Założyciele wspomnianego ruchu "No Azure for Aparthied" zostali przez Microsoft zwolnieni za "przeszkadzanie kolegom przy pomocy megafonów i głośników". Dosyć dziwne wytłumaczenie. Nie dziwi za to fakt, że big tech w żaden sposób się nie odniósł, nie wspominając już o działaniach do petycji złożonej przez protestujących pracowników. W niej można znaleźć żądanie zerwania kontaktów i współpracy z wojskiem oraz rządem Izraela, obrony wolności Palestyny oraz wezwanie do zawarcia pokoju w Strefie Gazy.
Jak działają protestujący? Czerwona farba i kajaki
Manifestacje pod siedzibą firmy czy zakłócanie jej oficjalnych wydarzeń to za mało. Osoby niezadowolone z braku działania Microsoftu w sprawie Palestyny i Izraela "odwiedzają" również menadżerów wyższego szczebla w ich domach. Oprócz transparentów i wykrzykiwanych żądań przez liczące kilkadziesiąt osób zgromadzenia przy okazji rozlewają czerwoną farbę imitującą krew na podjeździe dla samochodów. Albo wypływają kajakami na jezioro z hasłami "Microsoft zabija dzieci" czy "Satya + Brad = Zbrodniarze wojenni" tak, aby wysoko postawiony pracownik, budząc się rano w swoim domku zobaczył je jako jedną z pierwszych rzeczy tego dnia.

Przy jednych z większych demonstracji w siedzibie głównej Microsoftu policja zatrzymała około 20 protestujących, którzy byli potencjalnie agresywni. Jedni i drudzy przez pewien czas przerzucali się nagraniami gdy ktoś kogoś zakuwa w kajdanki, niszczy stróżówkę i ogrodzenia albo używa środków przymusu bezpośredniego.
Tego typu zakłóceń i protestów przez ostatnie miesiące było o wiele więcej, ale za bardzo nie pchnęło one Microsoftu do działania.

Czy to już jest ten moment, że korporacje są bezkarne?
Microsoft wykorzystuje AI do programowania i zwalnia ludzi - nawet 30 procent programistów straciło źródło dochodu. W branży coraz trudniej o pracę. Zwalniając kolejne osoby pod pretekstem współpracy z "No Azure for Aparthied" Microsoft nie będzie miał problemu ze znalezieniem ich zastępców. Nowi, ale też obecni pracownicy staną przed wyborem praca czy przekonania. U zdecydowanej większości wygra praca, bo przecież trzeba za coś rachunki popłacić.
O ile protesty przeciwko Microsoftowi w USA to dosyć nośny temat, to reszta świata nie ma zazwyczaj o nim zielonego pojęcia. Czy korzystając z Office'a czy Azure pomyślałbyś, że może z nich korzystać wojsko i rząd Izraela i powinno się ich od tego odciąć? Czy broniąc suwerenności Palestyny pójdziesz z transparentem pod polską siedzibę jakiegoś big techa i będziesz krzyczał na pracowników, którzy w tej kwestii nie są decyzyjni?

Kłóci się to z programami employee brandingowymi czy strategiami komunikacji wewnętrznej, które zakładają, że szczęśliwy pracownik, to dobry pracownik, a firma ma spełniać jego oczekiwania. Big techy, jeśli nie jesteś talentem od AI i nie zainteresuje się Tobą sam Mark Zuckerberg, postawią Cię pod ścianą. Kolejnym dowodem na ten niepokojący trend są działania Meta Platforms, która w momencie objęcia władzy przez Donalda Trumpa w USA dokonała zwrotu o 180 stopni, rezygnując z takich wartości jak DEI.
Działania Microsoftu to nic innego jak forma technofeudalizmu i uzależnienia od big techu całych społeczności. To działanie "jesteś z nami, albo przeciwko nam", w którym nie da się być gdzieś po środku.











