O pobiciu Tomasz Surdel poinformował warszawską redakcję „Gazety Wyborczej” w piątek wczesnym rankiem. Opisał, że kiedy w czwartek wieczorem jechał samochodem w stolicy Wenezueli Caracas, został zatrzymany przez policjantów ubranych w czarne mundury i kominiarki.
Najpierw sprawdzali dokumenty dziennikarza, potem kazali mu wyjść z auta, założyli na głowę worek i zaczęli bić. - Tłukli mnie czymś twardym, pewnie kolbami, głównie po twarzy. Dostałem też kilka mocnych ciosów żebra. Gdy skończyli i ściągnęli worek, zobaczyłem przed oczami wylot lufy pistoletu - relacjonował Surdel.
Policjanci udawali, że do niego strzelają, po czym odjechali, zostawiając go na ulicy. Dziennikarz zdołał zadzwonić do znajomego ratownika medycznego, który udzielił mu pomocy.
Tomasz Surdel przebywa w Wenezueli od początku lutego, relacjonuje dla „Gazety Wyborczej” kryzys gospodarczo-społeczny. W kraju panuje hiperinflacja, a prezydent Nicolas Maduro nie chce oddać władzy ani przyjąć pomocy humanitarnej.

Lider opozycji: sprawców dosięgnie sprawiedliwość
W piątek o pobiciu korespondenta „GW” poinformowało wiele mediów z całego świata. Atak na dziennikarza potępiło też kilka organizacji dziennikarskich.
- Wolność prasy w tym kraju jest w wielkim niebezpieczeństwie - skomentowano na twitterowym profilu Reporterów bez Granic. - Władze Wenezueli powinny natychmiast podjąć śledztwo dotyczące napaści na dziennikarza i zidentyfikować jej sprawców - ocenił Komitet Ochrony Dziennikarzy.
- Stanowczo potępiamy brutalny atak na Tomasza Surdela, to nieakceptowalny akt przemocy, który pokazuje, jak bardzo zagrożeni są dziennikarze w Wenezueli - stwierdził Scott Griffen, wicedyrektor Międzynarodowego Instytutu Prasy (IPI). Zaapelował też do władz tego kraju o ukaranie sprawców, a do władz Polski - o presję dyplomatyczną na Wenezuelę.

Do napaści na korespondenta „Gazety Wyborczej” odniósł się również Juan Guaidó, przywódca opozycji w Wenezueli, na przełomie stycznia i lutego br. uznany przez wiele państw, m.in. Polskę, za prezydenta tego kraju.
- Z upadkiem uzurpatorskiej władzy ci, którzy głoszą prawdę o Wenezueli, skończą gwałcenie praw. Potępiamy podły akt agresji wobec polskiego dziennikarza Tomasza Surdela - Guaidó na Twitterze w piątek wieczorem polskiego czasu. - Sprawcy powinni wiedzieć, że dosięgnie ich sprawiedliwość - zapowiedział.
„Gazeta Wyborcza” liczy na reakcję polskich władz

- Oczekujemy stanowczej reakcji polskiego MSZ i Ambasady RP w Caracas - stwierdził w piątek po południu na Twitterze Jarosław Kurski, pierwszy zastępca redaktora naczelnego „GW”.
- Tomasz Surdel, korespondent „Gazety Wyborczej”, został napadnięty przez policję Maduro. Ma zmasakrowaną twarz. Na głowę założono mu worek, mierzono do niego z karabinu, pozorowano egzekucję - opisał Kurski.
- Dziennikarz, czy ktokolwiek inny, każdy Polak może liczyć na taka sama, pełna pomoc konsularna. Konsul w Caracas zajmuje się sprawą - zapewnił w piątek wieczorem Piotr Wawrzyk, wiceminister spraw zagranicznych.

Wyrazy wsparcia dla korespondenta „Gazety Wyborczej” przekazało w mediach społecznościowych wielu polskich dziennikarzy.
- Dziękuję wszystkim za zainteresowanie i miłe słowa. Nawet tym, którzy tu pisali, że z jakichś, zupełnie mi nie znanych powodów, to mi „się należało”… Tak, czy inaczej mam się relatywnie dobrze i nie zamierzam przestać pisać o Wenezueli. Serdecznie pozdrawiam z Caracas - napisał Tomasz Surdel w piątek po południu.
Zapewnił, że od rana jest w kontakcie z ambasadą Polski w Caracas. - Gdzie niemal wszyscy pracownicy to, prywatnie, moi znajomi - zaznaczył.
„Gazeta Wyborcza” podała, że Tomasz Surdel wraca do zdrowia, a za kilka dni ma wyjechać z Wenezueli.












