Robert Patoleta: Prowadzi Pani program „Europa da się lubić”, mieszka w Warszawie i Anglii, wychowuje dwójkę dzieci i niedawno została Pani redaktor naczelną miesięcznika „Zwierciadło”. Proszę nam zdradzić, jak daje sobie Pani ze wszystkim radę?Monika Richardson: Raz lepiej, raz gorzej. Jak każda pracująca matka. Wieczorem podsumowuję kompromisy dnia i codziennie myślę: warto było! Dopóki tak myślę i dopóki zdrowie mi dopisuje, będę pracować zawodowo i wychowywać dzieci. Bo choć moje kruszynki są moim wielkim szczęściem, potrzebuję również gimnastykować umysł, a to zapewnia mi praca zawodowa.
Dlaczego zdecydowała się Pani objąć stanowisko redaktor naczelnej „Zwierciadła”?Jak wyżej. Poza tym: to najlepsze pismo kobiece na rynku. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Co zamierza Pani zmienić w „Zwierciadle”?Zamierzam doceniać i rozsławiać w świecie dobre imię tego tytułu i talent autorów i fotografików z nami współpracujących. Tylko tego pragnę, by każdy zmęczony kolorowym, a pustym jarmarkiem na rynku prasy kobiecej, sięgnął po „Zwierciadło” i w pierwszych pięciu minutach spokoju przeczytał temat miesiąca, reportaż, felieton Poniedzielskiego, jakikolwiek tekst Aliny Gutek, czy choćby coś w cyklu „Skąd się wziąłem”. Potem już nie będę musiała nikogo namawiać. Tak w Polsce nikt nie pisze, to są prawdziwe perełki, jestem dumna, że gdzieś tam jest też moje nazwisko.

Sądząc po pierwszym numerze „Zwierciadła”, które wyszło spod Pani rąk, pismo będzie zawierało sporo ambitnych tematów społecznych i psychologicznych. Zgadza się?Zawsze. Chciałabym jednak, żeby nie zapominać o nowoczesnej, konsekwentnej i pięknej szacie graficznej, za którą odpowiedzialny jest dyrektor artystyczny, Tomasz Misiek. „Zwierciadło” wielokrotnie otrzymywało prestiżowe nagrody, m.in. Grand Front i Chimera.
Kogo chciałaby Pani zainteresować „Zwierciadłem”?Te, którym wydaje się, że wszystkie polskie pisma kobiece są takie same. Proszę sięgnąć do „Zwierciadła” i poszerzyć swoje horyzonty, nabrać głębokiego oddechu, zobaczyć świat nieco głębiej, zrozumieć własne emocje. Oczywiście, mówię także o mężczyznach. Wiem, że już teraz nas czytają i myślę, że nie powinni się tego wstydzić.

Jolanta Pieńkowska prowadzi „Twój Styl”, Małgorzata Domagalik – „Panią”, teraz Pani została naczelną „Zwierciadła”. Skąd wziął się trend?To pytanie nie do mnie.
Które z podobnych pism uważa Pani za najbardziej konkurencyjne? Dlaczego? Proszę o szczerą odpowiedź.Żadne. W sprawach statystyki odsyłam do badań.
Czyta Pani ambitną literaturę. A które z pism „babskich”, tych polskich i zagranicznych, lubi Pani najbardziej?W Polsce czytam „Elle”, „Twój Styl”, „Panią”, „Sukces” i „Vivę!”. Nie zawsze z przyjemnością, najczęściej z obowiązku. W Anglii: „Red”, „Easy Living”, „Vogue” i „Psychologies”.Co z doświadczenia telewizyjnego przydaje się w pracy dziennikarza prasowego?Decyzyjność. Umiejętność zachwytu, otwartość na ludzi i nowe pomysły. Słowność. Odpowiedzialność.
Czy Pani przejście do „Zwierciadła” ma związek z tym, że wkrótce zakończy się produkcja „Europa da się lubić”? Do kiedy zaplanowana jest emisja nowych odcinków programu?Wręcz przeciwnie. „Europa…” ma się świetnie i nie ma planów zakończenia produkcji. Chyba że widzowie zmienią zdanie, do tego mają prawo zawsze.

Proszę zdradzić, jaka będzie tematyka następnych odcinków?Viva Espana!, Europa kontra Ameryka, Europa kabaretowa, a przede wszystkim całkiem nowe twarze, obcokrajowcy pełni entuzjazmu, płynnie mówiący po polsku i zakochani w naszym kraju. To wszystko, co sprawia, że ten program się nie nudzi – ani widzom, ani mnie.
Jakie ma Pani dalsze plany związane z telewizją?Na to jeszcze naprawdę za wcześnie. Anglicy powiedzieliby: na razie mam dosyć na talerzu. A obżarstwo to grzech. I niezdrowe.
Rozmawiał Robert Patoleta.











