SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Beztroska i za słaba komunikacja agencji z producentem Żytniej przyczynami błędu ze zdjęciem ofiar ZOMO

W wyniku mediacji, osoba - a nie agencja - która w mieniu Żytniej Extra zamieściła post ze zdjęciem postrzelonego uczestnika demonstracji „Solidarności” z 1982 roku zgodziła się zapłacić zadośćuczynienie w kwocie 15 tys. złotych dla jednego z mężczyzn widocznych na zdjęciu. Jak do tego doszło, że rozpoznawalna marka pozwoliła sobie na taki błąd? - zastanawia się Rafał Sałak z Prowly.com.

Rafał SałakRafał Sałak

We wtorek zakończyła się sprawa sądowa dotycząca jednego z najszerzej komentowanych w ubiegłym roku kryzysów w mediach społecznościowych.

Przypomnijmy, w połowie sierpnia na facebookowej stronie marki Żytnia Extra (Polmos Bielsko- Biała) pojawił się wpis dotyczący połączenia „wieczoru kawalerskiego” z produktami marki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zdjęcie, jakim opatrzono wpis. Fotografia autorstwa Krzysztofa Raczkowiaka przedstawiała postrzelonego uczestnika demonstracji „Solidarności” z 1982 roku, która przeszła do historii jako zbrodnia lubińska. Zdjęcie kojarzyło się jednoznacznie, dlatego wkrótce po publikacji w komentarzach pojawiła się fala krytyki skierowanej przeciwko marce, a sam post usunięto niedługo potem. Administrująca stroną agencja Project wystosowała przeprosiny, a producent zdystansował się od jej działań i zerwał umowę. W wyniku mediacji, osoba - a nie agencja - która w imieniu Żytniej Extra zamieściła post, zgodziła się na zadośćuczynienie w postaci 15 tys. złotych dla jednego z mężczyzn widocznych na zdjęciu.

Wzajemna kontrola czy bezgraniczne „zaufanie”?

W sprawie Żytniej Extra zawiodły podstawowe mechanizmy bezpieczeństwa obecne na każdym poziomie (agencja, klient, faktyczny wykonawca), dlatego ten case powinien się znaleźć przynajmniej w kilku branżowych podręcznikach. Po pierwsze, autorka wpisu wykorzystała zdjęcie znalezione w internecie, które zamieściła bez zgody autora i bez podania praw autorskich. To częsty błąd, choć akurat w tym przypadku zdjęcie nie podlegało ochronie prawnokarnej. Warto jednak pamiętać, że nie każde zdjęcie i ilustrację znalezioną w sieci możemy wykorzystać w dowolny sposób. Jeśli nie możemy odnaleźć licencji konkretnej fotografii, bezpieczniej jest założyć, że zdjęcia po prostu użyć nam nie wolno.

Po drugie, istotna jest znajomość kontekstu wykorzystywanych ilustracji. Jeśli nie jest on odpowiedni do przekazu, nie tylko nie zapewni odpowiedniego zaangażowania, ale w skrajnej sytuacji może doprowadzić do kryzysu wizerunkowego. Tak było w przypadku Żytniej, gdzie autorka - być może mająca podstawową wiedzę nt. wydarzeń historycznych z tego okresu - skrajnie nieumiejętnie dobrała zdjęcie do treści wiadomości. Oczywiście możliwy jest scenariusz, w którym zdjęcie wykorzystano w myśl zasady „nie ważne jak, ważne, by mówili”, jednak robiąc rachunek możliwych zysków i strat nie wydaje mi się on prawdopodobny.

Po trzecie, na poziomie agencji zabrakło prostych, wypracowanych procedur akceptacji treści. Takie procedury mają za zadanie chronić przed podstawowymi błędami, z jakimi mieliśmy do czynienia w przypadku Żytniej Extra. Sam korzystam z prostego modelu, w którym jedna z osób przygotowuje propozycję treści (tekst, grafika i odsyłacze), a druga weryfikuje propozycję jako „świeże oko”.

Po czwarte wreszcie, nie uważam, by model współpracy, w którym klient przerzuca pełną odpowiedzialność na agencję, był słuszny. Ostatecznie to, co widać na zewnątrz, to brand klienta. Media piszące o tej sprawie skupiły się na opisywaniu kryzysu marki Żytnia Extra, nie toruńskiej agencji Project. Dlatego też w interesie klienta jest stała kontrola pracy agencji i publikowanych przez nią treści. Zupełnie inną kwestią jest wybór agencji o niezweryfikowanym portfolio i nietransparentnych zasadach działania. Obawiam się, że tutaj kierowano się jedynie kryterium cenowym, co ma kluczowe znaczenie w tych przetargach, gdzie finalna decyzja należy do działu sprzedaży firmy.

Rynkowy standard czy niechlubny wyjątek?

Na koniec warto zaznaczyć, że postawa samej agencji nie powinna być standardem w branży PR czy jakiekolwiek innej. Odcinając się od działań swojego pracownika (pomijając prawną formę współpracy), Project udowodnił, że nie jest wiarygodnym partnerem biznesowym i nie tylko niewłaściwie nadzoruje pracę swoich pracowników, ale przede wszystkim nie bierze odpowiedzialności za ich działania. W ten sposób agencja straciła dużego klienta, jednocześnie zostawiając członka zespołu z potężną (jak na stawki stażysty czy juniora) „karą” finansową.

Rafał Sałak, communication lead w Prowly.com

Dołącz do dyskusji: Beztroska i za słaba komunikacja agencji z producentem Żytniej przyczynami błędu ze zdjęciem ofiar ZOMO

14 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Edward Korbel
I to jest piękny przykład pracownicy na śmieciówkach co Wam grozi jak agencja się na Was wypnie. Nie dość, że ukradli wam ubezpieczenie to jeszcze w przypadku kłopotów nie chroni was limit górnej granicy odszkodowania w wysokości 3 pensji. Agencja i klient znaleźli kozła ofiarnego w najsłabszej w tej kwestii pracownicy. To się do sądu nadaje. Tak się w Polsce traktuje pracowników.
odpowiedź
User
Rafał Sałak
I to jest piękny przykład pracownicy na śmieciówkach co Wam grozi jak agencja się na Was wypnie. Nie dość, że ukradli wam ubezpieczenie to jeszcze w przypadku kłopotów nie chroni was limit górnej granicy odszkodowania w wysokości 3 pensji. Agencja i klient znaleźli kozła ofiarnego w najsłabszej w tej kwestii pracownicy. To się do sądu nadaje. Tak się w Polsce traktuje pracowników.


Panie Edwardzie, niestety sąd nie ma tu czego szukać, wszystko odbyło się zgodnie z prawem i według tego, na co widocznie każda ze stron przystała. To pokazuje jednak jak bardzo potrzebujemy nie tylko zmiany funkcjonowania branży (w tym we współpracy na poziomie pracownik-agencja oraz agencja-klient), ale i zmiany samej mentalności. Sporo pracy, sporo edukacji, ale osobiście nie widzę innego wyjścia.
odpowiedź
User
Stefan Ławski
Obawiam się, że w agencjach zatrudnia się głownie półgłówków. W każdej pracy poza intelektem najważniejsze jest ... DOŚWIADCZENIE. a doświadczenie przychodzi z wiekiem. Nigdy nie przepuściłbym tego zdjęcia do kampanii bo urodziłem się w 56 roku wiec kiedy się to działo byłem już świadomym i dorosłym człowiekiem. Znam to, bo to zdjęcie obiegło Polskę. Nie sposób było go pomylić z jakimkolwiek innym. Zatrudniajcie dalej dzieciaki na śmieciówkach...
odpowiedź