Prawie 400-stronicowy raport – pierwszy z kilku – przedstawiła komisja ds. represji wobec społeczeństwa obywatelskiego. Dokument skupia się na przedstawieniu mediów publicznych za rządów PiS w kontekście wypaczenia ich roli. Zawiera przykłady i rekomendacje dla organów państwa. Ma zostać przekazany do Prokuratury Krajowej, która oceni, czy są podstawy do wszczęcia postępowań karnych.
Raport o mediach w czasach rządów PiS
"Dokument pokazuje, jak zamiast realizować swoją misję, media te stały się narzędziem propagandy, nagonki i wykluczania aktywistów, organizacji pozarządowych i obywateli broniących demokracji" – w taki sposób przedstawia raport Ministerstwo Sprawiedliwości w serwisie X.

Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek na konferencji prasowej przekonywał, że raport to sygnał dla państwa, które powinno zapewnić ochronę i wsparcie społeczeństwa obywatelskiego.
Przewodnicząca komisji ds. wyjaśnienia mechanizmów represji wobec społeczeństwa obywatelskiego oraz działaczy społecznych w latach 2015-2023, Sylwia Gregorczyk-Abram, wskazała na "kampanie oszczerstw i represji" w czasach PiS. – Media publiczne sprzeniewierzyły się swojej roli. Zamiast rzetelnie informować społeczeństwo, stały się sojusznikiem ówczesnego rządu. Uruchomiły nagonki, represje, ośmieszanie czy kreowały wroga – mówiła na konferencji prasowej.
Profesor Mikołaj Małecki, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego i członek komisji ocenił, że media publiczne powinny służyć prawdzie i konstytucyjnemu prawu obywateli do informacji. – Staraliśmy się ponumerować te mechanizmy hejtu, defamacji i propagandy przypisując im litery. Zabrakło nam liter w alfabecie – ocenił.

Wicenaczelna Frontstory.pl: zdumienie i niedowierzanie
W raporcie pojawiły się jednak istotne błędy. Wirtualnemedia.pl dotarły do Anny Gielewskiej, wicenaczelnej Frontstory, która została wymieniona w raporcie w sposób mogący sugerować, że była jedną z osób przedstawionych w nim w negatywnym kontekście, co jest nieprawdą.
Z jednej strony w punkcie 37. jest wymienione nazwisko tej dziennikarki (w punkcie 38. wymieniony został Adrian Stankowski, związany między innymi z TV Republika). Czytamy też, że... była publicystką "Do Rzeczy" i "wSieci" (tej nazwy użyto błędnie, magazyn ma tytuł "Sieci" - przyp. red.). Gielewska nigdy nie współpracowała z tymi prawicowymi tytułami.
Z drugiej strony, w tym samym punkcie 37. podany jest prawdziwy cytat z Anny Gielewskiej, w którym opisuje ona, że Polska jest jednym z krajów dopuszczających najrzadziej dostęp do aborcji.

W tym samym fragmencie jest też mowa o dziennikarzu gospodarczym Grzegorzu Osieckim (Wirtualna Polska), który prowadził debatę, podczas której padły słowa Anny Gielewskiej na temat rygorystycznych przepisów dotyczących aborcji w Polsce.
Ze zdumieniem i niedowierzaniem przeczytałam swoje nazwisko w tym raporcie. Nigdy w życiu nie pracowałam w redakcji "DoRzeczy" i "wSieci", co można sprawdzić jednym kliknięciem w Google. Fragment, w którym jest moje nazwisko, wykorzystuje się w kosmicznym kontekście. Cytat mówi, że mam nadzieję, że nie będzie zaostrzenia prawa aborcyjnego, a cały wpis o mnie w raporcie zarówno na poziomie faktów i interpretacji zawiera błędy i nieprawdę, oczekuję pilnego sprostowania tych informacji.
Jak tłumaczy, jej rola była zupełnie inna. – Tym bardziej że w czasie którego dotyczy raport, koordynowałam duże międzynarodowe śledztwo, "Radicals with Reach", ujawniające kulisy działania i finansowana sieci organizacji ultrakonserwatywnych, które działały na rzecz zaostrzenia prawa aborcyjnego i odrzucenia konwencji stambulskiej, co również łatwo sprawdzić w internecie, – dodaje Anna Gielewska w rozmowie z naszą redakcją.
– Wydaje mi się niedopuszczalne, że takie błędy pojawiają się w dokumentach rządowych, zwłaszcza takich, które budzą duże zainteresowanie opinii publicznej, bez weryfikacji i factcheckingu – zaznacza dziennikarka.

Jak dowiedziały się Wirtualnemedia.pl, Sylwia Gregorczyk-Abram skontaktowała się z dziennikarką w tej w tej sprawie. – Przeprosiła i zapowiedziała sprostowanie – powiedziała nam Anna Gielewska.
Wirtualnemedia.pl skontaktowały się też z przewodniczącą komisji, która opublikowała raport o mediach publicznych w latach 2015-2023. – Jest mi bardzo przykro. Cytat z pani redaktor jest prawdziwy, błędna jest afiliacja i kontekst. To znakomita dziennikarka, której pracę szanuję. Poprawki w raporcie zostaną naniesione jeszcze dziś. To się niestety zdarza. Przyznaję się do błędu jako przewodnicząca komisji. Sprawa z panem redaktorem Osieckim też została już wyjaśniona – mówi Wirtualnemedia.pl Sylwia Gregorczyk-Abram, przewodnicząca komisji.
Co jest w raporcie o mediach publicznych w latach 2015-2023?
Znajduje się w nim opisanie sposobu, w jaki media publiczne opisały film pt. "Granica" w reżyserii Agnieszki Holland. Jak czytamy, TVP aż 123 razy nazwała film "paszkwilem", a 48 razy pojawiło się twierdzenie o tym, że Holland "pluje" na polski mundur.

Tematem, który pojawia się w raporcie jest też aborcja. Na 61 gości Polskie Radio zaprosiło 55 przeciwników aborcji. W raporcie jest wymieniony na przykład Adrian Stankowski, który jako ekspert TVP twierdził, że projekt Ordo Iuris dotyczący karania za aborcję nie zakładał kar więzienia dla matek, choć było dokładnie przeciwnie.
W raporcie czytamy też, że TVP w latach 2015-2023 prowadziła działania wymierzone przede wszystkim w organizacje pozarządowe, choć nie ograniczały się one wyłącznie do tego środowiska.
Obiektem ataków stawali się również sędziowie, lekarze czy nauczyciele. Przekaz medialny często sugerował, że NGO-sy pozostają pod finansowym wpływem partii opozycyjnych, zagranicznych darczyńców – zwłaszcza George’a Sorosa – bądź wręcz "rosyjskich wpływów".

W ten sposób podważano wiarygodność m.in. Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, Fundacji im. Batorego czy Funduszu Obywatelskiego. Z raportu wynika ponadto, że jednym z istotnych elementów tej strategii była zorganizowana kampania hejtu, szczególnie silnie wymierzona w środowisko niezależnych sędziów. Cały raport można pobrać ze strony Gov.pl.











