Koalicja Wrocławska Ochrony Klimatu rozpoczęła kampanię "Dziki Wrocław - dzika przyjemność", którą chce zwrócić uwagę na cenne przyrodniczo obszary Wrocławia i stanąć w obronie przyrody Dolnego Śląska.
Głównym elementem kampanii są billboardy na terenie Wrocławia i grafiki w social mediach z hasłami w stylu: "Chcemy bzykać w spokoju", "Kochaj, nie rżnij" i "Chcemy mieć mokro".

Pierwsze z haseł odnosi się do ochrony Doliny Widawy, drugie - do Lasu sołtysowickiego, który może zostać wycięty, a trzecie do pól irygacyjnych, które mogą wyschnąć.
Reklamy mają skłonić do zwrócenia uwagi dzikiej przyrody na terenie Dolnego Śląska i zachęcić do wsparcia kampanii na rzecz ochrony przyrody we Wrocławiu.

Koalicja Wrocławska Ochrony Przyrody w złożonych do prezydenta wnioskach domagają się ustanowienia trzech rezerwatów i pięciu zespołów przyrodniczo-krajobrazowych w dolinach wrocławskich rzek. Domagają się też, by pozostałe tereny zostały uznane za użytki ekologiczne. Wsparciem kampanii w mediach ma być szereg wydarzeń w terenie, eventów itd.
Aktywiści podkreślają, że chodzi o ochronę przyrody we Wrocławiu przed betonozą, wycinką i suszą.

Negatywnie do kampanii Koalicji Wrocławskiej Ochrony Klimatu odniósł się Wojciech Kardyś, ekspert ds. marketingu.
" Czy w Polsce nawet kampania ochrony rezerwatów przyrody musi opierać się na „szczuciu cycem”?! Czy tylko takim przekazem dojdziemy do wrażliwości typowego Kowalskiego?" - zapytał retorycznie. Stwierdził, że kontrowersyjne hasła tak naprawdę przykryły rzeczywisty cel kampanii i patrząc na billboardy trudno wprost zorientować się, czego ta kampania dotyczy.
" Wiecie czego to jest kampania? Bo dyskutujemy o znaczeniu słów „mokry” czy „rżnięcie” a nie o tym, na czym zależało twórcom. I to jest problem - kontrowersje przykryły cel kampanii" - skomentował Kardyś.












