SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Z „Przekroju” odchodzą ci, którzy marudzą

60 tys. do końca tego roku i minimum 120 tys. egzemplarzy w ciągu najbliższych dwóch lat ma wynosić średnia sprzedaż tygodnika „Przekrój” - podtrzymuje zapowiedź sprzed roku Grzegorz Hajdarowicz, wydawca tygodnika.

- Cały czas uważam, że osiągniemy sprzedaż na poziomie 120-180 tys. egzemplarzy jest możliwa – powiedział w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Grzegorz Hajdarowicz, wydawca tygodnika „Przekrój” (Wydawnictwo „Przekrój”) niemal rok po jego kupnie.

Jego zdaniem po jesiennej kampanii promującej tytuł, sprzedaż „Przekroju” z obecnego poziomu 55 094 egz. w kwietniu br. (dane ZKDP) powinna wzrosnąć do przynajmniej 60 tys. egz.

Grzegorz Hajdarowicz zdradza również, że mówiąc o tak wysokich wynikach sprzedaży egzemplarzowej nie ma na myśli tylko wydań papierowych. Nie chce jednak zdradzać swoich planów dotyczących prac nad wprowadzeniem nowych kanałów dystrybucji, ani mającego ruszyć jeszcze w tym roku multimedialnego portalu internetowego.

Czy jednak uda się zyskać nowych i wiernych tytułowi czytelników w sytuacji, gdy z redakcji cały czas odchodzą kolejne osoby?
- To co się dzieje jest moim zdaniem wynikiem tego, że zespół „Przekroju” stanowił stałą, hermetyczną grupę, która uważała, że bez względu na warunki nic się nie będzie zmieniać – odpowiada Grzegorz Hajdarowicz. - Kiedy kupiłem gazetę, zmieniły się wymagania i standardy. One są teraz dużo wyższe. Są tacy, którzy to zaakceptowali i tacy, którzy marudzą – dodaje wydawca „Przekroju”.

W rozmowie z Wirtualnemedia.pl Grzegorz Hajdarowicz mówi także o zmianach w tygodniku „Wprost” i swoich planach względem tego tytułu.
 



Robert Stępowski: Po niemal roku posiadania tygodnika „Przekrój” może Pan powiedzieć, że jest to dobry biznes, czy tylko hobby i zrealizowane po latach marzenie?
Grzegorz Hajdarowicz: Rzeczywiście w lipcu mija rok od podpisania umowy kupna „Przekroju” od Edipresse. Jak mówi sama definicja biznesu, musi on przynosić dochód inaczej staje się hobby.

Więc „Przekrój” to biznes, czy hobby?
To jest biznes, który nazywam „hobby oriented”. Jest to coś co lubię i rozumiem, choć oczywiście prowadzenie tego biznesu powinno się odbywać na zasadzie normalnego przedsięwzięcia finansowego. Trudno jednak, aby w tak trudnym przypadku i także trudnych okolicznościach zewnętrznych, oczekiwać w ciągu kilku miesięcy wielkich wydarzeń i zmian.

Dzieje się to co miało się wydarzyć. Utrzymaliśmy sprzedaż na stałym poziomie, nie rozpoczęliśmy działań promocyjnych, bo aby takie rozpocząć, trzeba mieć gotowy produkt, który chce się promować. Ponadto mamy nowe kierownictwo i organizację redakcji, a także nowych autorów. Dokonujemy również reformy „Sukcesu”, więc wszystko idzie w dobrym kierunku.

Ja sobie dałem na ten biznes 3 lata i póki co wszystko idzie zgodnie z planem.

Do jakiego poziomu zredukował Pan swoje oczekiwania dotyczące wysokości sprzedaży egzemplarzowej „Przekroju”? Rok temu mówił Pan, ze 100 tys. to plan minimum.
Cały czas uważam, że osiągniemy sprzedaż na poziomie 120-180 tys. egzemplarzy jest możliwa.

I chce Pan taki wynik osiągnąć do 2012 roku?
Oczywiście, że tak.

W jaki sposób?
Gdybym to Panu powiedział, to zaraz wszyscy wydawcy z tego pomysłu by skorzystali. Chciałbym byśmy to my pierwsi wdrożyli pomysły, które pozwolą nam osiągnąć takie wzrosty sprzedaży egzemplarzowej.

Czyli jesteśmy umówienie na spotkanie za 2 lata w rzeczywistości, w której „Przekrój” sprzedaje min. 120 tys. egzemplarzy każdego numeru?
Tak. A może nawet to będzie 150 tys.

Jeśli nie osiągnie Pan tak wysokiego poziomu sprzedaży?
Nie zakładam takiego wariantu.

Można prowadzić biznes bez przygotowanego planu „b”?
Nie można żyć planem „b”. Jeśli ktoś żyje planem „b” to nie jest wstanie zrobić żadnego ruchu do przodu. Gdybym siedział i rozważał cztery plany działania, to niczego innego już poza tym rozważaniem, bym nie zrobił, a ja nie mam tyle czasu.

Trzeba mieć określony plan, być przekonanym do wewnętrznych możliwości jego realizacji i mieć wystarczająco środków do tego, aby go realizować.

„Przekrój” nie jest ani moim jedynym biznesem, ani nawet kluczowym. Od powodzenia tego projektu nie zależy, czy będzie mnie stać na szkołę dla dzieci i drugie śniadanie dla nich. Nie widzę jednak przesłanek, które sprawiłyby, aby przekształcenie „Przekroju” w dobrze funkcjonujący biznes miałoby się nie powieść.


Zdaje się, że w Pana wizję sukcesu przestał wierzyć zespół. Odeszła już znaczna część starego składu łączni z kierownikami działów. Trudno budować silny tytuł ze zmieniającym się zespołem lub składającym się w większości z zewnętrznych autorów.
„Przekrój” i moja firma nie jest grupą religijną, więc wiara jest tutaj elementem wtórnym. To jest ewentualnie dyskomfort tych dziennikarzy, którzy nie są wstanie zaufać mi i mojemu pomysłowi. Ja swoją wizję zespołowi przedstawiłem, ale nikogo do niczego zmuszać nie będę. To co się dzieje jest moim zdaniem wynikiem tego, że zespół „Przekroju” stanowił stałą, hermetyczną grupę, która uważała, że bez względu na warunki nic się nie będzie zmieniać.

Kiedy kupiłem gazetę, zmieniły się wymagania i standardy. One są teraz dużo wyższe. Są tacy, którzy to zaakceptowali i tacy, którzy marudzą. Pytanie, czy nie szkoda czasu na marudzenie.

Może dziennikarze nie rozumieją Pana wizji, która podobno się zmienia?
Moja wizja się nie zmienia. Ja tylko z czasem rozwijałem pewne zdania, które wypowiedziałem podczas pierwszego mojego spotkania z zespołem.

Ja nie abstrahuję od rzeczywistości. Jeśli ona w diametralny sposób się zmienia i funkcjonuje bardziej w świecie wirtualnym niż rzeczywistym, to trzeba się do tego dostosować. To zresztą nie jest dla zaskakujące. Wiedziałem o tym już rok temu. Nie oznacza to jednak, że przestaniemy wydawać papierowe tytuły.

Czyli przesuwa Pan akcent z papieru na zapowiadany i mający ruszyć jesienią, portal multimedialny „Przekroju”?
Dostrzegamy, że świat się zmienia. Nie możemy zakładać, że zawsze będziemy jeździć dorożką.

Mówiąc o 150 tys. sprzedawanych egzemplarzy „Przekroju” nie mówimy tylko o papierze, ale również o innych nośnikach?
Tak (uśmiech).

Reklamodawcy wierzą w siłę „Przekroju”?
Reklam zawsze jest zbyt mało. Nawet mógłbym przy tej okazji zaapelować do rekamodawców, by przeprowadzali u nas swoje kampanie (śmiech). Reklam bez względu na to ile by ich nie było, będzie ciągle zbyt mało. Ale i pod tym względem nie widzę dramatu.

Reklamodawcy nie dają reklam, bo w coś wierzą lub nie. Oni dają reklamy do konkretnego tytułu. Wiem, że kiedy będę miał wyższy nakład, będę miał większe szanse sprzedawać więcej reklam i wtedy będę mógł być wybredny. Reklamodawcy doceniają jednak naszego czytelnika, który jest wykształcony, mieszka w dużych miastach i jest zamożna.

Kiedy ruszy zapowiadana kampania promująca „Przekrój”.
Tak jak wielokrotnie mówiliśmy – jesienią.

Które media i nośniki ona obejmie?
Pracujemy nad tym. Na razie chcemy zgromadzić wokół tytułu grupę osób, która będzie chciała spędzić z nami co najmniej kilka lat i które zaufają nam.

Co do samej kampanii będzie ona znaczna, ale nie należy się spodziewać, że nabierze oszałamiających rozmiarów. Będzie wyważona, ale z pomysłem. Sięgniemy po różne media, aby była ona jak najbardziej efektywna. Co do kwot na tę kampanie na razie nie chcę jeszcze się deklarować.

Będzie to kilka, czy kilkanaście milionów?
Kilka dobrze wydanych milionów złotych. Nie wiem, czy dziś jest sens wydawania kilkudziesięciu milionów złotych na kampanię mającą wzmocnić wizerunek „Przekroju”. Myślę, że po tej kampanii osiągniemy sprzedaż na poziomie około 60 tys. egz.

Kiedy Pan chce osiągnąć ten poziom?
Myślę, że w IV kwartale tego roku.

Wciąż chce Pan kupić „Wprost”?
Jeśli będzie do sprzedaży to na pewno będziemy to rozważać. Kiedy coś sobie upatrzę to zazwyczaj do tego wracam co jakiś czas.

Upatrzył Pan sobie „Wprost”?
Trochę pracy nad tym tytułem już wykonaliśmy. Ja miałem zupełnie inny pomysł na „Wprost” niż realizowany przez obecnego wydawcę. Pozostaje pytanie, czy po huśtawce tego tytułu od lewa do prawa i z powrotem, coś jeszcze z tego tytułu zostanie.

I czy obecny wydawca ma tyle pieniędzy by czekać, aż pozycja tytułu zostanie odbudowana...
Pieniądze zawsze gdzieś można znaleźć. Najważniejszy jest jednak konkretny cel i wytyczona jasna droga do osiągnięcia go. Dla mnie obecna droga „Wprost” jest dość nieczytelna. Ja jestem otwarty na współpracę z Platformą Mediową Point Group. Jest to spółka giełdowa. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie bym został jej akcjonariuszem. Kilka akcji nawet już posiadam.

Czyli już czuję się Pan po części wpółwłaścicielem „Wprost”?
Interesuję się tym co dzieje się w AWR „Wprost”, ale liczba moich akcji jest tak niewielka, że nie musze się martwić ewentualnym niepowodzeniem projektu.
Zakładając spółkę giełdową GREMI, która zajmuje się wydawnictwami i produkcją filmową, niejako skazałem się na konieczność jej rozwijania. Kiedy kupowałem „Przekrój” miał to być tylko jeden mały tytuł w moim portfolio. Przez ten rok dużo się zmieniło pod tym względem i chcę rozwijać tę spółkę, a to można robić przez rozwój swoich produktów i kupno nowych.

W tym roku przejmie Pan jakiś tytuł?
Nie prowadzimy aktualnie konkretnych rozmów dotyczących kupna żadnego z tytułów. Ale cały czas jesteśmy otwarci. Myślę, że w 2011 roku będziemy dokonywać pewnych zakupów.

Już Pan sobie wybrał jakieś konkretne tytuły?
Tak. Są to przynajmniej dwie pozycje. Więcej powiedzieć nie mogę, gdyż zaszkodziłoby to moim negocjacjom.

Dołącz do dyskusji: Z „Przekroju” odchodzą ci, którzy marudzą

24 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
bum
Czy w WM pracuje jakis redaktor, albo choć jakaś korekta? Tyle błędów w jednym wywiadzie...
odpowiedź
User
ijatez
Słuszna uwaga. Tez to zauważyłam. Niestety, niemal w kazdym artykule jest to samo.
odpowiedź
User
jmk
napinanie muskułów. chyba jednak brak pomysłu. dość nijaki tytuł. można kupić kilka innych padających wydawców, ale po co. dwa minusy tu dają dłuższy minus a nie plus.
odpowiedź