Dzisiaj w reklamie się pracuje czy "zapierdala"?
Kiedyś się "zapierdalało". Uważam, że wszystko, co się teraz dzieje w reklamie, dzieje się też w innych branżach. Po prostu nowe nastawienie pokolenia zmienia sposób pracy.
W jaki sposób?
Nowe pokolenie jest teraz naszą siłą sprawczą i zmienia nasze nastawienie do pracy. Oni już nie chcą pracować dla klienta, który wymaga, żeby przez weekend przygotować nową propozycję. To pokolenie nie chce poświęcać swojego prywatnego czasu, bo klient widzi deadline o 24:00, a nie o 17:00. To pokolenie wymusza na nas te wszystkie zmiany, standaryzację procesów pracy i profesjonalizację. Widzę w tym dużą szansę na to, że nasza praca będzie bardziej efektywna, może trochę spokojniejsza.
Jaki jest twój generalny pomysł i jako prezesa SAR, i szefa dużej, liczącej się na rynku agencji reklamowej, żeby w ogóle tych ludzi ściągać do pracy w reklamie? Nie masz wrażenia, że dla młodych to już nie jest "złapanie Pana Boga za nogi", tak jak było w latach 90. i 00.?

Myślę, że to jest mit, że jest problem z młodymi w branży. Robimy coroczne badania, kto w jakim wieku pracuje w naszej branży. Ponad połowa – dokładnie ponad 51 proc. – to osoby w wieku 25–34 lata.
Mamy dużą nadreprezentację młodych ludzi w komunikacji marketingowej w porównaniu do średniej GUS-owskiej dla całego sektora gospodarki. Te badania pokazują, że z młodymi jest u nas bardzo dobrze. Branża kreatywna wciąż ich przyciąga. Pamiętam, jak przyszedł do nas klient z "wielkiej czwórki" i powiedział: "Zróbcie coś, mam problem z młodymi, nie chcą do nas przychodzić". Wchodzimy do tego biura i widzimy ludzi w garniturach, ze służbowymi komputerami, na które nie można nawet nakleić naklejki. Mówię: "Ale co, co chcecie zrobić, żeby przyciągnąć tych młodych ludzi?". Odpowiedzieli, że chcą kampanię, ale to nie jest kwestia kampanii. Musicie zmienić w ogóle sposób funkcjonowania wewnątrz organizacji. Musicie robić ciekawsze projekty i mieć więcej luzu w Waszej organizacji.

SAR prowadzi wiele inicjatyw skierowanych do młodych ludzi w branży, m.in. znane świetnie w środowisku Young Creatives. Z ostatnich działań warto wymienić Young Jurors, podczas którego młodzi kreatywni mogli poczuć na własnej skórze, jak to jest być jurorem KTR. W tym roku reaktywujemy przegląd See&Say, zakończony wystawą najlepszych prac –Must See. Prowadzimy też wiele działań edukacyjnych podnoszących kompetencje i budujących prestiż branży. Naszym najnowszym projektem skierowanym do uczniów techników reklamy, studentów jest AdScool – branżowe centrum umiejętności dla sektora komunikacji marketingowej fizycznie uruchomione w Białymstoku a dla wszystkich w formie platformy online. To przestrzeń pokazująca świat reklamy takim, jaki jest naprawdę — prawdziwe briefy, realne projekty, ludzie z branży i procesy, które dzieją się codziennie w agencjach.

Czyli problemu ze świeżymi kadrami nie ma?
Wydaje mi się, że dla tego nowego pokolenia, już Y-ków, ale też Z-tek, a za chwilę Alf i Bet, praca w środowisku twórczym, gdzie wymyśla się rzeczy i współpracuje – te "burze kreatywne", ten "kreatywny kocioł" – jest czymś atrakcyjnym. Widać to też po konkursie Young Creatives, gdzie co roku zgłasza się coraz więcej młodych teamów kreatywnych (do 30. roku życia). A wiesz, jakie tam są zasady? Dostajesz brief i musisz go zrobić w 48 godzin, a to nie jest dużo czasu. Mimo to zgłasza się coraz więcej chętnych.
To nie jest tak, że my mamy problem z młodymi. Mitem obrósł charakter tej pracy – te opowieści o tym, jak to kiedyś pracowało się w reklamie i tej kulturze "zapierdolu", harówek w weekendy i tak dalej
To był mit? Chyba taka była trochę rzeczywistość.

Tak, tak było. Ale wydaje mi się, że to kwestia pokoleniowa
To znaczy?
Moje pokolenie i moi rówieśnicy cały czas próbowali coś komuś udowadniać. Te nasze ambicje, żeby pracować po to, by udowodnić, że jesteśmy coś warci, i żeby się bogacić, wzięły się z tej kultury niedoboru z czasów komunizmu, nie uważasz?
To na pewno kwestia pokoleniowa, a nie kultury pracy? Z mojej krótkiej przygody w reklamie pamiętam, jak kolega z biurka naprzeciwko siedział nad przetargiem do trzeciej w nocy, a o ósmej był już znów w pracy. To nie było aż tak dawno temu...
Trudno na podstawie tej sytuacji wnioskować o kulturze pracy w branży, w której naprawdę wiele się zmieniło na przestrzeni lat. Wiadomo, są deadline’y – w mediach też je macie. Czasami trzeba posiedzieć, żeby coś dokończyć, zadbać o najwyższą możliwą jakość.

Tak, trzeba. Ale czy nie uważasz, że młodzi nie garną się do reklamy przez zmiany w mentalności? Stephan Loerke, prezes Światowej Federacji Reklamodawców powiedział na łamach Wirtualnemedia.pl, że na Zachodzie młodzi wręcz odrzucają pracę w reklamie, ponieważ uważają, że ta branża napędza konsumpcjonizm, generuje potężny ślad węglowy. Ci ludzie są bardziej zanurzeni w myśleniu pod kątem planety, zmian klimatu. Czy widzisz coś takiego w Polsce?
Myślę, że tak, w niektórych kręgach, na przykład aktywistycznych. Nie zauważam, żeby taki trend był powszechny. Obserwuję jednak – i to widzimy w badaniach na temat ESG – że młodzi ludzie generalnie tracą nadzieję, że w pojedynkę mogą coś zrobić, coś zmienić. Rzeczywiście, w mediach jest obecny cały dyskurs ESG: o śladzie węglowym, o poszanowaniu zasad społecznych i governance. Natomiast gdy się ogląda badania na temat młodych osób, co realnie by zrobili lub co są w stanie zmienić, to większość po prostu mówi: "Dobra, żyję swoim życiem i chcę je dobrze przeżyć — na planetę mam niewielki wpływ".

Poza tym na Zachodzie mniej ludzi chętnych do pracy w branży może wynikać po prostu ze zmian demograficznych. W Polsce też to obserwujemy.
Czy pomysłem na zdobycie nowych talentów nie mogłoby być docieranie do osób, dla których praca w reklamie nie jest oczywistością? Mówię tutaj o całym pokoleniu silversów, z wieloma latami doświadczenia zawodowego, ale myślących o zmianie.
Tak! Super rzecz. Uważam, że generalnie w społeczeństwie polskim zawodowo ludzi starszych traktuje się różnie. Nie docenia się tego doświadczenia, spokoju, umiejętności zarządzania pewnymi sytuacjami. To też pokazują dane, które mamy: choć duża część naszego społeczeństwa to osoby po 50. roku życia, w branży reklamowej pracuje tylko niewielki ułamek tej grupy. Aktywnie działamy w ramach grupy ESG nad diagnozowaniem sytuacji, standardami zatrudnienia, wellbeingu, zapobiega wypaleniu zawodowemu. We współcześnie prowadzonych firmach nie mówimy już tylko o efektywności biznesowej, ale też o dobrostanie ludzi, działalności prospołecznej odpowiedzialności środowiskowej. Branża kreatywna ma ogromny wpływ na kulturę, społeczeństwo i klimat.

Jaka kampania reklamowa z Polski ostatnio Cie porwała, zachwyciła? O której powiedziałbyś: "Wow, ale wspaniała reklama"? Pewnie czytasz nasz cykl o tych starych, dobrych reklamach. W komentarzach czytelnicy piszą nam: to były takie fajne kreacje, dziś już takich nie ma. Dlaczego nie powstają kolejne reklam à la "Łódka Bols" czy heyah?
Bo nie można już reklamować w telewizji wódki (śmiech). Poważniej – chodzi o sposób myślenia o reklamie?
O to, czemu coraz mniej jest spotów, które zapadałyby w pamięć. Teraz włączam telewizor czy odpalam YouTube’a, a tam spoty robione AI-em, patologiczne tłuczenie jednego hasła, schematy z celebrytami Co jest w tym ciekawego?
Polecam wszystkim, żeby przyszli na galę KTR-ów.
Gala KTR-ów jest specyficzna, bo tam wygrywają często projekty robione pod takie konkursy. Mówię o generalnym poziomie reklamy w Polsce.

Ale zgłoszeń do konkursu KTR-u i tego, co tam widzimy, jest coraz więcej. Tego dobra kreatywnego w naszej branży jest cała masa. To, co stanowi problem dla szerszej reputacji reklamowej, to są niestety dwie rzeczy.
Pierwsza to tania telewizja. Marki i agencje zaczęły traktować telewizję jak medium do robienia ulotek. Widzisz po prostu ulotkę, produkt, cenę – tam nie ma żadnej myśli.
To gdzie się ta myśl podziała?
Myślę, że zostaje w głowach twórców.
Druga rzecz to nastawienie sponsorów do tego, żeby w krótkim czasie realizować cele sprzedażowe. Kiedy patrzy się na średnią długość życia dyrektora marketingu, to są 2–3 lata. Wyobraź sobie: ktoś przychodzi do firmy i ma w ciągu dwóch lat jakiś KPI do zrobienia – co robi? Po prostu robi ulotkę do telewizji, wkłada tam budżet i ma z tego jakieś wyniki od razu.

Te reklamy, za którymi tęsknimy (a też je robimy, czego dowodem jest KTR i Effie, który pokazuje fajność i skuteczność kreatywnego myślenia), budują markę. Po angielsku ładnie nazywa się to equity marki. To jest działanie długofalowe.
Jeśli pytasz o reklamę, która zapadła mi w pamięć –to "Burzymy bariery" T-Mobile. Ona jest o czymś, opowiada się za czymś. Kiedyś jakiś mądry marketingowiec powiedział, że jako marka musisz zająć stanowisko i choć będą przeciwnicy, to zawsze znajdą się i zwolennicy. A jeśli nie zajmujesz stanowiska, to nie masz ani przeciwników, ani zwolenników. Podoba mi się to pierwsze podejście.
Robienie ulotek do telewizji może zadziałać w krótkim okresie, ale w długiej perspektywie z marką jest jak z drzewem – trzeba je podlewać, żeby owoce na nim rosły, i trzeba robić kampanie performansowe, ulotkowe, żeby te owoce zrywać. Jeśli się przegnie w którąś stronę, nagle okazuje się, że nie ma owoców do zrywania, bo nie ma w ogóle zbudowanej marki.

Gdybyś miał wystawić ocenę jakości polskich reklam w roku 2025, w skali od 1 do 5?
Których reklam? Generalnie?
Generalnie.
Marcin: 3+. Ale Trzeba patrzeć przez pryzmat celu tych marek. Na przykład w branży RTV/AGD będzie to podbijanie świadomości, bo tam ważny jest top of mind - wtedy najważniejsze jest zapamiętanie marki, a nie reklamy.
Tłumaczymy w SAR-ze (w czym bardzo pomaga nam Polska Organizacja Reklamodawców), że marketing to budowanie przewagi biznesowej – temu ma służyć. Nie tylko w krótkim okresie, kiedy patrzy się na sprzedaż, ale też w długim okresie, kiedy podlewa się to drzewo i buduje się ten brand. To nam bardzo pomaga zdefiniować standard i jakość reklam.
Mamy też w SAR-ze inicjatywę Marketing Master, czyli te pierścienie dla najlepszych marketerów. To są najlepsi, najbardziej wszechstronni marketerzy, którzy robią kreatywne rzeczy (bo wygrywają w KTR-ach), dają efekty biznesowe (bo są nagradzani w Effie) i są jeszcze przy tym innowacyjni. Chcemy pokazywać najlepsze standardy.
Porozmawiajmy chwilę o odmienianym przez wszystkie przypadki AI? Jaką przyszłość dla AI widzisz w branży, która polega na wymyślaniu czegoś nowego? AI jest koniec końców tylko tym, co przetwarza i jest odtwórcze.
AI i młode pokolenie uważam za szansę na to, że branża będzie bardziej profesjonalna i bardziej wystandaryzowana. AI daje takie możliwości, że pojawiają się nowe zawody.
To nie AI zabierze nam pracę, tylko ludzie bez AI stracą pracę na rzecz ludzi z kompetencjami AI. Wokół branży marketingowej powstaje też wiele nowych firm z obszaru sztucznej inteligencji.
Jednak my cały czas jesteśmy i będziemy tą branżą kreatywną, tylko trochę zmieniają się narzędzia. Musimy się uczyć je obsługiwać.
W SAR-ze mamy od dwóch lat grupę roboczą AI, która pod przewodnictwem Michała Dunina z Webtalk opublikowała standardy dotyczące wykorzystania AI. Mówimy: "Słuchajcie, agencje, zobaczcie, jak zmieniają się narzędzia, z których korzystacie". My, jako agencje, jesteśmy taką "forpocztą" dla klientów. Często przynosimy nowe rzeczy inspiracyjnie i powinniśmy być pierwsi, którzy nauczą się tych narzędzi. Dlatego dla naszych członków m. in. organizujemy na szeroką skalę szkolenia AI Masterclass dofinansowywane ze środków publicznych.
Twój największy sukces i największa porażka w SAR w ostatnich dwóch latach?
To, co nam się udało przez te dwa lata i co też zostało doceniane na walnym zgromadzeniu (na walnym mieliśmy poparcie 98%), to wprowadzenie do SAR-u w nowoczesność – nowoczesne myślenie, cała ta praca z AI, zdejmowanie tego odium, że to nam zabierze pracę.
Udało się zasygnalizować partnerskie relacje klient-agencja poprzez na przykład "Przetargowe Bingo" czy coraz więcej działań na rzecz Białej Księgi. Udały się też interwencje, które mieliśmy w przypadku pewnej firmy. Jesteśmy strażnikiem standardów.
Interwencji, która chyba nic nie dała? Mówisz o przetargu Liptona. Czym to się skończyło? Coś zmienili, coś poprawili, z czegoś się wycofali pod waszym naciskiem?
Na pewno dało to to, że agencje SAR-owskie nie wzięły w tym udziału i się wycofały. Agencja, która wygrała ten przetarg, jest poza standardami, w które my wierzymy. Poszedł mocny sygnał do rynku, do innych klientów: "Słuchajcie, uważajcie na standardy, przestrzegajcie ich, bo jeśli nie, to najlepsze agencje nie będą brały udziału w takich postępowaniach". I to jest pozytywne.
Mamy też sygnały, że coraz więcej klientów płaci rejection fee, a niektórzy klienci zaczęli po prostu płacić agencjom za pracę przetargową. Więc są pozytywne sygnały – nie jest jeszcze idealnie.
To efekt "Przetargowego Binga"?
Ważny element tej kampanii jest taki, że na jednym ze spotkań z członkami SAR-u szefowa niezależnej, niewielkiej agencji wyrywa się i mówi: "Słuchajcie, zobaczcie, co odpisałam mojemu klientowi na jego prośbę...". I wkleja na czat odpowiedź, która jest przekopiowaniem naszych standardów, pisząc: "Niestety, nie mogę się na to zgodzić, bo jestem członkiem stowarzyszenia, które uważa, że obowiązują takie i takie standardy".
To daje taką siłę, takie poczucie, że nie jesteś sama w tej walce. To, co klient sobie wymyślił, jest w sprzeczności z czyimś zdaniem i wartościami. Uważam, że udało się to, że te agencje czują solidarność i mogą sobie pozwolić na to, żeby powiedzieć "nie". To jest na pewno duża zmiana.
Co jest w SAR do poprawy?
To, nad czym chcemy pracować, to nie tylko przetargi, ale też ogólnie sposób współpracy. Przetarg to jedno, a potem zaczyna się współpraca. Nazywa się to ładnie po angielsku ways of working. Mówimy: "No dobrze, jak już macie ten czarter, to zadbajcie o długofalowe relacje i warto się trzymać takich zasad". To jest na pewno coś znaczącego. Mocny sygnał do rynku. Jeśli są przetargi, to będziemy je monitorować i pilnować.
Będzie więcej takich interwencji SAR-u jak ta z Liptonem?
Jesteśmy na to gotowi. Na stronie SkutecznyPrzetarg.pl przyjmujemy zgłoszenia takich problemowych postępowań. Podjęliśmy ostatnio interwencję w sprawie przetargu jednej ze spółek Skarbu Państwa, była też inna z sektora prywatnego. Czasami media się o tym nie dowiadują, po to, żeby klient się zreflektował i wszedł w dialog, dogadał się z agencjami. W sytuacjach, kiedy już jest beznadziejny przypadek, to wtedy rzeczywiście, dzięki wam, możemy zasygnalizować rynkowi: "Słuchajcie, być może stało się coś, co nie jest zgodne z zasadami skutecznego przetargu".
Czy zamierzacie robić coś z przetargami typu "0,001% prowizji". Czy oferowanie pracy za 1000 złotych rocznie to jest objaw totalnej rynkowej patologii?
Mówimy tu o przetargach mediowych, to rzeczywiście nie do końca jest transparentne, co się dzieje, jeśli chodzi o samą prowizję. Natomiast modele wynagradzania agencji mediowych są trochę inne niż modele prowizyjne. To, że ktoś godzi się na taką prowizję, niekoniecznie oznacza, że ten model finalny, który ustali z klientem, będzie wyłącznie prowizyjny.
Czyli będzie tak jak jest?
Tutaj trudno cokolwiek z tym zrobić – agencje, które biorą w tym udział, podpisują NDA z danym klientem i potem wewnętrznie negocjują. Nie wierzę, że ktoś jest w stanie pracować za ułamek procenta prowizji. To kwestia przejrzystości modeli wynagradzania agencji mediowych a członkowie SAR współpracują z klientami na przejrzystych zasadach.
Mamy spory temat na nadchodzącą kadencję –rola audytorów mediowych. Chodzi o to, żeby doradzając w takich przetargach, mieli pełną wiedzę i w transparentny sposób komunikowali się zarówno z marketerem, jak i z agencjami mediowymi.
Dzisiaj się komunikują transparentnie, czy nie?
Niektórzy tak.
A co z innymi?
No to źle, jeśli komunikują się w nietransparentny sposób. Dużo zależy od tych uczestników danego przetargu, czy na to się zgodzą. Jeśli się godzą, to jest nam bardzo przykro.
Na stronie SkutecznyPrzetarg.pl można oczywiście się zgłosić i powiedzieć: "Słuchajcie, poprosimy o interwencję". Kilka razy na kwartał zdarza się taka interwencja, kiedy jako biuro SAR prosimy o jakieś wyjaśnienie, przybliżenie tematu albo umawiamy się na spotkanie.
To co jeszcze będzie waszym priorytetem w relacjach między agencją a klientem? Niektóre problemy są w branży od lat. Gdzie macie największy możliwy wpływ na ich rozwiązanie?
Nasza strategia zawiera się w haśle "Otwieramy marketing". "Otwieramy marketing" to nasz sposób na to, żeby marketing przestał być zamkniętym światem – chcemy, żeby był bardziej dostępny, zrozumiały i współpracujący, w tym między agencjami a klientami. Otwieramy marketing na trendy – na AI, na nowe modele funkcjonowania agencji, na nowe podmioty. Jesteśmy otwarci na dyskusję o tych standardach.
Jeśli pytasz, co jesteśmy w stanie zmienić – mamy Białą Księgę. Okazało się, że dwa lata temu niewiele osób do niej zaglądało, więc zrobiliśmy wokół tego komunikację. Jak to z działaniami marketingowymi - trzeba powtarzać. Teraz chcemy rozszerzyć standardy przetargowe o standardy współpracy po przetargu. Planujemy mówić o tej partnerskiej relacji, współpracy klient–agencja w kontekście efektów biznesowych, bo taka partnerska relacja opłaca się dwóm stronom. Chcemy zrobić działania komunikacyjne wokół tego. Dopóki jestem prezesem, będziemy o to walczyć z całych sił.
Tylko zobacz, ilu klientów podpisało tę Białą Księgę? Można ich policzyć na palcach jednej ręki.
Ostatnio LOT odświeżył swoją deklarację. Oczywiście chcemy, żeby sygnatariuszy było więcej, ale chcę podkreślić, że liczba podmiotów, które podpisały standardy, nie jest najważniejszym KPI. Najważniejsze jest to, że Biała Księga i jej promocja przyczyniły się i nadal się przyczyniają do realnej poprawy standardów w branży. Najważniejsze jest dla nas to, żeby te standardy przekładały się na działanie. Chcemy, żeby to działało i było przestrzegane w organizacji u każdego marketera.
Zorientowaliśmy się kilka lat temu, że warto współpracować z innymi stowarzyszeniami branżowymi, żeby osiągać lepsze efekty. "Bingo" zrobiliśmy wspólnie z IAA, PSML-em, IAB, a teraz go gry włączył się POR. Po raz pierwszy w historii spotkaliśmy się – marketerzy, przedstawiciele agencji – i wspólnie ustaliliśmy: "Słuchajcie, chcemy, żeby marketing rósł w siłę". Chcemy, żeby CEO traktowali marketing poważnie, żeby wiedzieli, że marketing rzeczywiście daje im przewagę biznesową. Tu upatruję szansy na zmianę geometryczną. POR jest też patronem kategorii Marketing and Business Solution na Effie. Poprzez te projekty, w aliansie z POR-em i innymi organizacjami, jesteśmy w stanie zdziałać więcej, niż gdybyśmy zamknęli się tylko w świecie agencyjnym.
Będziecie kontynuowali "Przetargowe Bingo"?
Będziemy je rozwijać o standardy współpracy. "Bingo" w ogóle było ważnym krokiem, bo pokazywało dwie strony medalu. Nie poszliśmy jako agencje i nie powiedzieliśmy: "Ci klienci dają krótkie terminy", tylko powiedzieliśmy: "Zobaczcie, to są standardy, których muszą przestrzegać obie strony".
"Bingo" pokazywało, jak zbliżyć do siebie dwie strony medalu. To trochę jak z małżeństwem - jeśli ludzie komunikują się między sobą, potrafią wymieniać informacje i robić wspólne projekty, to mają zaufanie, a ono jest podstawą partnerskiej relacji. Te alianse są dla nas bardzo ważne.
Planujecie zająć się problemem stawek? Wygrywasz przetarg za jakąś kwotę, a potem klient zaczyna negocjacje w dół. Co z tym zrobić?
Tak, są stawki rosnące dla niektórych specjalizacji i stawki malejące dla innych. Trochę o tym mówiliśmy – gdy powstają nowe stanowiska digitalowe, analityczne, AI-owe (np. prompt creative) –trzeba dobrze ludziom zapłacić, żeby ściągnąć taki talent. I klienci też za nie dobrze płacą. A niektóre stawki maleją.
Tu jest wyzwanie, żeby trochę się od tych stawek odczepić i pomyśleć piętro wyżej: "Co mi daje współpraca z agencją?". Agencje powinny się zastanowić: "Jaką wartość daję klientowi? Co on ma z tego, że ja przyniosę taki projekt". To jest kwestia wejścia piętro wyżej. Rozmawiamy o tym właśnie z POR-em. I to jest zmiana na poziomie traktowania marketingu jako inwestycji a nie kosztu. Inwestycji, która przynosi realny efekt biznesowy. Wspólnie z POR chcemy promować model efektywnościowy. Odpowiada on na pytanie - co przynosi dana kampania? Jeśli klient i agencja zgadzają się, że realizują określony cel i analizują efektywność tego, co robią, to klient jest w stanie zapłacić dużo więcej niż wynika ze stawek. Agencja dzięki temu jest w stanie sprzedawać swoje usługi i cenić ich wartość.
Chcemy mówić, że stawki przez ostatnie dziesięć lat wyglądają tak, a nie inaczej, a dochodzi inflacja, presja płacowa. Modele wynagradzania agencji też się zmieniają. Agencje mediowe wypracowały inne sposoby rozliczania swojej pracy.
Jak namówić na model efektywnościowy ludzi, którzy nie są w strukturach SAR? To mniej prowadzi do pytania, jaki masz pomysł, żeby sama organizacja rosła? Jesteście jakąś reprezentacją rynku, ale jest cała masa firm, które są poza strukturą SAR i nie za bardzo się garną, żeby do was wstąpić.
W ostatnich dwóch latach do SAR-u dołączyło 28 nowych agencji – to dużo jak na dojrzałą organizację branżową, która nie prowadzi aktywnej akwizycji. Nie sprzedajemy członkostwa, tylko budujemy środowisko, do którego chce się należeć
SAR zmienia się razem z branżą – porządkujemy procesy, słuchamy potrzeb członków i tworzymy przestrzeń, w której każdy czuje się częścią wspólnoty, a nie tylko organizacji.
Coraz więcej firm szuka dziś ram i wartości, które pomogą im się rozwijać – i to właśnie oferujemy. SAR od lat wyznacza standardy jakości i współpracy, pokazuje, czym jest odpowiedzialny, efektywny i nowoczesny marketing – przez Effie, KTR, Innovation czy nasze programy edukacyjne.
W ramach strategii "Otwieramy marketing" poszliśmy krok dalej – rozszerzamy definicję branży i otwieramy się na firmy technologiczne, mediowe, badawcze czy edukacyjne. Dlatego stworzyliśmy model członka afiliowanego, który pozwala dołączyć tym, którzy działają wokół marketingu, ale nie są typową agencją
Naszym celem nie jest liczba członków, tylko siła wspólnoty – chcemy, żeby SAR był miejscem, które realnie wpływa na jakość rynku i rozwój ludzi w branży.











