"W gospodarce polskiej jest coraz lepiej, coraz więcej danych i w tej mierze możemy powiedzieć coś bardziej precyzyjnego. Jednak czy tym roku wzrost wyniesie 3,5% czy też 3,4%, jak szacuje Komisja Europejska (KE), wielkiego znaczenia nie ma. Ale oznacza to, że gospodarka będzie z godnością starego dębu, a nie z szybkością Usaina Bolta, ale jednak posuwać się do przodu” - powiedział Belka w rozmowie z agencją ISB.
W jego ocenie istotne jest także, że dotychczas przyspieszenie gospodarcze występuje bez żadnego wkładu inwestycji sektora prywatnego, które zwykle są elementem dynamizującym. Były premier i minister finansów oczekuje więc, że one wreszcie się ruszą. A jeśli tak się stanie, to ruszy także zatrudnienie i popyt konsumpcyjny.
"Ja w takiej sytuacji raczej pytam o to, co musi się stać, by w 2011 r. gospodarka nie przyspieszyła powyżej 3,5%. Ale czy to będzie 3,8% czy może 4,2 % zależy także od struktury tworzenia dochodu narodowego. Gdyby bowiem np. gwałtownie zwiększył się import, to wkład eksportu netto byłby ujemny, choć z drugiej strony - byłoby to dobre dla budżetu z powodu masowego napływu podatku VAT" - powiedział prezes NBP.

W opinii szefa banku centralnego, nie ma więc niczego ekstrawaganckiego w oczekiwaniu, iż w tym roku gospodarka osiągnie 3,5-proc dynamikę. I wówczas nie widzi powodu, by gospodarka nie miała nadal umiarkowanie przyspieszać.
"Wierzę, że istnieje wewnętrzna dynamika gospodarcza, a więc wzrost PKB w 2011 r. może osiągnąć 4,0%" - podsumował Belka.
W przyjętym przez rząd projekcie ustawy budżetowej na 2011 rok założono wzrost gospodarczy w 2011 r. na poziomie 3,5%. Natomiast wczoraj Komisja Europejska (KE) podniosła prognozę tegorocznego wzrostu PKB Polski do 3,4% z 2,7% oczekiwanych w maju











