SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Dlaczego w Polsce nie mamy tradycji produkowania horrorów?

Zbliża się Halloween więc stacje telewizyjne oraz platformy streamingowe wykorzystują „spooky season” i wprowadzają do oferty więcej filmów grozy, horrorów, slasherów itp. W Polsce poza kultową „Wilczycą” z 1983 roku nie mamy zbyt wielu filmów grozy, które wyznaczałyby kierunek rozwoju tego gatunku. Dlaczego tak się dzieje, czy nie lubimy bać się w kinie?

W ostatnich tygodniach nowe horrory wyrastają na platformach streamingowych niczym grzyby po deszczu. Pisaliśmy o najnowszym serialu Mike’a Flanagana, który powstał dla Netfliksa i o halloweenowej nowości Disney+ dla nastolatków. Recenzję „Zagłady domu Usherów” znajdziecie tutaj, a opinię na temat „Gęsiej skórki” Disney+ tutaj. Jako widzowie chętnie oglądamy produkcje amerykańskie, a wiele z nich także w Polsce zyskało miano kultowych.

Mimo to, horror w Polsce nigdy nie miał dobrej sławy. Okazuje się bowiem, że wzbudzał nieufność i niepokój społeczny. - Gdy współcześnie czyta się krytycznofilmowe teksty pisane w okresie Polski Ludowej, łatwo zauważyć dużą nieufność, z jaką ówcześni recenzenci i publicyści podchodzili do horrorów. Handlowanie w kinach „dreszczem grozy” uchodziło wówczas za coś głęboko niewłaściwego, a różne „dreszczowce” czy „wstrząsacze”, jak niekiedy pisano, stanowić miały symptom degeneracji kultury filmowej Zachodu. Uważano, że kino takie odwołuje się do niskich emocji i instynktów, bazując na najprymitywniejszych chwytach – wyjaśnia kulturoznawca, dr Robert Dudziński.

Polskie kino szukało okazji do tego, żeby obłaskawiać horror i dodawać mu szlachetnych rysów, co czasami wywoływało fenomenalny efekt końcowy, ale daleki od ram gatunkowych filmu grozy. Nie zawsze jednak chodzi o to, aby stworzyć dzieło wybitne. Wystarczy wspomnieć „Wilczycę” Marka Piestraka z 1983 roku, która mimo słabego scenariusza i nie najlepszej realizacji dzisiaj uchodzi za film kultowy i cieszy się dużym zainteresowaniem ze strony widzów.

- Strach, niepokój czy lęk uważano za uczucia niskie, niepasujące do wyobrażeń o „prawdziwej” sztuce filmowej. Ten strach przed strachem warunkował podejście zarówno krytyków, jak i twórców. Nic dziwnego, że w podobnych warunkach nie mogła rozwinąć się jakaś żywotna tradycja kina grozy. Gdy w latach 60. horror na Zachodzie przechodził gigantyczną rewolucję, w Polsce także powstawały filmy grozy. Rodzimi twórcy zawsze szukali jednak sposobu na uszlachetnienie gatunku – przeważnie były to więc filmy kostiumowe, często bazujące na nobliwym tekście literackim i zaznaczające swój dystans do samej konwencji. Czasem realizowano w ten sposób prawdziwe arcydzieła (jak „Rękopis znaleziony w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa), a czasem filmy przynajmniej frapujące (jak „Upiór” Stanisława Lenartowicza). Nie był to jednak solidny fundament dla rozwoju gatunku – mówi dr Robert Dudziński.

Horrory powstające w latach 80., jak wspominana już „Wilczyca” czy „Medium” charakteryzują się oniryczną atmosferą, czerpaniem z estetyki snu, niedosłownym pokazywaniem rzeczywistości, malowaniem odrealnionych obrazów filmowych (jak np. bohater budzący się ze snu w koszu plażowym w Sopocie, nie pamiętając, w jaki sposób się tam znalazł, albo wilczyca jako wcielenie zmarłej, szukającej zemsty Maryny).

- Przykładem filmu, który zupełnie się nie zestarzał, jest „Medium” Jacka Koprowicza z 1985 roku. Dalej podczas oglądania da się odczuć gęsty klimat grozy, ale bez typowych dla dzisiejszego kina „jumpscare'ów”. Wrażenie robi też film, co prawda nie w pełni polski, bo produkcji zagranicznej, ale za to polskiego reżysera - Andrzeja Żuławskiego. Chodzi o „Opętanie”, które jest zarówno psychodeliczne, jak i surrealistyczne – w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl mówi reżyser, Piotr Nalazek.

Współczesne horrory, a częściej jednak slashery bawią się cechami gatunku, skupiając uwagę na dekoracjach, a nie na scenariuszu, który odgrywa drugorzędną rolę. Najlepszym tego przykładem jest obraz „W lesie dziś nie zaśnie nikt” w reżyserii Bartosza Kowalskiego. Film opowiada o grupie nastolatków uzależnionych od technologii, którzy wyruszają na obóz offline. Wędrówka po lasach bez dostępu do technologii przybiera nieoczekiwany obrót. Nastolatkowie muszą walczyć o własne życie z czymś, czego nie spotkali w najciemniejszych odmętach internetu. W obliczu śmierci mierzą się z paraliżującym strachem i obrzydzeniem, pozostając jednocześnie w pułapce bez wyjścia. - „W lesie dziś nie zaśnie nikt” to niestety niewykorzystana szansa, kopiująca wzorce z amerykańskich slasherów, ale nieudolnie. Dlatego nie uważam, aby tego typu filmy rozwijały polski horror. Zdecydowanie bardziej wolę „Córki dancingu”, czyli film, który bierze znane motywy, ale szuka własnej drogi i wprowadza do kina coś, czego nie widzieliśmy wcześniej – wyjaśnia reżyser.

W najbliższym czasie żadna ze stacji telewizyjnych nie planuje emisji filmu „Wilczyca” oraz „Medium”. Slasher „W lesie dziś nie zaśnie nikt” dostępny jest na platformie Netflix.

Dołącz do dyskusji: Dlaczego w Polsce nie mamy tradycji produkowania horrorów?

22 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
To ino ja.
Nie musimy kręcić horrorów wystarczy zobaczyć jak grają niektórzy polscy aktorzy zwłaszcza młodego pokolenia żeby się przestraszyć.
odpowiedź
User
X
W PRL wystarczało że często puszczali filmy wojenne. Cały naród cierpiał na PTSD.
odpowiedź
User
gosc
A kto pamięta marsz wilków z akademii pana kleksa?
odpowiedź