Pierwsze informacje o tym, że Facebook może manipulować treściami przedstawianymi użytkownikom jako najpopularniejsze pochodziły z serwisu Gizmodo, który wysunął takie przypuszczenie na podstawie rozmów z byłymi pracownikami Facebooka.
Z ustaleń Gizmodo wynikało, że wydawcy decydujący o doborze materiałów publikowanych w serwisie specjalnie blokowali treści o zdecydowanie konserwatywnym charakterze zastępując je artykułami, które odpowiadały ideologicznie samym redaktorom i, w domyśle, szefostwu Facebooka.
Podejrzenia o polityczną stronniczość największej na świecie platformy społecznościowej wywołały spory odzew i zaniepokojenie wśród dziennikarzy i wydawców na całym świecie.

We wtorek Facebook ustami Toma Stocky’ego, jednego ze swoich wiceprezesów zajął oficjalne stanowisko w sprawie tych sugestii.
- Nie znaleziono żadnych dowodów potwierdzających anonimowe doniesienia o blokowaniu treści noszących konserwatywny charakter - stwierdził stanowczo Stocky. - Najpopularniejsze tematy są dobierane przez specjalny algorytm Facebooka i weryfikowane przez zespół doświadczonych edytorów. Nie dość, że mają oni bardzo precyzyjne wytyczne dotyczące warsztatu i etyki, to w dodatku wszystkie działania tych pracowników są dokładnie monitorowane i rejestrowane - zaznaczył menedżer Facebooka.
Przy okazji obecnych oskarżeń o brak politycznej neutralności Facebooka media przypominają, że platforma w przeszłości próbowała już eksperymentów w tym obszarze. Chodzi m.in. o prowadzone przez naukowców w 2012 r. badania, które przy okazji wyborów w USA miały wykazać jaki wpływ na polityczną aktywność internautów mają treści napotykane przez nich na Facebooku.












