Unikanie mediów przez Magdalenę Ogórek samobójczą strategią kampanii wyborczej

Działania komunikacyjne Magdaleny Ogórek jako kandydatki na prezydenta trudno nazwać kampanią. Ona sama nie ma żadnych relacji z mediami, a jej strategia najpierw mogła intrygować, a potem już tylko irytować - oceniają dla Wirtualnemedia.pl Krzysztof Skórzyński, Kamila Biedrzycka-Osica, Grzegorz Cydejko, Mikołaj Wójcik i Joanna Pruszyńska-Witkowska.

Beata Goczał
Beata Goczał
Udostępnij artykuł:

Magdalena Ogórek, która z ramienia SLD startuje w wyborach na prezydenta RP, jest spośród wszystkich kandydatów najważniejszych partii na to stanowisko najmniej aktywna i widoczna w mediach. Wydawać się może, że mediów i dziennikarzy unika jak ognia, obecna bywa czasem w internecie, a od miesiąca na spotkaniach z wyborcami.

Od ogłoszenia jej kandydatury nie udzieliła żadnego wywiadu, podczas wystąpień publicznych z jej udziałem najczęściej nie pozwalano dziennikarzom zadawać pytań, dopiero w ostatnich tygodniach kandydatka udzieliła krótkich wypowiedzi (głównie mediom regionalnym i lokalnym) podczas wizyt w różnych miejscowościach. Unikanie mediów przez Ogórek jest tym bardziej zaskakujące, że wcześniej przez kilka lat pojawiała się w nich jako ekspertka m.in. od tematyki Kościoła, a w ub.r. prowadziła programy w TVN24 Biznes i Świat (więcej na ten temat).

Zajmujący się na co dzień tematami politycznymi dziennikarze są dość jednomyślni w krytycznych ocenach strategii informacyjnej Magdaleny Ogórek. Według Krzysztofa Skórzyńskiego, reportera „Faktów” TVN, jest to konsekwentny plan przygotowany przez sztab kandydatki. - Najpierw mógł intrygować, potem irytował, a dziś rodzi pytanie czy nie ma on przypadkiem na celu „przykrycia” braku prezydenckich kwalifikacji kandydatki - uważa Skórzyński.

Dziennikarka TVP Info Kamila Biedrzycka-Osica uważa, że Magdalena Ogórek mimo deklarowanego doświadczenia i realnej współpracy z mediami (np. podczas zatrudnienia w klubie parlamentarnym SLD) raczej niczego się nie nauczyła. W jej opinii komunikacja bezpośrednia praktycznie nie istnieje chyba, że za pewną formę relacji można uznawać rzucane w przestrzeń przez kandydatkę równoważniki zdań.

- Ciężar komunikacji na linii sztab - dziennikarze wziął na siebie Tomasz Kalita, z którym współpraca wygląda niemal wzorowo. Niestety tylko pod względem organizacyjnym, bo merytorycznie pan rzecznik pełni rolę strażnika oblężonej twierdzy, na którą kreowana jest Magdalena Ogórek - mówi Biedrzycka-Osica.

- Nikt tak doskonale nie pokazuje, jak ważne są media w kampanii, jak sztab Magdaleny Ogórek - uważa z kolei Mikołaj Wójcik, szef działu polityka w „Fakcie”. - Co z tego, że kandydatka ma konto na Twitterze, jej sztab wrzuca mnóstwo zdjęć i informacji na Facebooku, a politycy ją wspierający goszczą w wielu telewizjach, skoro i tak kwintesencją jej kampanii staje się mem przedstawiający Leszka Millera przed komputerem z podpisem „Magdalena Ogórek tuż przed spotkaniem z wyborcami”? Nikt przed kampanią nie znał Magdaleny Ogórek jako polityka. Jej pierwszym i podstawowym zadaniem powinno więc być udowodnienie, że w ogóle jest politykiem. Strategia, którą wybrała ona lub jej sztab sprawia, że przekonuje raczej, że jest marionetką w rękach albo ludzi SLD albo - co gorsza - tajemniczych sił, które nakłoniły Millera, żeby ją wystawił. Nawet Andrzej Duda czy Adam Jarubas, mniej znani politycy, zaczęli kampanię od udowadniania, że są samodzielni, że nie sterują nimi ich partyjni liderzy - dodaje Wójcik.

Grzegorz Cydejko z „Forbesa” dodaje natomiast: - Żadna strategia komunikacyjna, która przynosi nieznanej z działalności politycznej kandydatce coraz wyższą rozpoznawalność, trzecie miejsce w prezydenckich sondażach i wynik na poziomie 8 proc. elektoratu - nie może być oceniona negatywnie. Strategie „komunikacji niewerbalnej” również  - zaznacza dziennikarz. - Kampania wyborcza będzie trwała jeszcze na tyle długo, że można spodziewać się ewolucji strategii komunikacyjnej każdego z kandydatów i prób określenia pól rywalizacji pomiędzy nimi. Po wyklarowaniu się głównych tematów politycznej konkurencji, spodziewam się wielu prób kontaktu z elektoratem, m.in. poprzez otwarte wywiady i konferencje z dziennikarzami, do których to sposobów komunikacji na razie nie pała nie tylko sztab Magdaleny Ogórek. Obawiam się raczej, że na tym kolejnym etapie zacznie się selekcja mediów na te, którym dany kandydat będzie udzielał wypowiedzi i te, wobec których będzie asertywny i będzie się ich wystrzegał. Niestety, jest to praktyka powszechna w polskiej polityce, stosowana nie tylko w okresie kampanii wyborczych.

Zdaniem Joanny Pruszyńskiej-Witkowskiej, prezes agencji Headlines Porter Novelli, prowadzone dotychczas aktywności komunikacyjne związane z promowaniem Magdaleny Ogórek jako kandydatki na prezydenta trudno nazwać kampanią. W jej opinii działania sztabu Ogórek wyglądają chaotycznie - jak gdyby intencją było uchronienie  kandydatki przed trudnymi pytaniami i jakąkolwiek interakcją z dziennikarzami.

- Bywa czasem widoczna w mediach regionalnych, które oczywiście mają wielu czytelników. Ale w tych, w których łatwiej spozycjonować sztabowi gotowy komunikat. Spotkania z wyborcami zaś mają wąską możliwość interakcji. Na razie w mediach widzimy jej brak wiedzy, brak kompetencji, wyuczone formułki zamiast odpowiedzi. Dziennikarze nie tylko w  nieformalnych rozmowach, ale już nawet w mediach społecznościowych przyznają, że niektóre z jej wypowiedzi sami cenzurują, ponieważ są zawstydzająco słabe lub nie wnoszą niczego. Stała się szybko znana, rozpoznawalna w Polsce - ale w wyborach prezydenckich reguła „nie ważne jak mówią, byle mówili” nie sprawdzi się. To wielka szkoda- i krzywda dla kobiet w Polsce, na tle Europy najlepiej wykształconych, zajmujących wysokie stanowiska w strategicznych  obszarach gospodarki, jak finanse, energia i nowoczesne technologie - uważa Pruszyńska-Witkowska.

Zwraca przy tym uwagę, że to dziwne, że akurat przez SLD promowane są atrybuty „kobiety paprotki” ładnej i zgrabnej, a nie kompetentnej i merytorycznej. - Nie po raz pierwszy SLD stawia w wyborach na urodę i młodość. Odchudzony, opalony Aleksander Kwaśniewski, w drogim garniturze i z niebieskimi szkłami kontaktowymi, tańczący przy disco polo miał jednak doświadczenie polityczne i program. W  wyborach Sojusz już kilka razy sięgał po ten schemat - przykładem jest m.in. Wojciech Olejniczak, który przed wyborami parlamentarnymi nawet w dni obrad plenarnych Sejmu nie opuszczał treningów w siłowni, by zaskoczyć nowym obliczem. Grzegorz Napieralski był najmłodszym kandydatem w wyborach  prezydenckich 2000 r. (i jedynym przed czterdziestką). To są wypróbowane metody ale nie sprawdzają się dziś - gdy łatwiej jest kandydata prześwietlić np. dzięki mediom społecznościowym. Inni kandydaci mają zdecydowanie więcej do powiedzenia - ocenia prezes agencji Headlines Porter Novelli. Jako przykłady wskazuje Bronisława Komorowskiego bombardującego  informacjami o swoich działaniach zarówno jako prezydent jak i polityk ubiegający się o reelekcję (np. sms-y dziennikarze dostają osobno kanałem sztabu wyborczego, a osobno z kancelarii).

Rozmówcy portalu Wirtualnemedia.pl równie źle oceniają kontakty Magdaleny Ogórek z mediami. Według Joanny Pruszyńskiej-Witkowskiej z Headlines, kandydatka SLD nie ma relacji z mediami, unika wywiadów i konferencji prasowych. - Pytana powtarza kilka wyuczonych formułek: „musimy rozmawiać”, że „wierzymy w siłę dialogu”, „to pytanie do rządu”. Trudno ocenić, czy faktycznie ma tak niewiele do powiedzenia, czy brak jej opinii na najważniejsze zagadnienia dotyczące państwa oraz bieżących wydarzeń politycznych. Czy daje sobą tak sterować? - zastanawia się szefowa Headlines. - Niezależnie jaka jest przyczyna, to działania dyskwalifikujące w wyścigu o prezydencki fotel. Dochodzi do absurdalnych sytuacji, gdy nawet na pisemnie zadane pytania odpowiada sztab - w takim sensie, że zastrzega iż nie są to wypowiedzi, które podpisywać można nazwiskiem kandydatki - dodaje.

Z kolei Krzysztof Skórzyński z TVN24 podkreśla, że jeżeli media w kampanii mają spełniać rolę przekaźnika między kandydatką a jej wyborcami i jeżeli mają przekazywać poglądy tejże na istotne sprawy, to te relacje należy ocenić jednoznacznie źle. - Nieustanne milczenie, przerywane raz na jakiś czas lakonicznymi zdaniami o bardzo ogólnej treści nie jest poważnym traktowaniem wyborców. A tym samym co najmniej utrudnia to mediom wypełnianie ich roli. Zwłaszcza w kampanii wyborczej - uważa Skórzyński.

-  Wyborcy zasługują na pełną wiedzę o poglądach i kwalifikacjach poszczególnych kandydatów na wybieralne funkcje. Z punktu widzenia zasad demokracji, żaden z kandydatów nie może być oceniony na razie jako otwarty na współpracę z dziennikarzami i komunikację ze wszystkimi grupami społecznymi, do których docierają różnorodne media. Taką postawę tylko po części tłumaczy fakt, iż wiele mediów jest programowane przez właścicieli na sprzyjanie lub zwalczanie tej czy innej kandydatury - mówi Grzegorz Cydejko z „Forbesa”. - W podobnych warunkach ostrej polaryzacji politycznej działają jednak sztaby wyborcze w niemal wszystkich demokracjach liberalnych. Dlatego ocena sposobu komunikowania kandydata z wyborcami musi być dokonana na podstawie takich aspektów, jak program, gotowość i realna współpraca z różnorodnymi mediami na przestrzeni całej kampanii wyborczej. Na taką ocenę jest jeszcze za wcześnie w odniesieniu do wszystkich kandydatów w obecnych wyborach  podkreśla Cydejko.

Joanna Pruszyńska-Witkowska przestrzega, że nawet jeśli przed samymi wyborami strategię Magdaleny Ogórek próbowano by zmienić, trudno będzie teraz ocieplić te relacje.

Pytani przez Wirtualnemedia.pl dziennikarze nie dają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy obrana przez Magdalenę Ogórek strategia komunikacji jest słuszna i dobra. - Dla kandydatki? Może się okazać skuteczna. Dla SLD? Również. Niewykluczone, że Magdalena Ogórek będzie jedyną kandydatką, której uda się zebrać wymagane 100 tysięcy podpisów, uprawniających do startu w wyborach. Jeżeli będzie jedyną kobietą w gronie mężczyzn, otrzyma z pewnością jakąś wyborczą premię. Poprze ją pewnie także część młodych wyborców, dla których będzie się wyróżniać na tle znanych „politycznych twarzy”. A im bardziej i im dłużej milczy, tym trudniej będzie ją oceniać w kategoriach poglądów i tego co ma lub nie ma do powiedzenia. Niewykluczone jednak, że jest grupa wyborców, dla której to akurat może mieć marginalne znaczenie - ocenia Krzysztof Skórzyński.

- Niektórzy twierdzą, że dobrą czy złą strategię ocenia się po skutkach. Nie zgadzam się z tym. Na dwa miesiące przed głosowaniem mało znana kandydatka jest wciąż mało znana. Co z tego, że stała się rozpoznawalna? Wyborcy przy urnach podejmują racjonalny wybór. Jeśli Ogórek i SLD liczą na więcej niż 7-8 procent głosów, to tę strategię muszą zmienić. To ostatni dzwonek - uważa z kolei Mikołaj Wójcik.

 

Zdaniem Kamili Biedrzyckiej-Osicy strategia obrana przez Magdalenę Ogórek jest bardzo ryzykowna i trudno przewidzieć, czy przyniesie pożądany efekt. - Z jednej strony bowiem powstaje wrażenie strachu kandydatki o to jak wypadnie w starciu z dziennikarzami i obawy jej własnego sztabu o przygotowanie merytoryczne. Z drugiej jednak brak wchodzenia w jałowe spory retoryczne z ogranymi twarzami polskiej polityki może skutkować zaciekawieniem wyborców i efektem świeżości - mówi Biedrzycka-Osica.

Mikołaj Wójcik zwraca uwagę, że kampania wyborcza to specyficzny czas, w którym nie ma miejsca na lubienie czy nielubienie danego tytułu, stacji czy dziennikarza. - Taka otwartość w połączeniu z kontrolą przekazu przez sztab wyborczy kandydata może działać cuda. Może, nie gwarantuje ich. Ale gwarantuje, że bez tego kandydat sam sobie strzela w plecy.To dlatego kampania Andrzeja Dudy oceniana jest jako świetna i przynosi owoce – bo zaprasza wszystkich, którzy chcą do Dudobusa, zaprosił na konwencję liderów opinii z Twittera, nie daje przestrzeni na rozpamiętywanie błędów, czy grzebanie w przeszłości, bo nie pozwala na to dynamika zdarzeń. Kampania prezydenta Bronisława Komorowskiego zbiera słabe oceny – piszę to przed sobotnią konwencją, która może być momentem zmiany - bo nie ma w sobie elementu zaskoczenia. I to nie dlatego, że prezydent jest znany. Tam wyraźnie widać brak pomysłu na zainteresowanie ludzi i mediów kampanią – zwraca uwagę Wójcik.

 

Zdaniem Joanny Pruszyńskiej-Witkowskiej kandydat na prezydenta powinien prowadzić otwartą politykę komunikacyjną. Nie oznacza to oczywiście, że jest dostępny zawsze i wszędzie dla wszystkich. - Silny, inteligentny kandydat lub kandydatka, pewny swojego zaplecza, nie powinien unikać wystąpień publicznych, debat, wywiadów. Im częściej będą widzieć i słuchać go wyborcy, tym jego szanse będą wyższe. Tak byłoby w świecie idealnym. Prezydent, choć stanowisko to często nazywa się w Polsce żyrandolowym, musi mieć własne zdanie, charyzmę, nie może się przez pięć lat ukrywać za sztabowcami, musi radzić sobie w trudnych sytuacjach choćby z zakresu polityki zagranicznej czy decyzji o podpisaniu ustaw, zawetowaniu ich czy skierowaniu do Trybunału. Polacy zdają sobie z tego sprawę - mówi.

- Trudno  zgadnąć, czym mieliby kierować się wyborcy Magdaleny Ogórek. Poza urodą i  faktem, że część osób zagłosowałoby na kandydata SLD niezależnie kim by był. Niewielu przekona pewnie nieco  spiskowa teoria forsowana przez jej sztab, zgodnie z którą fakt, że źle wypadają jej np. spotkania z wyborcami to tylko efekt wrogiego nastawienia redakcji. Nie tłumaczy to milczenia lub słabych odpowiedzi. Trudno się reakcjom mediów dziwić, ponieważ ze wszystkich kandydatów to właśnie Ogórek najbardziej ich unika. Jeśli jedzie w teren, stara się to robić "z zaskoczenia". Dochodzi do absurdalnej sytuacji, gdy stacjom łatwiej pozyskać wypowiedź obecnego, okopującego się na stanowisku prezydenta, niż przynajmniej w teorii ambitnej, energicznej, wykształconej kobiety - dodaje.

W jej opinii SLD zachowuje się tak, jakby uznało swoją decyzję za błąd, jakby starało robić dobrą minę i minimalizować straty. - Jakby obawiało się, że dopuszczając kandydatkę do głosu będzie mieć problem z porównaniami do Sarah Palin. Szkoda - dodaje Pruszyńska-Witkowska.

Kamila Biedrzycka-Osica zwraca natomiast uwagę, że polityka komunikacyjna kandydata na prezydenta zależy od samego kandydata i jego znajomości lub braku z konkretnymi dziennikarzami. - Może być to relacja bezpośrednia lub przez rzecznika czy szefa sztabu. Forma kontaktu nie ma większego znaczenia, ważne, żeby była efektywna. To znaczy sztab musi wyznaczyć konkretną osobę, która zajmuje się relacjami z mediami - odbiera telefony, odpisuje na SMSy, prowadzi kalendarz. Bez tego mamy chaos i wrażenie niedorośnięcia do poważnej sprawy jaką jest start w wyborach prezydenckich - mówi Biedrzycka-Osica. Dodaje, że żadnemu kandydatowi nie uda się jednak dotrzeć do wszystkich zainteresowanych, dlatego ważna jest także obecność w mediach. - W końcu nie samymi spotami wyborca żyje -podsumowuje.

PRACA.WIRTUALNEMEDIA.PL

NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

Właściciel TVN wybierze Netfliksa? Ruszyły negocjacje ws. HBO Max

Właściciel TVN wybierze Netfliksa? Ruszyły negocjacje ws. HBO Max

Zmarł Rafał Kołsut. Jako dziecko był gwiazdą "Ziarna"

Zmarł Rafał Kołsut. Jako dziecko był gwiazdą "Ziarna"

Ziętara zginął, bo był dziennikarzem. Kto i dlaczego straszy teraz media, które o tym piszą?

Ziętara zginął, bo był dziennikarzem. Kto i dlaczego straszy teraz media, które o tym piszą?

KRRiT przedłuża koncesje. Chodzi m.in. o stacje Polsatu i Canal+

KRRiT przedłuża koncesje. Chodzi m.in. o stacje Polsatu i Canal+

Polsat Box udostępnił za darmo wiele kanałów

Polsat Box udostępnił za darmo wiele kanałów

Współpracownica Agory bez pieniędzy po porodzie? Firma odpowiada "Solidarności"

Współpracownica Agory bez pieniędzy po porodzie? Firma odpowiada "Solidarności"