SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Tomasz Lis

z dziennikarzem tvn, prowadzącym "Fakty" rozmawia Marcin Szumichora

Marcin Szumichora: Jak zaczęła się Pana przygoda z telewizją ?
Tomasz Lis: W 86-tym roku po dwóch latach studiów dziennikarskich doszedłem do wniosku, że w PRL-u bardziej niż dziennikarzem wolałbym jednak być adwokatem, zacząłem więc równolegle studiować prawo. Ale w 89-tym roku PRL runęła, a w 90-tym roku, gdy do końca prawa zostały mi trzy egzaminy a dyplom z dziennikarstwa miałem już w kieszeni, Wojciech Reszczyński ogłosił w Wiadomościach, że organizują konkurs na prowadzących. Wiedziałem, że to jest właściwa chwila. Chciałem być wprawdzie reporterem, a nie prowadzącym, ale uznałem, że każda droga do telewizji jest dobra. 3-go maja 1990 roku poprowadziłem wieczorne wydanie Wiadomości, a potem jakoś się to już potoczyło. Potoczyło się w dużej mierze dzięki mojemu pierwszemu szefowi, Jackowi Snopkiewiczowi, który nie wahał się ( jestem mu wdzięczny, bo sam bym się wahał) powierzyć żółtodziobowi wiele wyjątkowo trudnych zadań.

Jak Pan trafił do TVN?
W 1997 roku, gdy byłem w Waszyngtonie z propozycją pracy w TVN zadzwonił do mnie prezes Mariusz Walter, który o możliwości jakiejś współpracy mówił mi zresztą już kilka lat wcześniej. Zapytałem go w jakiej mnie widzi roli. Odpowiedział, że w takiej, w jakiej się widzę. A ponieważ od lat marzyłem, by tak jak to się dzieje w wielkich amerykańskich stacjach, poprowadzić od poniedziałku do piątku autorski dziennik, dokładnie to zaproponowałem. I prezes się zgodził. Oczywiście aż takie proste to wszystko nie było, bo miałem ogromne wątpliwości. Choć prawdę mówiąc wątpliwości miałem jedynie co do tego co się stanie z okrętem TVN, bo co do tego, że na okręcie TVP nie ma już dla mnie miejsca, wątpliwości nie miałem żadnych. Władzę przejęli tam właśnie ludzie partii i miałem głębokie przekonanie, że ostatecznie przekreśla to szansę na prawdziwą publiczną telewizję. Czas to zresząą potwierdził, a okręt TVN dzięki Bogu i ludziom, wypłynął na szerokie wody. Gdy Mariusz Walter przekazywał władzę w firmie synowi podziękowałem mu serdecznie za to, że zabrał mnie w tę podróż i powiedziałem, że do dziś drżę, gdy pomyślę, że mogło mi nie starczyć odwagi, by wskoczyć do tego pociągu. A jak by odjechał, to odjechałaby być może pierwsza i ostatnia szansa na spełnienie pewnego marzenia.

Czy "Fakty" spełniają Pańskie wyobrażenie o programie informacyjnym?
Jestem zadowolony z tego co osiągnęliśmy przez cztery i pół roku, ale z drugiej strony nigdy z niczego nie jestem zadowolony zbyt długo, bo doskonale wiem ile jest jeszcze do zrobienia. Nie wiem nawet czy jesteśmy już w pół drogi. Nie jesteśmy w tym sensie, że zawsze można pójść jeszcze dalej, zrobić coś jeszcze lepiej, więc nie jest to dystans stąd dotąd. Staram się więc czerpać radość z tego co się udało, ale jednocześnie być wiernym mojej zasadzie, którą pożyczyłem od piłkarzy Evertonu: "Nie zadowoli nas nawet zwycięstwo".
Jak wygląda przygotowanie "Faktów" ?
To jest już częścią pewnej rutyny. Jestem w pracy za kwadrans dziewiąta. Razem z moim współwydawcą, Grzegorzem Jędrzejowskim mamy swoje "małe kolegium", kiedy zastanawiamy się i decydujemy co robić i kto ma co robić. Potem jest kolegium "duże", kiedy każdy może zgłosić swoją propozycję i bardzo lubię, gdy rzeczywiście tak się dzieje - nasze plany są od razu weryfikowane. Około 10-tej sprawdzamy wyniki oglądalności z poprzedniego dnia i w dobrym albo w gorszym humorze wszyscy idziemy na śniadanie. Mamy swój zarezerwowany "Faktowy" stolik, przy którym nikt oprócz nas nie siada i gadamy dalej. Rozmawiamy o dzienniku albo plotkujemy. Potem znowu ruszamy do pracy. Około 14-tej wstępnie układamy szpigiel, czyli zestaw tematów i wymyślamy ozdobniki, czyli podpisy do obrazków widocznych koło mojej głowy. Od jakiejś 14.30 zaczynam pisać teksty, a około 17-tej zaczynamy czytać teksty napisane przez reporterów. Około 18-tej jestem w news roomie w studiu i szlifujemy to, co jeszcze da się szlifować. Potem się modlę, by wszyscy z materiałami zdążyli na czas, a potem prowadzę dziennik niezależnie od tego czy zdążyli czy też o 19-tej, a bywa i tak, nie ma żadnego z pierwszych trzech materiałów ( wtedy pierwszym jest czwarty albo przedłużam zapowiedź, by ktoś zdążył do reżyserki). O 19.27 fajrant. Zwykle oglądam pierwsze pięć minut Wiadomości i jadę do domu. Następnego dnia, jak wyżej.

W Polsce jest kilka telewizyjnych programów informacyjnych. Pana zdaniem, który jest z nich najlepszy ?
Nie sądzę, bym był odpowiednią osobą do sporządzania takich rankingów. W końcu na liście obiektywnych w tej sprawie z założenia byłbym gdzieś na końcu. Nie jest mi (i nam wszystkim w Faktach) obca umiejętność rozzłoszczenia się, że konkurencji udało się coś, co akurat tego dnia nam się nie udało. Nie potrafię też jednak nie zauważać, że są na naszym telewizyjnym rynku programy (zgaduj zgadula które), których nie powinno się określać jako informacyjne, jeśli ma się elementarny szacunek dla tego słowa i dla naszej profesji. No bo czy można niemal codziennie omijać istotę problemu, ignorować sprawy ważne i nadmiernie eksponować nieistotne. Praktyka pokazuje, że można, jak najbardziej, ale nie można być tak ślepym, żeby tego nie widzieć.

W połowie sierpnia 2001 ruszył pierwszy polski kanał informacyjny TVN24 . Jak ocenia Pan ten kanał i czy nazywanie go "polskim CNN" jest uzasadnione?
Określenie polski CNN jest czysto umowne, podejrzewam, że każdy polski pierwszy kanał informacyjny (no może poza tym, o którym już się mówi PSL 24) byłby określony jako polski CNN. Nawiasem mówiąc CNN właśnie zaczął w Ameryce przegrywać z FOX News, więc może lepiej byłoby mówić o polskim FOX-ie ? I nie mówię tego ze względu na polskie tłumaczenie słowa FOX.
Uważam, że koleżanki i koledzy zza ściany, czyli z TVN 24 wykonali przez pół roku imponującą, gigantyczną pracę i błyskawicznie stali się częścią, przepraszam za pretensjonalne określenie, medialnego krajobrazu Polski. Szkoda, że nie stali się też częścią obowiązkowego pakietu wszystkich kablówek, ale może to tylko kwestia czasu.

Czy nie jest Pan już znudzony prowadzeniem "Faktów" ?
Ja w ogóle rzadko bywam znudzony. Czasem jest w tej pracy coś monotonnego, gdy akurat nic specjalnego się nie dzieje, ale jak się nie dzieje dziś, to zdarzy się jutro, więc wystarczy poczekać. A jak już się zdarzy, to organizm reaguje wydzielaniem takich porcji adrenaliny, że słowo nuda wypada ze słownika. Poza tym, na przykład prowadzący dzienniki ABC News, CBS News i NBC News robią to od 20-tu lat i nie nudzi się to ani im, ani widzom, ani ich szefom. Przeciwnie, z biegiem lat ich obecność staje się niezależną wartością, gwarancją pewnego standardu, nawet długoterminową spłacającą się inwestycją, więc w tym wypadku ciągłość procentuje. Od czasu do czasu można oczywiście skoczyć w bok i zrobić jakiś wywiad czy reportaż, choćby dla odświeżenia umysłu, ale nie po to by zabić nudę, bo tej nie ma.

Czy ogląda Pan programy typu reality show?
Jest w reality shows wiele rzeczy, które mi się nie podobają, ale mogę to powiedzieć niemal o wszystkich innych programach. Nikt nie musi płacić abonamentu, by oglądać Big Brothera, nikt też nikomu nie każe go oglądać, ani nie zabrania, by ktoś zabraniał swym dzieciom oglądania go. Histeria wokół Big Brothera w gruncie rzeczy mnie śmieszyła, bo mieliśmy autentyczny żal autentycznych elit, że ludzie nie oglądają tego co powinni, i to mogę akceptować, nawet jeśli mnie to dziwi. Ale mieliśmy też bełkot wielu nieszczęśników, którzy uwierzyli, że są intelektualistami, bo nie podoba im się Big Brother. Poza tym czy większym problemem jest Big Brother w telewizji komercyjnej czy biesiady, ballady, Tymochowicze i gale w telewizji, za którą ludzie płacą?
Dajmy więc spokój z tą hipokryzja.
Czy wystąpiłby Pan np. w Big Brotherze albo Agencie ?
W Big Brotherze bym nie wystąpił, ale na przykład w Agencie bardzo chętnie i to niekoniecznie jako agent.

Czy Pana żona wróci do pracy w telewizji ?
Może wróci, to niestety w najmniejszym stopniu zależy od niej i ode mnie. Na razie żona naprawdę świetnie radzi sobie z rozkręcaniem swej PR-owskiej firmy Idea Media, a do tego dużo czasu poświęca pracy w fundacji ABC XXI Ireny Koźmińskiej, która na przykład zorganizowała wielką i uważam, świetną akcję "Cała Polska czyta dzieciom".

Jakie jest Pana największe marzenie a jakie plany związane z telewizją?
Powiem szczerze. Jestem zadowolony z życia. Mam pracę, którą kocham, w domu wszyscy są zdrowi, bluźniłbym, gdybym narzekał. Więc życzę sobie przede wszystkim, żeby tak to trwało. W telewizji na razie staję na głowie, żeby Fakty były jak najlepsze. Jak się znudzę właścicielom, to mi powiedzą. Jak mi się to samemu znudzi, to podpowie mi wewnętrzny głos. Ale na razie z entuzjazmem ciągnę ten wózek.

2002-02-26

Dołącz do dyskusji:

 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl