SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Ciszewski, Fusek i Ciszek założyli stowarzyszenie influencerów. „Chybiony pomysł, fatalny start”

W ubiegłym tygodniu powołano do życia Polskie Stowarzyszenie Influencerów i Osób Aktywnych w Mediach Internetowych (PSIOAMI). Projekt wzbudził poważne zastrzeżenia, a dyskusja o nim w sieci przerodziła się w kłótnię między założycielami organizacji a internautami. - To niejasna koncepcja, która budzi nieufność środowiska. Kilka podobnych pomysłów już upadło, a obecnemu stowarzyszeniu z pewnością nie pomoże fatalna komunikacja z internautami, od której rozpoczęło działalność - oceniają dla Wirtualnemedia.pl Monika Czaplicka, Katarzyna Dworzyńska, Paweł Opydo, Michał Górecki i Artur Roguski.

Jerzy Ciszewski, fot. materiały prasoweJerzy Ciszewski, fot. materiały prasowe

Inicjatywę powołania Polskiego Stowarzyszenia Influencerów i Osób Aktywnych w Mediach Internetowych zapowiedziano w środę 26 kwietnia br. w komunikacie.

Twrórcą projektu nowej organizacji jest Jerzy Ciszewski, założyciel i wieloletni szef agencji Ciszewski Public Relations.

Zgodnie z zapowiedzią Polskie Stowarzyszenie Influencerów i Osób Aktywnych w Mediach Internetowych stawia sobie za cel wzmacnianie i popularyzowanie nowych sposobów komunikacji, kreowanie pozytywnego wizerunku środowiska oraz promowanie osób aktywnych w mediach i sieciach społecznościowych. Organizacja chce też zająć się ochroną praw i interesów influencerów oraz promocją ich profesjonalnych postaw.

Grupa inicjatywna stowarzyszenia liczy kilkadziesiąt osób, w spotkaniu założycielskim uczestniczyło kilkanaście z nich. Do zarządu wybrano Dorotę Ciszek (z On Board PR), Wojciecha Fuska (do końca ub.r. zastępcę redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”)  i Jerzego Ciszewskiego.

- Z perspektywy wieloletniego gracza na rynku komunikacji marketingowej widzę, jak ważna jest promocja profesjonalnych postaw wśród specjalistów od marketingu i budowania wizerunku. Dziś takimi ekspertami są influencerzy - podkreślił Ciszewski. - Branża komunikacji marketingowej dopiero uczy się, jak z nimi współpracować. Polskie Stowarzyszenie Influencerów i Osób Aktywnych w Mediach Internetowych powstało, by profesjonalizowanie tak dynamicznie rozwijającego się środowiska postępowało szybko i skutecznie.

Powołanie stowarzyszenia od początku wzbudziło wątpliwości w branży z którą zamierza ono w głównej mierze współpracować - internetowych twórców i liderów opinii.

W komentarzach zamieszczonych w sieci nowemu projektowi zarzucano brak konkretów dotyczących działań stowarzyszenia oraz fakt, że przy jego tworzeniu zabrakło m.in. influencerów.

Jedną z platform gorącej dyskusji wokół zapowiedzianej organizacji stał się Facebook. Wymiana zdań szybko przerodziła się tam w spór, w którym na dociekliwe pytania internautów serwis oraz sam Jerzy Ciszewski odpowiadali w sposób obcesowy pomijając merytoryczne wątki zawarte w komentarzach.

Błędy, błędy, błędy

W rozmowach z Wirtualnemedia.pl liderzy opinii, twórcy internetowi i eksperci social media w zasadzie mówią jednym głosem - cele powołania Polskiego Stowarzyszenia Influencerów i Osób Aktywnych w Mediach Internetowych nie jest do końca zrozumiałe, a komunikacja w tej sprawie prowadzona przez Ciszewskiego - rozczarowująca. W opiniach zebranych przez nas przebija też zdziwienie że osoba z tak bogatym doświadczeniem w branży PR tak źle tę komunikację prowadziła.

Monika Czaplicka, szefowa agencji social media Wobuzz i influencerka oceniając inicjatywę powołania stowarzyszenia na początku wylicza całą listę błędów towarzyszących temu projektowi.

- Brak ważnych informacji o celu, zasadach, a nawet jak definiowany jest influencer oraz do kogo skierowana jest ta organizacja - agencji? influencerów? mediów? - zaczyna Monika Czaplicka i wymienia dalej. - Koszmarna reakcja na krytykę, stworzenie organizacji z dwóch PR-owców i byłego wicenaczelnego „GW”, brak jakiejkolwiek legitymizacji - skoro na spotkaniu nie było influencerów, co przyznał sam Ciszewski, to skąd organizacja będzie wiedziała jak reprezentować środowisko? Przedstawiciele zarządu nie są częścią świata influencerów, nie bywają na imprezach dla blogerów/vlogerów, nie uczestniczą w ich działaniach itd. Ponadto opublikowano informacje o stowarzyszeniu bez przygotowania (statutu, celu itd.), zabrakło też podstaw komunikacji w sieci - podsumowuje Czaplicka.

Do wymienionych grzechów popełnionych przy powoływaniu Polskiego Stowarzyszenia Influencerów i Osób Aktywnych w Mediach Internetowych nasza rozmówczyni dołącza własną ocenę celów które przyświecają tej inicjatywie.

- Wydaje się, że pan Ciszewski odkrył dopiero w 2017 roku że istnieją influencerzy, że na nich się zarabia, więc postanowił skopiować to, co zna z PR (porównał nawet, że dzisiejsi wpływowicze są jak branża PR kiedyś - zatomizowani) i zgarnąć część tortu dla siebie - podkreśla Czaplicka. - To co działało ileś lat temu na zupełnie innej grupie ludzi nie ma szans sprawdzić się na twórcach internetowych. Pan Ciszewski nie rozumie grupy którą chce reprezentować, która jest wyjątkowo trudną grupą - w końcu to nie pierwsza taka próba i w 2014 r. w dużych bólach rodziło się #psbv (Polskie Stowarzyszenie Blogerów i Vlogerów). Była to jednak organizacja zakładana przez samych zainteresowanych, co wróżyło trochę więcej sensu.

Szefowa Wobuzz bardzo sceptycznie podchodzi do przyszłości stowarzyszenia zwracając uwagę na jego fatalny start.

- Panu Ciszewskiemu będzie trudno biorąc pod uwagę, że już zraził do siebie wielu wpływowiczów, z którymi mógłby potencjalnie współpracować. Ale oczywiście, jak sam zauważył, dołączą do niego ci, którzy będą chcieli dołączyć. Pytanie, czy będą to faktycznie influencerzy - zaznacza Czaplicka.

Komiczny pomysł i brak wyczucia

Swoich wątpliwości dotyczących koncepcji powstania Polskiego Stowarzyszenia Influencerów i Osób Aktywnych w Mediach Internetowych nie kryje też Paweł Opydo, bloger i youtuber.

- W całej tej sytuacji jest kilka różnych, w zasadzie niezależnych od siebie problemów - zaznacza Paweł Opydo. - Pierwszym z nich jest pewien komizm całej historii pt. „grupa PR-owców zakłada stowarzyszenie influencerów”. Z tym że w tej kwestii trudno powiedzieć cokolwiek merytorycznego poza tym, że nazywają internet „obiecującym rynkiem” i piszą „influencer’zy” z apostrofem. No ale stąd wzięła się pierwsza reakcja samych influencerów, tzn. mówiąc wprost pierwsze wrażenie jest takie, jakby nasi rodzice nagle postanowili założyć stowarzyszenie internautów. Trochę śmiesznie.

Według naszego rozmówcy drugim wątkiem jest dyskusja w komentarzach prowadzona przez Jerzego Ciszewskiego, inicjatora PSIOAMI, oraz influencerów.

- Część z dość konkretnych pytań wywołała nieco… powiedzmy, że awangardowe jak na eksperta od PR odpowiedzi - ocenia Opydo. - Wychodzi na to, że człowiek zakładający stowarzyszenie influencerów niekoniecznie liczy się ze zdaniem samych zainteresowanych, a wręcz nimi pogardza. Trzecia kwestia to pytanie czy szeroko pojęte środowisko twórców internetowych w ogóle potrzebuje jakichś stowarzyszeń. To być może temat na inną dyskusję, ale wszystkie dotychczasowe inicjatywy tego typu prędzej czy później się rozpadały. Ja to odczytuję tak, że główną siłą naszego środowiska jest paradoksalnie to, że choć stanowimy grupę ludzi o podobnych cechach i ambicjach, to jednocześnie każdy z nas działa i rozwija się samodzielnie. Nie zabraniam oczywiście nikomu próbować, mam po prostu wrażenie, że za pół roku nikt nie będzie o tym pomyśle pamiętał - przewiduje Opydo.

Kilka lisów zakłada Klub Wilków

W sens powołania PSIOAMI wątpi też w rozmowie z nami Michał Górecki, bloger oraz szef koszulkowo.com i clouto.com.

- Powstanie tego stowarzyszenia prawdę mówiąc mocno mnie zdziwiło - przyznaje Michał Górecki. - Po pierwsze nie wygląda na to, aby wśród założycieli znajdowali się influencerzy. To trochę jak zakładanie Klubu Wilków przez kilka lisów. Żeby nie powiedzieć Klubu Kur, bo przecież agencje i influencerzy są w jednym łańcuchu i często mają jednak trochę innych interesów i tarć - jak to partnerzy biznesowi. Może chodziło o inny rodzaj influencerow? Biznesowych?  Nie wiem.

Zdaniem Góreckiego późniejsza dyskusja na profilu Publicrelations.pl to encyklopedyczny przykład tego jak jej nie prowadzić. - Nie wiem kto to robił, czy ktoś z założycieli po suto zakrapianym spotkaniu założycielskim? Bloger ze 100 tys. społecznością został nazwany nikim, a inne osoby podobnie potraktowane. Nieco to żenujące, szczególnie dla samego serwisu, agencji za tym stojącej i całego stowarzyszenia - ocenia Górecki.

Z kolei Artur Roguski, product manager Fakt24.pl i autor bloga Whysosocial.pl, nie widzi przed PSIOAMI obiecujących perspektyw.

- Myślę, że ten „twór” jakim jest stowarzyszenie długo nie pożyje - przewiduje Artur Roguski. - Dlaczego tak sądzę? Powodów jest kilka. Po pierwsze influencerzy to zazwyczaj indywidualności i ciężko im jest się dogadać w grupie. Po drugie od zawsze toczy się dyskusja na temat tego kto jest influencerem. Czy jest nim też przeciętny Kowalski z 200 znajomymi na Facebooku i 150 obserwującymi na Instagramie? Jeszcze nikomu nie udało się postawić granicy pomiędzy zwykłym użytkownikiem internetu a takim, który ma wpływ na masy ludzi. Po trzecie już jedno podobne stowarzyszenie powstało i niestety zginęło śmiercią naturalną. Chodzi o Polskie Stowarzyszenie Blogerów i Vlogerów, które na początku działalności miało kilka mocnych i znanych nazwisk w branży. O wiele bardziej szlachetną inicjatywą, bardziej potrzebną byłoby stowarzyszenie walczące z nienawiścią w internecie. Przynajmniej nie zostałoby wyśmiane na starcie - prognozuje Roguski.

Ktoś się zagalopował

Na dokładną analizę problemów z powołaniem PSIOAMI oraz związanych z tym komunikacyjnych wpadek decyduje się Katarzyna Dworzyńska, szefowa agencji PR Calling oraz popularna blogerka branży PR.

- Pod koniec kwietnia br. polska blogosfera zawrzała. A to za sprawą powołania nowej inicjatywy skierowanej prawdopodobnie do influcencerów i agencji -  Polskiego Stowarzyszenia Influencerów i Osób Aktywnych w Mediach Internetowych – przypomina Katarzyna Dworzyńska. - W sumie nie byłoby w tym nic wyjątkowego – ot, kolejna grupa osób próbuje utworzyć organizację zrzeszającą blogerów, vlogerów etc. Niestety w tym przypadku ktoś się mocno zagalopował. Tą „kolejną grupą osób” okazała się bowiem koalicja niemająca nic wspólnego z influencerami. Koalicja na czele której stanął człowiek legenda PR – Jerzy Ciszewski.

Dworzyńska podkreśla, że sam pomysł powołania stowarzyszenia dla internetowych twórców nie jest niczym nowym.

- W 2014 r. mieliśmy już pierwszy przejaw w postaci Polskiego Stowarzyszenia Blogerów i Vlogerów. Niestety, organizacja nie przetrwała próby czasu pomimo, że na jej czele stanęli wówczas top influencerzy. W obecnym PSIOAMI ważnych dla środowiska blogersko - vlogerskiego nazwisk próżno szukać. Założyły ją osoby, które z influencer marketingiem nie miały dotąd nic wspólnego – dostrzega nasza rozmówczyni.

Czy powoływanie tego typu organizacji jest pomysłem złym? - zastanawia się Dworzyńska i zwraca uwagę na kilka wad obecnej koncepcji.

- Branża influencer marketingu rozwija się obecnie w najlepsze, co nie oznacza że każdy bloger czy szerzej – influencer wie czy jest przygotowany na współpracę z agencją - zaznacza ekspertka z PR Calling. - I odwrotnie - nie każda agencja wie w jaki sposób przygotować się do współpracy z internetowym twórcą. Dla mniej doświadczonych i to po obu stronach wciąż niejasne mogą być kwestie związane z prawami autorskimi czy poziomem wynagrodzenia. Stowarzyszenie mogłoby te zagadnienia regulować, wyjaśniać ewentualne wątpliwości, uczyć początkujących. Warunek? Autorytet. Nie wyobrażam sobie, aby blogowania uczyły osoby, które nie utożsamiają się z polską blogosferą. Gdyby podobną organizację powołał Tomek Tomczyk vel. Jason Hunt byłoby to po prostu bardziej wiarogodne. Obecna sytuacja jest zatem kuriozalna. To tak jakby biegacze nagle powołali stowarzyszenie żużlowców czy entuzjastów jazdy konnej. Można, tylko po co? - pyta Dworzyńska, która jest ciekawa jak potoczą się dalsze losy stowarzyszenia. Przede wszystkim czeka na statut i cele organizacji.

- Jerzy Ciszewski zapowiedział że szczegóły poznamy po długim weekendzie. Życzę mu powodzenia… w walce z krytyką, która z pewnością się pojawi - przewiduje Dworzyńska. - Szczególnie wśród internetowych twórców, którzy po prostu nie zaakceptują samozwańczego lidera z branży PR. Chyba, że Jerzy Ciszewski przez te kilka wolnych dni opracuje taki statut, który wszystkich pozytywnie zaskoczy. Przed nim bardzo trudne zadanie. Jeśli mu nie sprosta stowarzyszenie umrze śmiercią naturalną.

Nasza rozmówczyni podkreśla że jako osobie prowadzącej agencję PR jest jej przykro, iż Jerzy Cieszewski, autorytet w dziedzinie PR w Polsce, osoba o niekwestionowanym wpływie na jej rozwój popełnia fatalne błędy w komunikacji w social media.

- Jeśli Jerzy Ciszewski nie rozumie mediów społecznościowych w ogóle nie powinien „porywać się” na influencer marketing. Co więcej, osoba z tak dużym dorobkiem w PR zachowując się w sieci w tak nieumiejętny sposób, chcąc nie chcąc, rzutuje na obraz całej branży PR w Polsce. Zapewne nie muszę mówić jaki? Jak już jest się liderem opinii i chce się działać ku chwale tym „wpływowym” warto znać chociaż podstawowe zasady z tym związane - ocenia Dworzyńska.

„Przepraszam poniosło mnie, źle przygotowałem komunikację”
Jerzy Ciszewski poproszony o komentarz do sprawy stowarzyszenia i gorącej dyskusji wokół jego powołania przeprasza za swoje obraźliwe wpisy. W obszernym oświadczeniu przesłanym do redakcji Wirtualnemedia.pl wyjaśnia:

„Nie ma co gadać, koncertowo dałem d... Nie przygotowałem się odpowiednio do „zwodowania” stowarzyszenia. Nie przewidziałem reakcji środowiska – internetowego. Na domiar złego dostałem #blackoutu i wdałem się w nawalankę w sieci ze wszystkimi – gdzie powiedzmy sobie szczerze – momentami nie byłem dżentelmenem.

Dostało się ode mnie nawet jakiemuś chłopakowi, który prowadzi stronę o hodowli kotów. Do diabła, ale mnie zamuliło – pół życia miałem koty, a całe życie spędzam z psami. Zawsze pochylam się nad zwierzakiem w potrzebie. Kolego - bardzo cię przepraszam! Wybacz mi!  Tak – pivotalna wolta, którą wykonałem w sieci jest zaprzeczeniem absolutnie wszystkiego. Tak na to muszę uczciwie spojrzeć.

Źle przygotowałem komunikację o stowarzyszeniu – zrobiłem wszystko od końca. Sądziłem, że jest to tak nieważne info, że psa, a nawet kota z kulawą nogą to nie zainteresuje. Skoro tak uznałem, nie opowiedziałem wcześniej –„co klasyk ma na myśli” tzn. jakie cele to stowarzyszenie miałoby sobie postawi no i tak naprawdę to był początek złego. W tym konkretnym przypadku intencja podstawowa była/jest taka, aby przyspieszyć procesy profesjonalizowania się branży bo po prostu szkoda czasu, a działalność ta jest społeczna.

W istocie muszę podziękować wszystkim krytykantom za to, że rzucili mi się do gardła – poważnie. Ci co mnie znają muszą słuchać moich dętych gadek, że naszym największym wrogiem jest nasze ego oraz nasza arogancja – w tym przypadku moja. To moje ego i arogancja na własne życzenie zagoniły mnie w pułapkę do której udałem się jak rybka z rozdziawionym dziubkiem. Pułapka z hukiem się zatrzasnęła i mamy co mamy.  Ciszewski ponownie na afiszach – ale w tym przypadku jako: odrażający, brudny, zły.

Gdy w okolicy roku 2000 r. mojej firmie brakowało jakiś circa tydzień do wykonania spektakularnego bankructwa, miałem pretensję do nie wiadomo kogo, bo tak się staram, tak czytam te amerykańskie książki, wdrażam nowoczesne oprogramowanie za gruby szmal itd., a tu masz… Oczywiście to była moja wina, że doprowadziłem firmę do takiego stanu. Nie pamiętam dobrze, ale pracowało wtedy coś ze czterdzieści osób. Dopiero po latach zrozumiałem, że los dał mi niebywałe doświadczenie, które pozwoliło mi w późniejszych latach uniknąć różnych fakapów tego typu. Więcej, z pomocą kilku ludzi udało się rozhulać tę firmę do niemożliwych rozmiarów. Tę bieżącą sytuację, którą sam skonstruowałem, a następnie się w niej utopiłem, postrzegam dość podobnie. Coś dobrego musi się z tego w przyszłości urodzić.

W istocie czułem się w tym momencie jak zaszczute zwierzę z którego cieknie różnymi otworami krew,  kąsane i walone w łeb z różnych stron. Ja natomiast niezdarnie się odgryzałem. Tak się takie sprawy rozgrywają w lesie.

Jeśli mogę – chciałbym wszystkich zainteresowanych przeprosić za moje karczemne zachowanie. Tych, których po ludzku zawiodłem - proszę o wybaczenie!”

 

Dołącz do dyskusji: Ciszewski, Fusek i Ciszek założyli stowarzyszenie influencerów. „Chybiony pomysł, fatalny start”

20 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Aspen
Pani Czaplicka, to ta, która omawia kryzysy u innych a swojego nie potrafiła uniknąć?
Pan Opydo, to ten, który blokuje ludzie z odmiennymi poglądami, żeby mu nie psuli wyglądu fanpejdża?
Pan Rogulski, to ten związany z magazynem Brief, co przeszedł do Faktu.

W istocie tuzy intelektu i liderzy opinii.


odpowiedź
User
Paweł
Kto to jest ten Cisewski? Jakie pośmiewisko z siebie robi. To nie czas na Januszowanie, pomysł umrze tak szybko jak zrodził się. Dziwi mnie fakt tego, że tak beszczelnie odpowiada w poście jak jakiś chłoptaś z podstawówki w klasowej kłótni...Tzw. brak profesjonalizmu.
odpowiedź
User
marketer
Ciszewskiego to wyszła słowa z butów, dopiero teraz branża miała okazję zobaczyć jego prawdziwe JA.

Żenada to zbyt słabe słowo, aby to opisać ...
odpowiedź