Marta Lempart jest przywódczynią Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, który od października br. organizuje w całej Polsce protesty uliczne przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. W środę redakcja „Financial Times” zamieściła jej obszerny komentarz, a pretekstem do tego było uznanie jej za jedną z wpływowych kobiet świata.
- Zanim zaczęły się protesty, miałam swoje życie i pracę. No i byłam oczywiście działaczką: od dojścia do władzy w Polsce konserwatywnej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS) w 2015 roku związana byłam z Komitetem Obrony Demokracji, walcząc o prawa człowieka i praworządność. Przestrzegałam prawa jako obywatel, ufałam też państwu i policji – opisuje w "FT" Marta Lempart. - Jednak teraz, po fali protestów, zostałam oskarżona o ponad 40 wykroczeń, co ma związek z moją funkcją. Niektóre są banalne - na przykład niszczenie środowiska przez publiczne użycie megafonu. Jednak ani ja, ani nikt z protestujących nie damy się zniechęcić i zastraszyć.

Aktywistka opisuje też, że od kilku tygodni nie mieszka w swoim mieszkaniu. - Mój adres i numer telefonu zostały opublikowane przez grupy neofaszystowskie, wraz z wezwaniami do przemocy. Jako wróg państwa znalazłam się na okładkach prorządowych gazet i magazynów, a publiczna telewizja prowadzi kampanię, by mnie zdyskredytować.











