Dziennikarze "Timesa" zostali ostatnio wezwani do sprawdzania podstawowych faktów po dwóch artykułach. Zastępca redaktora naczelnego Ian Brunskill stwierdził, że reputacja dziennika została poważnie nadszarpnięta. Zwrócił się do dziennikarzy z poleceniem o zadawanie większej liczby pytań, mających pomóc zweryfikować rozmówcę.
Fałszywe artykuły w prestiżowej prasie
Wiceszef redakcji "The Times" określił dwie fałszywe rozmowy, które niedawno przeprowadziła ta gazeta, jako "upokarzające" i dodał, że nie zadano "absolutnie podstawowych" pytań. Sprawę opisuje branżowy serwis "Press Gazette".
Zastępca redaktora naczelnego "Timesa" Ian Brunskill powiedział redakcji: "Dwa razy w ciągu ostatnich kilku tygodni daliśmy się nabrać na fałszywe wywiady. Jeden dotyczył studium przypadku wygenerowanego przez sztuczną inteligencję, dostarczonego przez podejrzaną agencję PR, drugi – fałszywego e-maila rzekomo pochodzącego od wpływowej postaci amerykańskiej polityki".

O jednym z tych incydentów informowały Wirtualnemedia.pl. "The Times" znalazł się wśród największych brytyjskich i amerykańskich mediów, które opublikowały rozmowy z rzekomą królewską sprzątaczką, która twierdziła, że pracowała dla rodziny królewskiej przez ponad 10 lat.
Okazało się to zmyśloną historią, za którą stała agencja PR-owa. Artykuły zawierały proste porady na tematy porządków w domu w oparciu o fikcyjne sposoby rodziny królewskiej, które zdradzała "sprzątaczka".
To nie ten de Blasio: "Zaakceptowali moją ofertę bez weryfikacji"
Potem "The Times" opublikował rzekomy wywiad z byłym burmistrzem Nowego Jorku Billem de Blasio na temat polityki Zohrana Mamdaniego, który niedawno zwyciężył w wyborach na burmistrza miasta.
De Blasio zaprzeczył, że udzielił wywiadu, a rzecznik "Timesa" stwierdził, iż dziennikarz "został wprowadzony w błąd przez osobę fałszywie podającą się za byłego burmistrza Nowego Jorku". Artykuł został usunięty.

A potem okazało się, że dziennikarz wysłał e-maila do niewłaściwego De Blasio i nieumyślnie skontaktował się z importerem wina z Long Island o tym samym nazwisku (pisanym jednak DeBlasio bez spacji).
Rozmówca "Timesa" twierdził: "Ani razu nie powiedziałem, że jestem burmistrzem. On nigdy nie zwracał się do mnie per burmistrz. Więc po prostu wyraziłem mu swoją opinię".
Notatka "Timesa": "Poważne szkody dla naszej reputacji"
Pierwszy artykuł wywołał nie tylko drwiny, ale także apele do regulatora prasowego o wszczęcie pełnego dochodzenia w sprawie standardów. Drugi doprowadził do szeroko komentowanego sprostowania i przeprosin.

"Oba upokarzające incydenty poważnie zaszkodziły naszej reputacji. Obu można było uniknąć dzięki dobrym praktykom i należytej staranności" – napisał wicenaczelny w notatce do dziennikarzy.
Wicenaczelny wskazywał sygnały ostrzegawcze przed obiema publikacjami. Jedną z nich była nieznana firma PR, która nie podała numeru telefonu i zaoferowała kontakt z nieznanym "ekspertem", z którym można było przeprowadzić wywiad wyłącznie mailowo. Drugi przykład to znana osobistość publiczna, która wyraziła pogląd całkowicie sprzeczny z jej wcześniejszymi oświadczeniami, i to z prywatnego adresu Gmail.
Wymieniając pytania, które powinny zostać zadane przez dziennikarzy, Brunskill kontynuował: "My – reporterzy i redaktorzy – powinniśmy pytać: Kto mi to mówi i dlaczego? Skąd mam wiedzieć, że są tymi, za których się podają? Jak wiarygodne jest to, co mi powiedziano? Co mogę zrobić, żeby to sprawdzić?"











