnie to skrajny dowód upolitycznienia mediów telewizyjnych, które za wszelką cenę ukrywają informacje, które mogłyby zakłócić sielankową wizję Polski jako demokracji.

Czy widzi Pan już możliwość podjęcia przez siebie współpracy z jakimkolwiek innym tytułem z tzw. „prawej strony”?

Za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje z mojej strony.

A czy Pan lub ktoś z ekipy, która odejdzie z „Uważam Rze” pojawi się wkrótce na łamach magazynu „W sieci”?

Nie sądzę, żebym miał pojawić się w magazynie „W sieci”. Podobnie nie sądzę, żeby znalazły się w tym piśmie wszystkie osoby z grona najważniejszych autorów „Uważam Rze”. Jest to pismo nowe, osobne. Widzę w nim sojusznika, a nie następcę „Uważam Rze”.

Dołącz do dyskusji: Lisicki: Mamy do czynienia z ograniczeniem pluralizmu opinii

35 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
MartaKrol
Co tu komentować ? Wszyscy już wiemy od dawna, że Pan Hajdarowicz jest zwykłym słupem, zdalnie kierowanym przez rozwiedkę (chłopaków ze WSI)
odpowiedź
User
lole
dokladnie, jutro ide po "W sieci" jak dojdzie dodruk
odpowiedź
User
bzdury
Z PISem sympatyzują takie gazety jak Fakt, Super Ekspres, Nasz Dziennik, Gazeta Polska, Gazeta Polska Codziennie, Gość Niedzielny, teraz jeszcze W Sieci...

I gdzie on tu widzi ograniczenie pluralizmu z tego powodu, że Uważam Rze przestanie być PISowskie?
odpowiedź