SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Przemysław Staroń: Pandemia jest doświadczeniem pokoleniowym

Nauczyciele muszą maksymalnie skupić się na obniżaniu napięcia emocjonalnego swojego i swoich uczniów. Trzeba rozmawiać, okazywać akceptację i zrozumienie dla emocji swoich i podopiecznych – radzi w rozmowie z PAP psycholog i pedagog Przemysław Staroń, Nauczyciel Roku 2018, autor książki "Szkoła bohaterek i bohaterów, czyli jak radzić sobie z życiem".

Dziś zabrzmi pierwszy dzwonek w nowym roku szkolnym 2021-2022. Dzieci wracają do szkoły w trybie stacjonarnym. Jaki bagaż doświadczeń z czasów pandemii zabiorą ze sobą do klas?

Przemysław Staroń: Pandemia jest doświadczeniem pokoleniowym. Trzeba jednak zauważyć, że dzieci i młodzież doświadczyły jej szczególnie i wielowymiarowo, choć poszczególne ich grupy różnią się pod tym względem. Znaczenie ma tu etap rozwojowy (np. osoby ze szkół średnich a dzieci młodsze) czy miejsce zamieszkania. Nie mam tu na myśli mitycznego rozdziału Polski na tę A i B, tylko inne czynniki – np. obszary z lepszą i gorszą przepustowością internetu.

Z wielu różnych badań wynika jednak, że pewne rzeczy są wspólne dla wszystkich – to głównie doświadczenie wzmożonego napięcia emocjonalnego, a z tego bierze się wzrost zaburzeń, szczególnie depresyjno-lękowych.

Wzmożone napięcie jest wynikiem długotrwałej izolacji, ale pewnie nie tylko.

Również sposobu, w jaki wygląda(ła) systemowo edukacja zdalna. Do tego dochodzi przemoc domowa, która także bardzo wzrosła, nie tylko w Polsce zresztą. Ważny jest również aspekt fizyczny – brak ruchu i długotrwałe przesiadywanie przed komputerem skutkują m.in. problemami z kręgosłupem, oczami, przewlekłymi bólami głowy i zaburzeniami snu.

I otyłością. Na przykład najmłodsi Amerykanie znacznie przybrali na wadze.

Tak, nadwaga jak najbardziej wpisuje się w pole skutków pandemii. Wcześniej nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak wiele kalorii spalamy w drodze do szkoły czy pracy. Zamknięcie w domach sprzyjało także podjadaniu. Zwiększona masa ciała nie przekłada się na dobrostan psychofizyczny. A poza wszystkim, mówiąc kolokwialnie, zdziczeliśmy w swoich czterech ścianach. Zaburzyło się nasze funkcjonowanie psychospołeczne, odzwyczailiśmy się od interakcji z prawdziwymi ludźmi w realnym świecie. Powrót do nich, nawet jeśli wyczekiwany, często jest niełatwy. Różne grupy społeczne wracały do tego niewirtualnego świata w różnym tempie, niektórzy już po pierwszej fali pandemii. Uczniowie, z wyjątkiem najmłodszych, siedzieli w zamknięciu aż do maja, podczas gdy właśnie dla nich było to szczególnie trudne.

Dlaczego?

Bo dzieci i młodzież znacznie bardziej niż dorośli są zależni od grup, w których funkcjonują, zwłaszcza gdy, jak w przypadku klasy, zostały w nich niejako odgórnie umieszczone. Niełatwo było im w tych trudnych czasach realizować relacje, które – wbrew stereotypom – w dużej mierze opierają się na regularnych, częstych kontaktach w realu. Jest też wiele dzieci, którym bliżej do bieguna introwersji. One dobrze się czuły w odosobnieniu i teraz często przeżywają dyskomfort, a nawet lęk przed powrotem do swojego środowiska. Ale nawet u tych, które się cieszą, radość miesza się z obawą. Takie współwystępowanie pozornie sprzecznych emocji jest czymś zupełnie naturalnym. Myślę, że będzie trzeba na nowo uczyć młodych ludzi kompetencji społecznych, obcowania z innymi face to face. A na to trzeba czasu, świadomości, siły i wytrwałości nauczycieli.

Uczniowie będą agresywni, czy przeciwnie – płaczliwi i wycofani?

Można się spodziewać dokładnie wszystkiego, każdego zachowania, także intensyfikacji zaburzeń. Wszyscy na co dzień doświadczamy różnych nieprzyjemnych stanów emocjonalnych, np. lęku, złości, irytacji, smutku etc. I jeśli występują one w umiarkowanym stopniu, wszystko jest OK. Jeżeli jednak ich natężenie czy częstość występowania są tak duże, że dezorganizują normalne życie, mamy już do czynienia z zaburzeniem. Są to zaburzenia, w których istotne jest kryterium ilościowe.

Nie należy mylić tych zaburzeń z zaburzeniami z objawami wytwórczymi, takimi jak np. urojenia czy halucynacje, które występują w stanach psychotycznych. Ujmijmy to jeszcze inaczej – każdy z nas bywa niecierpliwy, ale jeśli natężenie tej niecierpliwości jest na tyle duże, że uniemożliwia koncentrację na czymkolwiek, tak, że dzieciak zachowuje się, jakby cierpiał na ADHD (którego dotąd nie stwierdzono), mamy de facto do czynienia z behawioralną reakcją na długotrwały stres.

Jedno dziecko będzie reagowało nadmierną płaczliwością, inne agresją, myślę, że absolutnie powszechnym doświadczeniem jest i będzie lęk. A ten ma wiele masek. Mogą pojawiać się – a w zasadzie pojawiają się i pojawiać się będą w bardzo dużej skali – objawy psychosomatyczne, co oznacza, że dzieci będą więcej chorować. Kiepski stan ich funkcjonowania emocjonalnego przełoży się – i już się przekłada – na ciało.

Nie brzmi to dobrze. Jak powinni zachować się nauczyciele?

Fundamentalna rada: muszą maksymalnie skupić się na obniżaniu napięcia emocjonalnego – swojego oraz swoich uczniów. Trzeba rozmawiać oraz okazywać akceptację i zrozumienie dla emocji. Zarówno podopiecznych, jak i swoich, bo najważniejszym narzędziem naszej pracy, pedagogów i pedagożek, jest nasza własna osobowość. Obniżać napięcie emocjonalne można na różne sposoby. Przede wszystkim poprzez własny przykład. Samych form, które można zastosować, jest bardzo wiele. Wspierająca rozmowa, formy ekspresji plastycznej z wielkiego skarbca arterapii, wspólne czytanie fragmentów wspierającej literatury czy oglądanie choćby krótkich animacji z kanałów takich jak "The School of Life". Nie tylko wiele młodych osób, ale też wielu nauczycieli, nauczycielek i rodziców bardzo mocno korzysta z mojej książki – „Szkoły bohaterek i bohaterów”. Polecam zresztą fantastyczne gotowe materiały – świetne scenariusze zajęć autorstwa np. Marii Gajewskiej, Anny Konarzewskiej czy Justyny Wołoszyk-Brzezińskiej.

U dzieci i młodzieży mogą pojawiać się reakcje, które na pierwszy rzut oka wydają się paradoksalne. Chodzi o to, że kiedy młody człowiek znajdzie się wreszcie w bezpiecznym miejscu, oczekujemy, że będzie dobrze funkcjonował. A tymczasem często jego funkcjonowanie wtedy właśnie się pogarsza. Dlaczego? Otóż dziecko nieświadomie ma poczucie, że wreszcie nie musi niczego udawać, nie musi być silne. Troskliwy opiekun często wywołuje takie właśnie reakcje – dzieciak "pęka". Czyż my nie płaczemy często wtedy, gdy czujemy ulgę?

Należy pamiętać, że kiedy uczeń jest agresywny czy po prostu niemiły, zawsze pod tymi reakcjami kryje się jego ból. Tu trzeba mądrej postawy. Nie wchodzić z młodym człowiekiem w konflikt, lecz go wygasić. A danie dziecku prawa do tego, co czuje, i danie mu poczucia, że jest ważne, jest najlepszą formą drogi do dotknięcia źródła problemów, i ostatecznie wygaszenia konfliktów.

Obawiam się, że będą kłopoty, bo nauczyciele mogą zareagować odwrotnie, nie będą chcieli dać sobie wejść na głowę i skupią się na zaprowadzaniu dyscypliny wszelkimi możliwymi sposobami.

Niestety, tak funkcjonuje system oświaty, co się przekłada na to, jak my potem funkcjonujemy w dorosłym życiu, np. w pracy. Nauczyciele straszą, żeby wymusić posłuch, potem szefowie straszą w przekonaniu, że taki sterroryzowany pracownik będzie pracował lepiej i wydajniej. To złe metody, działają na krótką metę, w dłuższym czasie skutecznie zabiją zapał, kreatywność i motywację. Mówiąc inaczej – są nieskuteczne. Niestety nauczycielki i nauczyciele nie są porządnie kształceni, nie mają świadomości, że np. wspomniany wyżej konflikt można bardzo mądrze, skutecznie i łatwo rozbroić, więc radzą sobie, jak potrafią. OK, porządek we współpracy grupowej jest niezbędny, ale nie pruski porządek, jaki wyznawał dyrektor Kudłacz z "Pana Kleksa w Kosmosie".

"Sztywno, równo i posłusznie, a do tego bez wahania. Dyscyplina, dyscyplina! To podstawa wychowania!".

No właśnie. Dyscyplina sama w sobie, zdrowo pojęta, jest w porządku, gdyż tworzy przewidywalne, bezpieczne ramy, a te zaspokajają jedną z kluczowych potrzeb: właśnie potrzebę bezpieczeństwa. Ale w życiu nie oznacza to, że uczniów należy sztorcować, krzyczeć na nich, zastraszać. Chodzi o wspólne wypracowywanie reguł będących fundamentem naszej współpracy i o uczenie się konsekwencji podejmowanych przez siebie wyborów. A to wszystko i tak jest czymś wtórnym – ważnym, ale wtórnym – do absolutnej bazy, jaką jest akceptacja, danie do zrozumienia młodym, że płyniemy na jednej tratwie i realne bycie z nimi "w zdrowiu i w chorobie".

Uważa pan, że pierwsze tygodnie roku szkolnego nauczyciele powinni poświęcić raczej na odstresowanie uczniów, a edukacją zająć się w późniejszym czasie?

Jedno z drugim nie jest sprzeczne, przeciwnie. Kiedy uczymy się najlepiej, najwydajniej? Gdy się dobrze, komfortowo czujemy, gdy się bawimy, gdy nauka jest przede wszystkim fantastyczną przygodą. A to można robić na każdym przedmiocie – jest wiele osób, które pokazują w internecie, jak to robić z powodzeniem. My, dorośli, sami przecież to wiemy. Dla przykładu: gdy uczymy się języka obcego, łatwiej nam wchodzą słówka do głowy, kiedy gramy w gry komputerowe, czytamy kolejne części naszych ulubionych książek w oryginale, oglądamy filmy czy seriale, słuchamy piosenek, a nie, gdy wkuwamy słówka.

Rozumiem, że nauczyciele mogą się bać, że będą mieli kłopot z realizacją podstawy programowej, jeśli za bardzo pochylą się nad dobrostanem swoich podopiecznych. Ale właśnie to jest największe możliwe złudzenie. Mogę tylko powiedzieć, że wprowadzenie komfortowej atmosfery i skupienie się na dobrostanie emocjonalnym będzie najlepszym sprzymierzeńcem w realizacji podstawy programowej, bo dzieciaki będą się dużo chętniej uczyć. Dlatego ja bym zaczął właśnie od, mówiąc kolokwialnie, odstresowania, bo to się przełoży na to, co się będzie dalej działo w klasie. Zacząłbym – i w tym trwał. Ja np. wychowałem kilkadziesiąt olimpijczyków i olimpijek nie strachem czy poczuciem przymusu, lecz tworząc w uczniach zdrową, pozytywną motywację, i wspólnotę wsparcia oraz relacji. Nauczyciel jest w końcu kreatorem procesu dydaktycznego, ale żeby robił to skutecznie, musi rozumieć, jak działa człowiek. A każda społeczność szkolna w stu procentach składa się z ludźmi. No i z rybek akwariowych w pracowniach biologicznych.

Rozmawiała Mira Suchodolska (PAP)

Dołącz do dyskusji: Przemysław Staroń: Pandemia jest doświadczeniem pokoleniowym

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl