"Będę proponował zarówno prezydentowi, jak i wicepremierowi Pawlakowi, aby do końca prezydencji, czyli do końca roku, nie zmieniać składu rządu, niezależnie od tego, jak oceniam poszczególnych ministrów. Obecni prowadzą swoje rady sektorowe i jest racjonalne, aby dokończyli pracę, a nie pojawiali się nowi, którzy spraw tak dobrze nie znają. (...) U progu nowego roku wspólnie z premierem Pawlakiem będę proponował głęboką rekonstrukcję rządu" - powiedział Tusk w rozmowie z "Polityką".
Premier dodał, że tworzenie nowej koalicji i rządu wydaje się mało prawdopodobne, ponieważ większość jednego głosu wystarczy, aby stworzyć rząd, i w tej konstelacji, z jaką mamy do czynienia teraz. Możliwe są natomiast zmiany na stanowiskach ministrów.
"Sporo zależy od aspiracji poszczególnych osób. Z mojej strony będzie to głównie ocena kwalifikacji i przydatności, ale ona nie musi się do końca sprawdzić, bo także koalicjant będzie miał tu coś do powiedzenia. Z całą pewnością czołówka to Ewa Kopacz, Elżbieta Bieńkowska, Jacek Rostowski i Radosław Sikorski. Bardzo wysoko cenię Michała Boniego. Dobrze zaczął Tomasz Siemoniak jako szef MON, Jerzy Miller wykonał kawał gigantycznej pracy, ale myślę o zmianie struktury tego resortu, niedoceniona została Barbara Kudrycka, która skutecznie wprowadzała konieczne zmiany" - wyliczył szef rządu.

Premier zapewnił również, że nie jest prawdą, iż w kryzysie, którego skali i skutków nikt nie zna, możemy sobie pozwolić na zbyt kosztowne reformy, które przyniosą oszczędności w odległej przyszłości.
"Kiedy nadciąga kolejny sztorm, musimy szukać takich rozwiązań, które zabezpieczą naszą łódź przed groźnymi wstrząsami. To jest najważniejszy cel" - podsumował Tusk.
Według nieoficjalnych jeszcze, ale ostatecznych danych ze wszystkich komisji wyborczych zwycięstwo w wyborach odniosła Platforma Obywatelska uzyskując 39,18% głosów (207 mandatów). Na drugim miejscu uplasowało się PiS, na które swój głos oddało 29,89% Polaków (157 mandatów). Do Sejmu wejdą jeszcze Ruch Palikota (10,02% i 40 posłów), PSL (8,36% i 28 posłów) i SLD (8,24% i 27 posłów). Razem PO i PSL mają więc 235 mandatów czyli o 4 więcej niż większość sejmowa. Mniejszość niemiecka otrzymała jeden mandat.











