Michał Kołodziejczyk o końcu Viaplay, prawach sportowych i transferach. "Młodzież trzeba tylko rozkochać w sporcie"

Michał Kołodziejczyk, szef redakcji sportowej Canal+, w rozmowie z Wirtualnemeda.pl opowiada m.in. o stracie praw do turniejów WTA, powrocie Premier League, roszadach w zespole, wyzwaniu transmitowania rozgrywek Ligi Mistrzów, wycofaniu się Viaplay z Polski. Ale także o tym, jak tradycyjny nadawca chce nadążać za młodszym widzem.

Dominik Senkowski
Dominik Senkowski
Udostępnij artykuł:
Michał Kołodziejczyk o końcu Viaplay, prawach sportowych i transferach. "Młodzież trzeba tylko rozkochać w sporcie"
Michał Kołodziejczyk

Jak wygląda oglądalność meczów Igi Świątek i turniejów WTA?

Iga ogląda się bardzo dobrze, bo każdy lubi oglądać wygrywających Polaków. Polski sportowiec ciągnący daną dyscyplinę to żadna nowość.

Ale Canal+ nie będzie jednak pokazywać turniejów WTA od 2027 roku, a prawa zyskuje Eleven Sports. Jak duża to strata?

Tak wygląda rynek praw sportowych. Jest wymagający i bardzo często nieprzewidywalny, czego już doświadczaliśmy, dlatego wiemy, jak reagować na takie zmiany i budować silną ofertę na wielu poziomach. Pamiętajmy też, że przez najbliższe 16 miesięcy WTA zostaje nadal u nas.

Z drugiej strony wróciła do was Premier League. Jakie są wasze pierwsze wnioski?

Stęskniliśmy się bardzo za sobą. Pierwsze wrażenia są fantastyczne, bo jesteśmy bardzo zadowoleni z oglądalności, ale też z tego, jak te elementy całej układanki udało się połączyć. Mam na myśli technologię oraz ludzi, którzy odpowiadają za cały produkt.

Premier League przez te lata naszej nieobecności zmieniła się. Żegnaliśmy się w okresie postcovidowym. Pandemia otworzyła federację na wywiady online, dodatkowe aktywności, które wcześniej nie były możliwe, jak choćby multiligi, które pomagały przyspieszyć dokończenie przerywanego sezonu.

Te rozwiązania po Covidzie zostały, co jest z korzyścią dla widzów. Mam wrażenie, że władze Premier League stoją dziś bardziej frontem do klienta, w tym wypadku do Canal+.

Co masz na myśli?

Myślę, że jakbyśmy przed Covidem starali się o wywiad z jakąś gwiazdą - np. z Haalandem - to odbilibyśmy się od drzwi, mimo że występujemy z pozycji right holders. Pandemia to zmieniła. Dziś możemy poprosić np. o osiem minut rozmowy zdalnej. Premier League jest także otwarta na wszystkie aktywności na boisku, przy boisku, przed meczem, po meczu, na różnego rodzaju reportaże, które powstają. Wcześniej była dużo bardziej hermetyczna.

Kilku dziennikarzy wróciło z Viaplay do Canal+. Mogło więcej? Spekulowano w środowisku, kto wróci, kto nie wróci.

To nie było tak, że gdy Viaplay weszło na rynek, Canal+ się zamknął. Mieliśmy bogatą ofertę, którą obsługiwało 50 znakomitych dziennikarzy. Ci, którzy odeszli, podążyli za produktem albo upatrywali w tym szansę rozwoju kariery. Rozumiałem to i zaakceptowałem, bo tak wygląda wolny rynek. Natomiast gdy Premier League wróciła do nas, to zabraliśmy najlepszych z powrotem do siebie.

Wiem, że pojawiały się spekulacje w środowisku, że może wrócić więcej osób z Viaplay. Są jednak u nas osoby, które w tym czasie rozwinęły się jako komentatorzy, mamy swoich wychowanków. Przykładowo Piotrek Glamowski wycisnął przez te trzy lata maksa dla siebie, moim zdaniem należy już do polskiej czołówki. Szymon Przedpełski również zasługiwał na szansę.

Korzystali, gdy pojawiła się Liga Mistrzów i trzeba było obsadzić więcej spotkań. Jestem z ich rozwoju bardzo zadowolony i staram się to doceniać.

Doszło także do kilku rozstań. Czy decyzja Tomasza Ćwiąkały to dla was największa strata?

Rozmawialiśmy w trakcie wyjazdu do Monachium na finał Ligi Mistrzów. Tomek wie, że drzwi ma otwarte, że może czasami trzeba jak Pep Guardiola zrobić sobie przerwę i zatęsknić za tym, co się kocha najbardziej. Tak wartościowy dziennikarz, jak wartościowy zawodnik, jest zawsze mile widziany w dobrej drużynie.

Czyli gdyby hipotetycznie zadzwonił jutro i powiedział, że chce wrócić, to będziecie rozmawiali, żeby do tego doprowadzić?

Tak, bo w przypadku Tomka wszystko do tej pory działo się z klasą, jego odejście również. Z budową redakcji jest jak z budową drużyny sportowej. Żaden piłkarz nie odrzuci dobrego zawodnika w swojej drużynie, bo wie, że będzie z nim wygrywał częściej. Wiem, że nasz zespół też nie miałby nic przeciwko temu, żeby Tomek wrócił.

Minęło już trochę czasu od powrotu Ligi Mistrzów do Canal+. Czy jesteście zadowoleni z oglądalności?

Możemy powiedzieć, że grupa widzów zainteresowana ligami zagranicznymi jest w jakimś stopniu ograniczona. To powiedzmy pół miliona - 700 tys. osób. Z kolei w przypadku Ligi Mistrzów nie widać sufitu. Mecze w środku tygodnia wieczorem, gdzie występują najlepsze drużyny w Europie, przyciągają przed telewizory znacznie więcej osób o zróżnicowanym miejscu zamieszkania, wieku, płci. Dodatkowo nowa formuła zwiększyła atrakcyjność rozgrywek.

A ile osób musi zobaczyć mecz, żebyście uznali, że to dobra oglądalność?

To zależy od meczu. Nas czasami zaskakuje, gdy np. mecz Legia - Piast może mieć większą widownię od starcia w ramach Ligi Mistrzów, a z kolei spotkanie Ligi Mistrzów może liczyć na więcej widzów niż hit Premier League. Możemy śmiało powiedzieć, że najlepsze mecze, najciekawsze wydarzenia oglądają się na poziomie kilkuset tys. widzów.

Warto tu zaznaczyć, że bardzo mocno rośniemy w streamingu. A to pozwala mi myśleć, że będziemy zbliżać się do zsumowanej oglądalności z sześcioma zerami w przypadku największych hitów, jak finał Ligi Mistrzów czy mecz Barcelony z Realem.

Czy rozmawiacie jeszcze z TVP na temat sublicencji na Ligę Mistrzów na kolejny sezon?

Nie uczestniczyłem ani nie uczestniczę w tych rozmowach.

Co pod względem organizacji zmieniła Liga Mistrzów w redakcji Canal+?

Musieliśmy się trochę przeorganizować, rozłożyć natężenie pracy głównie z weekendów na cały tydzień. Niektórym dziennikarzom doszły nowe obowiązki, inni mogą się sprawdzać w nowych dla siebie rolach. Jako redakcja ciągle się rozwijamy, zmieniamy, staliśmy się wielozadaniowi. Cieszę się patrząc na to, jak nasi dziennikarze sobie poradzili z nowymi zadaniami.

Jak wystrzeliło zainteresowanie LaLigą w momencie, gdy pojawili się tam Lewandowski i Szczęsny?

Gdy Barcelona gra w Lidze Mistrzów z dużo słabszym zespołem, a jednocześnie np. PSG rywalizuje z Arsenalem, to zespół z Polakami w składzie i tak będzie pierwszym wyborem kibiców. Ja tego nie rozumiem, jako kibic pewnie obejrzałbym albo powtórkę Barcelony, albo jej skrót. Większą frajdę sprawiłoby mi śledzenie meczu dwóch wyrównanych drużyn.

Z drugiej strony uważam, że jest to wielki przywilej współczesnej młodzieży, że ma szansę oglądać dwóch polskich piłkarzy w Katalonii. Pamiętajmy też, że Barcelona i Real Madryt to dwie główne religie w Polsce, jeśli chodzi o futbol zagraniczny.

Dlaczego nie robicie transmisji 4K z Ligi Mistrzów i Premier League, skoro w innych krajach można oglądać te mecze w jakości Ultra HD?

To sprawy technologiczne. Mogę jedynie dodać, że wszystkie decyzje są u nas podejmowane na podstawie badań. To nie są transmisje, które przy poniesionych kosztach równoważyłyby się z liczbą zainteresowanych widzów. Natomiast z redakcyjnego punktu widzenia nie ma żadnej różnicy, jaki to rodzaj relacji.

Cieszę się, że nie boimy się eksperymentów i reagujemy na zapotrzebowanie widzów. Widzimy rosnące zainteresowanie naszym serwisem streamingowym – dlatego zapewniamy transmisje dobrej jakości, bez zacięć i problemów technicznych.

Przy meczach Premier League dostępny jest tzw. Mobile feed, czyli narzędzie dla użytkowników oglądających mecze na telefonach komórkowych lub tabletach. Sam ostatnio byłem w podróży i obejrzałem na telefonie spotkanie Premier League. Tam wszystko oprócz samego meczu jest inne - większa ramka z wynikiem, większy zegar, nie trzeba się przyglądać, przybliżać, która jest minuta. Inaczej podane są składy, inaczej informowany jest widz o golu.Z każdą kolejką popularność tej wersji transmisji ciągle rośnie.

Drugą istotną rzeczą jest oczywiście cała oprawa, to jak opakowany jest sam mecz, sam produkt, który otrzymują kibice. To co widać na ekranie to zasługa naszych dziennikarzy, ale to, że w ogóle widać to ogromna praca zespołu wydawców, no i oczywiście produkcji oraz i Rafała Morycza jako szefa tej grupy.

Rozmawiamy często o gwiazdach, komentatorach, ale mniej widoczni są ci, którzy poza kamerami sprawiają, że wszystko działa. to taki nasz gabinet cieni. Bez nich nie byłoby telewizji.

Od prawie roku pokazujecie KSW. Skąd decyzja o nawiązaniu współpracy?

Szukamy nowych widzów, a KSW dało nam taką grupę, która nie interesowała się piłką nożną czy tenisem. Jak popatrzymy na naszą ofertę, to wydaje mi się, że KSW jest rozrywką, w której najłatwiej byłoby znaleźć ludzi interesujących się tylko tą dyscypliną. Jak interesujesz się Ekstraklasą, obejrzysz też mecz ligi hiszpańskiej czy Ligi Mistrzów. Jak interesujesz się Ligą Mistrzów, to podejrzewam, że na Igę Świątek także zerkniesz, bo to podobnie najwyższy poziom sportu. Żużel z kolei to trochę osobna bańka.

I rzeczywiście dołączają do was widzowie, którzy chcą oglądać tylko KSW, nie włączą nawet Ligi Mistrzów czy meczu Igi Świątek?

Ich motywem przyjścia jest KSW, ale potrafią również znaleźć coś innego dla siebie. Zwróćmy uwagę, że to redakcja Canal+ na dużą skalę wprowadziła w Polsce seriale sportowe, które cieszą się coraz większą popularnością. Rozgrywki Ekstraklasy kończą się w grudniu, a widzowie dostają kolejne seriale i wielu z nich decyduje się z nami zostać. Mamy takich produkcji kilkanaście rocznie i stanowią poważną siłę uzupełniającą ofertę transmisji na żywo.

O ile Meczyki, Kanał Sportowy, Kanał Zero czy inni dostarczają kibicom za darmo publicystykę na YouTube, o tyle z nami nikt nie może się ścigać na reportaże i seriale. Te oglądają się bardzo dobrze, są nagradzane na festiwalach filmowych.

A czy biorąc pod uwagę tyle propozycji w ofercie, boli was jeszcze strata NBA?

Nie mieliśmy z tą stratą nic wspólnego. Nauczyłem się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu. To nie jest tak, że wszystko jedno, czy mamy NBA, czy nie mamy. Wolałbym móc pokazywać najlepszą ligę koszykarską na świecie - nie tylko z powodu samych meczów, ale też z uwagi na fajny program "Basket Office" prowadzony przez młodych chłopaków, który miał swoją widownię.

Jakie są plany dotyczące kanału youtubowego Canal+? Wspominałeś o konkurencji na tej platformie. Czy zamierzacie rywalizować z Meczykami, Kanałem Sportowym i innymi w zakresie publicystyki?

Początkowo nie mieliśmy rozwiniętego kanału, ale dziś wygląda to inaczej. Wstrzymaliśmy też ruch naszych dziennikarzy do innych kanałów youtubowych, korzystamy z nich u siebie. Nasz YouTube to zasługa Karola Szumlicza i całego zespołu, który stale pracuje nad jego rozwojem.

W przypadku publicystyki nie będziemy na przykład produkować programów dotyczących reprezentacji Polski, bo widz tego u nas nie szuka. To przy Lidze Mistrzów czy Ekstraklasie jesteśmy silnym graczem. Rośnie świadomość widza, że może i u nas znaleźć ciekawe treści wokół meczów.

Wykorzystujemy również świetnie to, czego nie mają portale i kanały youtubowe - prawa telewizyjne, prawa do skrótów. Ale pamiętajmy, że to nie jest tak, że im więcej produkujemy, tym więcej ludzi nas zobaczy. YouTube promuje również treści, które pojawiają się rzadziej, a są bardziej wartościowe.

W przyszłym roku odbędą się mistrzostwa świata w piłce nożnej. Czy gdyby dziennikarz Canal+ przyszedł i powiedział, że tak jak Mateusz Święcicki z Eleven Sports chciałby pójść na wypożyczenie do TVP i komentować turniej reprezentacyjny, to otrzymałby zgodę?

Nie rozważamy takich wypożyczeń, nie widzimy w tym zysku dla siebie. Natomiast jesteśmy otwarci na różnego rodzaju współprace biznesowe. Umowy dotyczące dziennikarzy mogą być częścią większego dealu. Oczywiście pod warunkiem, że taką ochotę będzie miał sam zainteresowany.

A odnośnie Eleven - kończy się niebawem umowa dotycząca obecności tej stacji w Canal+. Czy zostanie przedłużona?

Podobnie jak w przypadku Ligi Mistrzów w TVP – negocjacja takich kontraktów nie należy do moich obowiązków.

Pięć lat temu miałeś iść do "Przeglądu Sportowego", ale zdecydowałeś się na Canal+ Sport. Jak dziś patrzysz na swoją decyzję?

Z perspektywy czasu uważam, że jestem w dobrym miejscu. "Przegląd Sportowy" ukazuje się rzadziej. Nie chciałbym być osobą kojarzoną z faktem przejścia tytułu w inny tryb wydawniczy niż codzienny.

Jeśli chodzi o inną gazetę, to "Rzeczpospolita" okroiła ostatnio swój dział sportowy. Wcześniej przez lata stanowił ważne miejsce na mapie dziennikarstwa sportowego w naszym kraju, gdzie oprócz Ciebie pracowali m.in. Stefan Szczepłek, Mirosław Żukowski, Krzysztof Rawa, Paweł Wilkowicz czy Kamil Kołsut. Jesteś zaskoczony, w którą stronę to zmierza czy spodziewałeś się podobnego ruchu z uwagi na problemy na rynku gazet?

Bardzo żałuję, że ta historia tak się potoczyła. Nie znajduję winnych po stronie tych, którzy tworzyli tam treści. Nie dziwię się, że sport znika z gazety, bo generalnie dzienniki mają problemy, a "Rzeczpospolita" nie ląduje na moim biurku już od dłuższego czasu. Mamy prenumeraty cyfrowe tam, gdzie sport jest bardziej rozbudowany i korzystamy z płatnego dostępu do rozszerzonych treści, portali internetowych, które oferują sport. "Rzeczpospolita" takich planów nie miała. Szkoda.

Jest we mnie sentyment do "Rzeczpospolitej", bo tam nauczono mnie pisać. Bardzo chwalę sobie to, że Mirek Żukowski czy Stefan Szczepłek wprowadzali mnie do świata, w którym opisuje się coś więcej niż prostokąt na boisku, zmusili do zainteresowania się innymi dyscyplinami, żebym nie był - jak to Mirek mówił - "jednonożny".

Czy ucieszyłeś się na wieść o zwijaniu się Viaplay z Polski? Jakie są dla was wnioski z tej historii?

W tym roku obchodzimy 30-lecie istnienia. Wnioski są takie, że pracujemy w dobrze zarządzanej firmie, która gwarantuje ciągłość zatrudnienia, podejmuje przemyślane decyzje, która nie przepłaca, wyżej ceni zatrudnienie ludzi niż krótkoterminowe posiadanie danych praw i zaskoczenie rynku.

Ucieszyło mnie to, że będziemy mieli możliwość zaopiekowania się Premier League. W przypadku dziennikarzy nie cieszyłem się, bo nie życzę źle nikomu. Dla branży zawsze lepiej jest, gdy funkcjonuje wiele miejsc pracy, między którymi można wybierać. Absolutnie nie byłem zadowolony z tego, że moi koledzy po fachu będą teraz musieli poszukać nowych redakcji.

Jak rozmawiamy o platformach - m.in. Netflix, Prime Video czy Disney coraz bardziej otwierają się na sport. To jest lub będzie wyzwanie dla telewizji?

Życie nie znosi próżni. Na pewno polski rynek praw sportowych jest bardzo atrakcyjny dla każdego takiego gracza. To wszystko zależy od taktyki, jaką będzie miał dany podmiot, od odpowiedniego rozpracowania badawczego. Sami też to robimy - wiemy np. ile osób interesuje się w Polsce hokejem.

Szukamy dyscyplin, które mogłyby przyciągnąć widzów i nawet hokej na najwyższym poziomie tych odbiorców nie przyciągnie. W czasach, gdy nowe platformy wydają się być tak atrakcyjne cenię jednak tradycję i umiejętność transformacyjną takiej firmy, jak Canal+, która dziś opiera się nie tylko na satelicie, ale i streamingu.

Nie da się ukryć, że ludzie, szczególnie ci młodsi, nie mają dziś czasu ani ochoty, żeby oglądać np. mecz piłki nożnej przez 90 minut czy przez kilka godzin transmisję z NBA. Jak sobie z tym radzicie?

Podam przykład naszej multiligi w ramach Ligi Mistrzów z 18 meczami na raz, gdy staramy się pędzić razem z młodszymi widzami. 18 spotkań na raz, czyli ostatnia kolejka fazy ligowej Ligi Mistrzów. Każdemu z tych spotkań towarzyszył nasz komentarz, w tym 12 meczów z komentarzem dwójki dziennikarzy.

Nie posiadaliśmy w tej sytuacji wystarczającego zaplecza technicznego w Polsce i korzystaliśmy ze wsparcia czeskiego C+. Bycie częścią wielkiej grupy medialnej to olbrzymi przywilej w każdej sytuacji - także m.in. w przypadku kupowania praw, umawiania się na rozmowy z gwiazdami.

Odbiór multiligi ze strony widzów był fantastyczny. Mam 44 lata i dla mnie ten dzwoneczek po każdej bramce dzwonił zbyt często, pod koniec musiałem sprawdzić, jakie tak naprawdę były wyniki poszczególnych spotkań. Młodsi widzowie pozostali jednak zachwyceni, bo to nie był skrót, a 18 meczów rozgrywanych równocześnie.

Nadal mamy też możliwość podzielenia ekranu na cztery. I znów - ta usługa nie jest dla mnie, ponieważ mam wówczas wrażenie, że nie oglądam żadnego meczu. Znam jednak mnóstwo ludzi, którzy dzielą sobie ekran w Canal+ na cztery i oglądają trzy spotkania piłkarskie i np. pojedynek tenisowy w tym samym czasie. Podziwiam zasobność pamięci operacyjnej młodych mózgów (śmiech). Staramy się dostosowywać do odbiorców, bo zasad poszczególnych dyscyplin nie zmienimy.

Do tego dochodzą social media, nie czekamy do końca meczu, wystarczy obserwować nas na X, Facebooku, Instagramie albo TikToku, żeby zobaczyć gola czy piłkę meczową. To są sposoby, za pomocą których gonimy dziś świat młodszych widzów.

Ciągle mówimy, że młodzież ma krótki czas skupienia, że się nudzi, więc dajemy jej dużo i szybko, czekając aż dojrzeje. Bo dojrzeje i do 90 minutowych meczów piłkarskich, i do kilkugodzinnych pojedynków w tenisie. Trzeba ją tylko rozkochać w sporcie.

PRACA.WIRTUALNEMEDIA.PL

NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

Będzie mega fuzja. Netflix kupuje Warner Bros. Discovery bez telewizji

Będzie mega fuzja. Netflix kupuje Warner Bros. Discovery bez telewizji

Gwiazdor Modern Talking na Sylwestrowej Mocy Przebojów Polsatu. Obok Zenek Martyniuk, Beata Kozidrak i Skolim

Gwiazdor Modern Talking na Sylwestrowej Mocy Przebojów Polsatu. Obok Zenek Martyniuk, Beata Kozidrak i Skolim

Globalna awaria Cloudflare. Nie działała Canva, Downdetector i sklepy online

Globalna awaria Cloudflare. Nie działała Canva, Downdetector i sklepy online

Będą dwa nowe sezony "Hotelu Paradise". W programie dwie prowadzące

Będą dwa nowe sezony "Hotelu Paradise". W programie dwie prowadzące

Właściciel TVN wybierze Netfliksa? Ruszyły negocjacje ws. HBO Max

Właściciel TVN wybierze Netfliksa? Ruszyły negocjacje ws. HBO Max

Zmarł Rafał Kołsut. Jako dziecko był gwiazdą "Ziarna"

Zmarł Rafał Kołsut. Jako dziecko był gwiazdą "Ziarna"