SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

R4S to agencja lobbingowa, ale kontrowersje wokół niej szkodzą branży PR (opinie)

„Gazeta Wyborcza” i OKO.press opisały polityczne powiązania Adama Hofmana i Roberta Pietryszyna z agencji R4S oraz możliwy wpływ na obsadzanie władz państwowych spółek. Zdaniem pytanych przez Wirtualnemedia.pl menedżerów z branży public relations to kolejne potwierdzenie, że R4S to raczej firma lobbingowa niż agencja PR. Mimo to kontrowersje wokół niej szkodzą także branży komunikacji.

Adam Hofman, fot. materiały prasoweAdam Hofman, fot. materiały prasowe

W artykule Jacka Harłukowicza z „Gazety Wyborczej”, Konrada Szczygła z Fundacji Reporterów i Sebastiana Klauzińskiego z OKO.press szczegółowo opisano relacje zawodowe i prywatną znajomość byłego ministra skarbu państwa Dawida Jackiewicza oraz partnerów w agencji R4S: Adama Hofmana (do 2014 roku przez lata posła i rzecznika prasowego PiS) oraz Roberta Pietrzyszyna (w 2016 roku kolejno członka zarządu PZU i prezesa Grupy Lotos).

Według ustaleń dziennikarzy kiedy Jackiewicz od listopada 2015 do września 2016 roku był ministrem skarbu państwa, wspólni znajomi jego i Hofmana trafili do władz wielu dużych spółek państwowych, m.in. Grupy Azoty, KGHM, LOT, Totalizatora Sportowego, Tauronu czy Energi.

Jackiewicz zapewnia, że nie uzgadniano tych nominacji z Adamem Hofmanem. Równocześnie prężnie rozwijała się założona przez Hofmana agencja komunikacji R4S. W pierwszej połowie 2016 roku Centralne Biuro Antykorupcyjne postanowiło zbadać jej relacje z państwowymi firmami i instytucjami. Według „GW” i OKO.press ustalono, że w ciągu pierwszego niego ponad roku działalności z 4,3 mln zł przychodów spółki 1,2 mln zł pochodziło od podmiotów państwowych.

>>> Praca.Wirtualnemedia.pl - tysiące ogłoszeń z mediów i marketingu

Hofman wymyślił Polską Fundację Narodową?

W artykule podano, powołując się na biznesmena związanego z grupą Hofmana i Pietryszyna, że to były rzecznik prasowy PiS latem 2016 roku w trakcie spotkań z szefami dużych firm państwowych podsunął pomysł utworzenia Polskiej Fundacji Narodowej. Jej start ogłoszono w lipcu 2016 roku na konferencji z udziałem Dawida Jackiewicza i ówczesnej premier Beaty Szydło, a imprezę promującą PFN zorganizowano we wrześniu 2016 roku na Forum Ekonomicznym w Krynicy. Za event odpowiadał Tauron, kierowany wówczas przez Remigiusza Nowakowskiego, wieloletniego znajomego Jackiewicza i Hofmana.

Początkowo prezesem PFN miał być Zbigniew Girzyński, który po tym jak w 2014 roku pożegnał się z PiS, a rok później nie został wybrany do Senatu (startował jako niezależny kandydat), współpracował z R4S. Cytowany w artykule biznesmen stwierdził, że fundację utworzono, żeby ludzie Adama Hofmana nie musieli „kołatać do stu drzwi i żebrać o pieniądze, tylko żeby kasa ze spółek skarbu państwa spływała do jednego miejsca”. Dawid Jackiewicz zapewnił autorów tekstu, że to on jest pomysłodawcą Polskiej Fundacji Narodowej.

Pytania dotyczące tych publikacji wysłaliśmy do Sławomira Jastrzębowskiego, szefa R4S. Jednak do zamknięcia tego materiału nie odesłał nam odpowiedzi.

O komentarz do ostatnich publikacji na temat agencji R4S poprosiliśmy duże grono przedstawicieli czołowych agencji PR działających na polskim rynku. Część zostawiła nasze pytania bez odpowiedzi, inni odmówili z różnych powodów.

Waśko: R4S nie jest agencją public relations

- Podtrzymuję moją opinię, że R4S nie była i nie jest agencją PR. Jeśli przyjąć takie wytłumaczenie, to nie ma sensu odpowiadać na pytania o sposoby ich działania czy motywacje ich klientów w kontekście komunikacji. Jeśli nadal działają to widocznie jakaś nisza polskiego rynku zapewnia zbyt dla ich specyficznych usług, ale to zupełnie nie jest mój rynek i dlatego nie chcę się wypowiadać - powiedział nam wprost Piotr Czarnowski, prezes agencji First PR.

Podobną opinię na temat działalności agencji R4S ma Hanna Waśko, założycielka i dyrektorka zarządzająca agencji Big Picture, która stanowczo w rozmowie z Wirtualnemedia.pl podkreśla, że błędne, niewłaściwe i obraźliwe dla uczciwego biznesu, w którym pracują tysiące ludzi w Polsce, jest nazywanie praktyk Adama Hofmana i agencji R4S, PR-em.

- Trzon działania R4S, a konkretnie opisanego szeroko przed redakcje „Gazety Wyborczej” i Oko.press całego "układu wrocławskiego" to nie jest PR! Powtarzając to w nieskończoność, obraża się ludzi, którzy wykonują ciężką, uczciwą pracę na co dzień, szanując dziennikarzy, etykę i prawdę. Tak, jak dziennikarzem nie jest Jacek Kurski ani Danuta Holecka, i nigdy nie ustawiłabym ich w jednym rzędzie z żadną poważną redakcją, tak Adam Hofman nie jest PR-owcem! - zaznacza Hanna Waśko.

Wyjaśnia, że PR to dialog, a praca PR-owca to praca, która ma pomóc w uczciwy sposób przekazywać informacje - tak, by zostały właściwie zrozumiane. - PR to informowanie, budowanie zaufania, rozmowa, często asysta dawana zarówno dziennikarzom, jak i tym, z którymi rozmawiają. PR to pisanie zrozumiałych informacji, porządkowanie i prezentowanie faktów i opinii, PR to koordynacja kontaktów, służących wymianie tych opinii - wylicza nasza rozmówczyni.

I dodaje: - Budowanie układu politycznego, zahaczającego momentami o działalność przestępczą i wyprowadzanie ze Skarbu Państwa publicznych środków, na zmianę z szantażowaniem komercyjnego biznesu brakiem "przełożenia" na władze w przypadku braku zapłaty, to nie jest PR. To nawet nie polityka. To praktyki bliższe mafii i haraczom. Nazywajmy wreszcie rzeczy po imieniu - mówi Hanna Waśko.

Konieczne jest, by biznes rozmawiał z rządem

Zdaniem szefowej Big Picture w całej sprawie R4S dramatem jest zupełna utrata zdrowych ram i zdroworozsądkowych granic. - Prawda jest taka, ze na zdrowych rynkach, to normalne i konieczne, żeby biznes rozmawiał z rządem. I normalne jest zatrudnianie konsultantów z doświadczeniem w polityce czy administracji. Jeśli chcesz sensownie prowadzić dialog z premierem kraju, musisz korzystać z rad kogoś, kto zna mechanizmy, protokół, ścieżki obiegu dokumentów, strukturę KPRM, KPRP itd., kto umie profilować rozmówców - wylicza Waśko

- Doświadczenie w administracji publicznej jest świetnym zasobem i dlatego od lat biznes chętnie zatrudnia ludzi, którzy je mają. Tak jest na całym świecie i w normalnym kraju nikt nie dziwiłby się, że duże i małe firmy sięgają po ludzi, którzy czują politykę. Tu jednak mamy do czynienia z kompletnie inną sytuacją. Tak, jak dawno normalne nie jest działanie polskiego Sejmu, polskiego rządu, polskiego Trybunału Konstytucyjnego, tak normalny nie jest "układ wrocławski". Piramida wpływów na Spółki Skarbowe i decydentów oraz strumień pieniędzy płynących stamtąd do prywatnej firmy nie jest normalny - krytykuje menedżerka.

- Ta granica nie jest płynna i trudna do zauważenia. Jest widoczna jak Chiński Mur. I nie mieści mi się w głowie, jak ludzie w biznesie mogą udawać, że tego muru nie widzą. Nie, to nie jest normalne, żeby hodować farmy trolli, płacić 30 tysięcy za spotkanie z politykiem ani dawać się szantażować. Tu nie ma miejsca na hasła, że "w Ameryce każdy zatrudnia byłych polityków", bo nie jesteśmy w Ameryce, ale w 30-letniej, niedojrzałej demokracji, na niedojrzałym, młodym rynku, a panowie z R4S są de facto aktywni w politycznym układzie - zauważa Hanna Waśko.

W rozmowie z Wirtualnemedia.pl ekspertka zwraca uwagę, że to czy takie praktyki przetrwają na rynku, zależy od branży, a nie od układu gwiazd. - Dziś, w tym kraju, z tym łamiącym na każdym kroku prawo rządem i z takimi układami, jak układ Panów Jackiewicza, Hofmana, Pietryszyna, Buraka i innych, albo powiemy jasno i wyraźnie STOP - my, czyli rynek, klienci, media - albo nas to bagno zaleje. Branża głosuje poprzez legitymizację i jej brak. I tu - ogromna rola organizacji branżowych i liderów uczciwych agencji. Nikt tego za nas głośno nie powie - uważa szefowa Big Picture.

- Klienci z kolei głosują zleceniami - mam nadzieję, że po tej ogromnej robocie wykonanej przez dziennikarzy i po jasnych stanowiskach szanowanych na rynku PR-owców, żaden prezes, manager czy pracownik procurementu nie będzie się już dziś zasłaniał brakiem świadomości, że "tam jest jakiś problem", płacąc za politykierstwo i biorąc de facto udział w procederze korupcyjnym. Nawet jeśli ta niewiedza czy naiwność kiedyś była faktem, a wierzę, że mogła mieć miejsce,  bo znam wartościowych ludzi na rynku, którzy mówią o tym, że nie mieli pojęcia co się dzieje, dziś ta nieświadomość już nie ma prawa istnieć - zaznacza Hanna Waśko.

"Pseudoagencje wygrywają biznesy dzięki znajomościom"

W podobnym tonie zastrzeżenia wokół agencji R4S komentuje Barbara Krysztofczyk, CEO agencji Krystal Point. Mówi, że w branży public relations przede wszystkim funkcjonują firmy, których DNA jest w 100% PR-owe.

- Jest też jednak jakaś marginalna część agencji działających na styku świata polityki czy celebrytów. One wygrywają kontrakty biznesowe raczej dzięki znajomościom właścicieli. Ich aureola popularności działa jak magnes – twierdzi nasza rozmówczyni.

Jej zdaniem public relations wciąż jeszcze jest dziedziną biznesu nie do końca zrozumiałą dla ogółu. - Ludzie słysząc „PRowiec" myślą o politycznym spin-doctorze albo Samancie Jones z „Seksu w Wielkim Mieście". Prawdziwy PR jest nudniejszy, bardziej oparty na konsekwentnych codziennych działach przy komputerze – a to obraz mniej poruszający. Dlatego kiedy na rynku pojawiają się agencje nazywające się PR-owymi, ale ocierające się nieco bardziej o ten podkolorowany wizerunek z amerykańskich filmów-– niektóre przedsiębiorstwa czy managerowie lgną do nich jak misie do miodu, licząc na to że „magia zadziała" i nagle ich wizerunkowe potrzeby zostaną zaspokojone. Pojawią się na okładce Forbesa, influencerki na Instagramie będą się prosić o reklamowanie ich produktu, a oni sami zaprzyjaźnią się z Kubą Wojewódzkim - zauważa Barbara Krysztofczyk.

W rozmowie z Wirtualnemedia.pl menedżerka zwraca uwagę, że agencja R4S nie została za nic skazana, dlatego jej obecne kontrakty nie za bardzo mogą być rozwiązane.

- No bo na podstawie czego? Samych artykułów medialnych? W Polsce funkcjonuje wszak domniemanie niewinności... - przypomina. - Dlatego prawnicy obecnych klientów agencji R4S nawet gdyby chcieli to zrobić, mogliby mieć problem w tym, by zerwać toczące się kontrakty. Zaś zarząd agencji mógłby ich za to pozwać - do czego, jak widać po publikowanych oświadczeniach zdają się być dość skorzy - ocenia.

- Natomiast nowe kontrakty to już oczywiście zupełnie inna sprawa. Na pewno w sytuacji obecnej wrzawy medialnej będzie im dużo trudniej znaleźć bogate firmy komercyjne, które chciałyby być utożsamiana z wszystkimi tymi wizerunkowymi problemami, które są rozgrzebywane na łamach różnych mediów. Zostają więc kontrakty rządowe. A dla obecnych zarządów spółek państwowych konflikt z mediami takimi jak „Gazeta Wyborcza” może wręcz świadczyć na korzyść agencji R4S - uważa Barbara Krysztofczyk.

Zamieszanie wokół R4S źle wpłynie na wizerunek branży

Nasza rozmówczyni ocenia, że kryzys wizerunkowy R4S może mieć negatywny wpływ na postrzeganie agencji public relations wśród ludzi, którzy na co dzień z branżą nie mają wiele wspólnego i wkładają do jednego worka wszystko, co ma „PR" w nazwie.

O złym wpływie zamieszania wokół agencji R4S na wizerunek branży PR mówi też Grzegorz Miller, właściciel agencji MillerMedia. - Ewidentnie sprawa agencji R4S stała się sprawa polityczną. Przedłużająca się walka między agencją, mediami oraz politykami nie służy wizerunkowi marki ani nie jest wzorem na zarządzanie sytuacją kryzysową, ani na modelowe relacje na styku polityki i biznesu, ani nie jest odzwierciedleniem standardów działań firm PR na polskim rynku- uzasadnia.

Z kolei Ryszard Solski, prezes agencji Solski Communications zwraca uwagę, że i w Polsce, i za granicą jest duże zapotrzebowanie na usługi lobbingowe i public affairs i w tym, że takie renomowane firmy jak IKEA czy Coca-Cola z nich korzystają, nie ma nic zdrożnego. Uważa, że to, że firma public affairs czy PR ma dobre kontakty na szczeblu politycznym czy biznesowym, jest jej atutem i klienci z pewnością biorą to pod uwagę, bo dla nich bardzo ważna jest skuteczność.

Agencja musi mieć nieskazitelny wizerunek

- Ale dla wielu firm międzynarodowych równie ważne jest to w jaki sposób ich agencja funkcjonuje, realizuje zlecenia, czy jest profesjonalna, czy przestrzega zasad etyki, jest transparentna wobec interesariuszy. No cóż, agencja PR/public affairs musi być jak żona Cezara - jej reputacja jest ponad wszelkie podejrzenia. Gdy zatem w mediach ukazują się publikacje kwestionujące jej profesjonalizm i etykę, a odpowiedzi agencji nie są przekonujące, klienci muszą zareagować. No bo jak ktoś może skutecznie budować reputację i relacje klienta, skoro sam ma z tym problem?  Ale jestem realistą, wiem, że dla części klientów, i to nie tylko w Polsce, skuteczność lobbingu, dla niepoznaki nazywanego PR, może być ważniejsza niż wątpliwości co do etyki i profesjonalizmu - komentuje Ryszard Solski.

Marek Gieorgica, partner zarządzający w Clear Communication Group zwraca natomiast uwagę na to, że agencja R4S bardzo szybko urosła od momentu rozpoczęcia działalności. Przyznaje, że wprawdzie nie może ocenić jakości świadczonych przez nią usług, ale jeśli tak szybko znajduje wielu dużych klientów, to oznacza że muszą być z tych usług zadowoleni.

- Tak przynajmniej powinno się zakładać w teorii. Każdy klient wynajmując firmę świadczącą usługi PR, podejmuje świadomą decyzję, na bieżąco ocenia pracę agencji i to, czy i jak długo chce z jej wsparcia korzystać. Trudno byłoby zakładać, że takie marki jak IKEA czy Coca-Cola decydowałyby się wydawać pieniądze na usługi, z jakości których nie są zadowolone. Na pewno kontrowersje wokół założycieli agencji - byłych polityków - nie służą firmie oraz całej branży i jej wizerunkowi - komentuje.

- PR to nie jest jakieś "załatwiactwo" czy chodzenie na skróty. To ciężka praca wymagająca wiedzy, umiejętności i wyczucia. PR to nie jest też osiąganie celów stawianych przez klienta za wszelką cenę i wszelkimi środkami. Etyka w PR jest jednym z kluczowych wyznaczników działania. Dobrze opisał to w niedawnym wywiadzie dla portalu Wirtualnemedia.pl Piotr Czarnowski. Myślę, że obecnie organizacje branżowe pracują nad tym, aby wizerunek branży PR nie ucierpiał w związku z negatywnymi publikacjami na temat rzekomych praktyk jednej z agencji. Nie chciałbym też wydawać wyroków czy snuć oskarżeń - na pewno wizerunek R4S został bardzo poważnie nadszarpnięty i to sama firma musi obecnie oczyścić się z zarzutów stawianych jej przez media. Wiem, że pracuje tam wielu dobrych fachowców - takich jak na przykład Mariusz Sokołowski - zakładam więc, że uda im się przez ten kryzys przejść - ocenia nasz rozmówca.

R4S zareagowała przed artykułem "GW" i OKO.press

Adam Hofman nie odpowiedział na przesłane mu przez dziennikarzy pytania o sprawy opisane w artykule. Natomiast pod koniec marca agencja R4S poinformowała, że po wcześniejszych publikacjach „Gazety Wyborczej” (Agora), Oko.Press i Fundacji Reporterów złożyła do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez dziennikarzy tych mediów. Chodziło głównie o tekst na temat raportu z operacji CBA dotyczącej spółki.

- Dokument, którym posługują się dziennikarze może być fałszywką wytworzoną wyłącznie w celu zdyskredytowania partnerów spółki R4S. Nikt nie potwierdził autentyczności rzekomego raportu CBA w tej sprawie. Wyżej opisane działania dziennikarzy oprócz oczywistego naruszania dóbr osobistych (art. 23 i 24 kodeksu cywilnego), naruszają także przepisy karne, choćby przestępstwa opisanego w art. 26 prawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji - ocenili partnerzy w R4S w oświadczeniu przekazanym portalowi Wirtualnemedia.pl.

Zapowiedzieli też, że „w związku z rozsyłaniem przez dziennikarzy >>Gazety Wyborczej<<, portal Oko.press i Fundację Reporterów zniesławiających pytań imputujących naruszanie prawa, rozważają dalsze działania mające na celu ochronę dobrego imienia spółki”. - Prawnicy spółki przygotowują pozwy o naruszenie dóbr osobistych, zapłatę zadośćuczynień i odszkodowań przez osoby fizyczne i podmioty prawne odpowiedzialne za publikacje - poinformowali.

Wojciech Cieśla z Fundacji Reporterów w rozmowie z Wirtualnemedia.pl ocenił, że "to białoruski standard komunikacji z mediami". - Zastraszanie reporterów prokuraturą i procesami cywilnymi to nic innego jak próba cenzury i wywołania efektu mrożącego, czyli doprowadzenie do wstrzymania publikacji tekstu zanim w ogóle powstanie. Chodzi o to, żeby dziennikarze bali się zadawać pytania niewygodne dla władzy i postaci z pogranicza polityki i biznesu. O źródłach, na których opieramy swoje śledztwa nie opowiadamy publicznie, zanim nie opublikujemy tekstu czy tekstów - stwierdził.

Bianka Mikołajewska, wicenaczelna Oko.Press podkreśliła, że "oświadczenie jest zaskakujące, ponieważ jedyne publikacje, które ukazały się w serwisie dotyczące agencji, opublikowane zostały kilka tygodni temu". - Do tej pory nasza redakcja nie otrzymała żadnego pisma z tej spółki, żadnego sprostowania, nie było żadnej reakcji. Agencja R4S w tym oświadczeniu mówi o raporcie do którego mielibyśmy się rzekomo odnosić, co do tej pory w żadnej z naszych publikacji nie miało miejsca. To całkowicie bezpodstawne zarzuty - skomentowała.

- Jeżeli chodzi o przyszłe publikacje i wysłane pytania to podobnie, jak wszystkie niezależne redakcje na całym świecie - nie odnosimy się do publikacji, nad którymi nasi dziennikarze lub współpracownicy pracują. W oczywisty sposób nie możemy tego komentować, myślę, że to całkowicie uzasadnione. Reakcja spółki jest szokująca - już na etapie przygotowań podejmuje działania, mające na celu próbę zablokowania publikacji na jej temat. To próba zamrożenia krytyki prasowej, całkowicie niedozwolona w demokratycznym państwie - oceniła Mikołajewska.

OKO.press: R4S dla Coca-Coli korzystała z farm trolli

W grudniu ub.r. ukazał się jeszcze jeden artykuł o R4S. W tekście OKO.press i Fundacji Reporterów opisano, że  agencja miała zajmować się prowadzeniem kampanii w internecie dla Coca-Coli w oparciu o usługi farm trolli. Miały one m.in. organizować akcję w sieci na rzecz wstrzymania podatku cukrowego w Polsce. Pytana przez nas o sprawę agencja, wysłała nam wtedy oświadczenie w którym stwierdziła, że „zleciła audyt procedur zgodnie z jej zasadami compliance w zewnętrznych spółkach, wykonujących dla niej te usługi”.

Na początku grudnia R4S opuściła Stowarzyszenie Agencji Public Relations, po tym jak została zawieszona w prawach członka kilka dni po publikacji artykułu Fundacji Reporterów o współpracy z Coca-Colą. - Nie czuliśmy żadnego wsparcia z jego strony w sytuacjach, w których ewidentnie padliśmy ofiarą oszustw i pomówień - uzasadniała agencja.

W styczniu br. IKEA Polska nie zdecydowała się przedłużyć współpracy z R4S, obsługę komunikacji korporacyjnej powierzyła agencji Havas PR Warsaw.

W 2019 roku agencja R4S zwiększyła przychody sprzedażowe o 31,3 proc., a przy wzroście kosztów operacyjnych o 80 proc. do 7,87 mln zł jej zysk netto zmalał z 3,45 do 2,62 mln zł. Oprócz Adama Hofmana współwłaścicielami i partnerami w agencji są Robert Pietryszyn (w przeszłości m.in. prezes KGHM i Grupy Lotos oraz wiceprezes PZU), były rzecznik policji Mariusz Sokołowski, Sławomir Jastrzębowski (od wiosny 2018 roku jest prezesem agencji, wcześniej był m.in. naczelnym „Super Expressu”) oraz Igor Janke (przeszedł do agencji jesienią 2018 roku).

Dołącz do dyskusji: R4S to agencja lobbingowa, ale kontrowersje wokół niej szkodzą branży PR (opinie)

6 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
YKK
"Ośmiornica to perła pośród głowonogów! Podziwiam ją z ośmiu (co najmniej) powodów."
odpowiedź
User
Luk
Czołowe agencje hahahahahahaha szczególnie Krystal Point
odpowiedź
User
uhygrfd
prawicowa bandyterka
odpowiedź