W listopadzie br. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku nałożyła na Włodkowską grzywnę w wysokości 500 zł za to, że dziennikarka nie podała w śledztwie nazwiska swojego informatora. Wcześniej sąd apelacyjny zdjął z niej obowiązek tajemnicy dziennikarskiej.
Jeśli dziennikarka ponownie nie ujawni nazwiska informatora (a zapowiada, że tak właśnie postąpi), sąd może ukarać ją nawet 30-dniowym aresztem. - Nie sądzę, że prokuratura posunie się do aresztu, ale zaletą nagłośnienia tej sprawy jest zwrócenie uwagi na polskich dziennikarzy oraz wagę tajemnicy dziennikarskiej – skomentowała reporterka.

W styczniu 2020 roku „Duży Format” zamieścił reportaż Włodkowskiej „Zabójca Pawła Adamowicza: Posiedzę dwa lata i wyjdę”. Dziennikarka napisała w nim, że podejrzany o to morderstwo Stefan W. kalkulował, jak może wcześniej wyjść z więzienia. Przytoczyła też sądowe opinie psychiatryczno-psychologiczne na temat W. z akt śledztwa.
W lutym 2020r. prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie „rozpowszechniania publicznego, bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego”. Prokuratura konsekwentnie domaga się, aby dziennikarka wyjawiła nazwisko informatora, lecz ona równie konsekwentnie odmawia, powołując się na tajemnicę dziennikarską i to, że informator prosił o anonimowość, uzasadniając to obawą o zdrowie swoje i swojej rodziny.
W sprawie Włodkowskiej apele ślą międzynarodowe i polskie organizacje dziennikarskie. - Polska może stać się jedynym państwem członkowskim UE, w którym dziennikarz przebywa w więzieniu za wykonywanie swojej pracy – alarmują we wspólny liście otwartym członkowie stowarzyszeń dziennikarskich partnerujących Wolności Mediów Szybkiego Reagowania (MFRR).











