SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Chiny: Tylko influencerzy „z papierami” mogą mówić o specjalistycznych zagadnieniach

Chińskie władze wprowadziły przepisy, zgodnie z którymi tamtejsi influencerzy muszą wylegitymować się odpowiednimi kompetencjami, aby przekazywać odbiorcom informacje w specjalistycznych kwestiach, takich jak prawo, medycyna czy finanse. Celem ograniczeń ma być oczyszczenie internetu z często bałamutnych treści, jednak za przepisami może stać stała chęć Pekinu do cenzurowania internetu.

W Chinach w życie weszły nowe regulacje. Zgodnie z nimi chińscy influencerzy muszą posiadać odpowiednie kwalifikacje, aby móc wypowiadać się w sieci na pewne tematy, takie jak prawo, medycyna czy finansowe inwestycje.

Kompetentny internet czy cenzura?

Jak podaje CNBC, w przypadku treści, które wymagają „wyższego poziomu profesjonalizmu”, livestreamerzy muszą posiadać odpowiednie kwalifikacje, aby mówić na te tematy. Taką informację podały we wspólnym komunikacie dwie chińskie instytucje regulacyjne - Państwowa Administracja Radia i Telewizji oraz Ministerstwo Kultury i Turystyki.

Influencerzy muszą przedstawić wspomniane kwalifikacje platformie livestreamingowej, z której korzystają. Kompetencje te muszą być następnie zweryfikowane przez platformę.

Według wyjaśnień władz, najnowsze przepisy stanowią kontynuację wysiłków Pekinu zmierzających do uporządkowania niezwykle popularnego w Chinach sektora livestreamingu, w którym działają największe chińskie firmy, od Tencent i Alibaby po właściciela TikTok - firmę ByteDance. Influencerzy często wykorzystują takie platformy do sprzedaży produktów i są w stanie w ten sposób zarabiać ogromne kwoty w ciągu zaledwie kilku godzin.

Czytaj także: Eksperyment youtubera: proponował influencerom, by reklamowali wymyślony przez niego produkt

Jednocześnie jednak wprowadzone przepisy wywołują obawy o dalsze kroki komunistycznych władz w kierunku cenzurowania i kontroli internetu. W ciągu ostatnich 16. miesięcy Chiny wprowadziły nowe regulacje w różnych obszarach sektora technologicznego, starając się opanować władzę niegdyś swobodnie rządzących gigantów technologicznych. Komuniści dążą również do zwiększenia kontroli nad obszarami, które Pekin postrzega jako mające wpływ na społeczeństwo, takimi jak gry wideo, livestreaming i środowisko celebrytów.

W maju br. chińskie władze zakazały dzieciom poniżej 16. roku życia oglądania transmisji na żywo po godzinie 22.00 oraz kupowania wirtualnych prezentów dla influencerów.

Poza ograniczeniami dotyczącymi kwalifikacji, najnowsze przepisy dwóch chińskich agencji rządowych określają „kodeks postępowania” dla influencerów.

Osoby transmitujące treści na żywo w sieci nie mogą na przykład publikować materiałów, które osłabiają lub zniekształcają przywództwo Komunistycznej Partii Chin. To oznacza, że treści, które nie podobają się Pekinowi, będą usuwane z internetu.

Czytaj także: Po kilkadziesiąt zgłoszeń do UOKiK o influencerach stosujących ukrytą reklamę. Coraz mniej o scamie

Influencerzy nie mogą także korzystać z tzw. technologii deep fake w celu manipulowania przywódcami partii lub państwa. Technologia ta wykorzystuje sztuczną inteligencję do zniekształcania twarzy i może być użyta do wstawienia twarzy polityka lub przywódcy do filmu, na którym go nie ma.

Influencerzy nie mogą również pokazywać nadmiernego marnotrawstwa żywności, dużej ilości dóbr luksusowych lub ekstrawaganckiego stylu życia, a treści nie powinny być seksualnie sugestywne lub prowokacyjne.

Dołącz do dyskusji: Chiny: Tylko influencerzy „z papierami” mogą mówić o specjalistycznych zagadnieniach

2 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Brix
Może w jakiejś formie i nas powinno tak być. Youtuberzy i różnej maści influencerzy od siedmiu boleści udzielają np. porad związanych ze zdrowiem (np. wymyślają coraz głupsze i sprzeczne z wiedzą naukową tzw. cudowne diety) i nie biorą później żadnej odpowiedzialności za głoszone bzdury. Tak samo ludzie zniechęcający innych do szczepień (nie tylko Covid... ale w ogóle... rezultat -> wracają dawno zapomniane choroby).

Wolność słowa nie powinnna równać się braku jakiejkolwiek odpowiedzialności za głoszone bzdury i idiotyzmy.
odpowiedź
User
Aleksander
Może w jakiejś formie i nas powinno tak być. Youtuberzy i różnej maści influencerzy od siedmiu boleści udzielają np. porad związanych ze zdrowiem (np. wymyślają coraz głupsze i sprzeczne z wiedzą naukową tzw. cudowne diety) i nie biorą później żadnej odpowiedzialności za głoszone bzdury. Tak samo ludzie zniechęcający innych do szczepień (nie tylko Covid... ale w ogóle... rezultat -> wracają dawno zapomniane choroby).

Wolność słowa nie powinnna równać się braku jakiejkolwiek odpowiedzialności za głoszone bzdury i idiotyzmy.


Zgadzam się tylko z częścią dotyczącą odpowiedzialności, ale receptą na to nie jest cenzura.
Natomiast, że ludzie to idioci i wierzą, co mówią w Internecie, telewizji czy radio.
Czemu jako (mniej-więcej) świadomy człowiek mam ponosić ujemne konsekwencje za uwstecznienie umysłowe części społeczeństwa?
Już wystarczy, że jest demokracja i większość mi mówi jak mam żyć.
Teraz, w imię tego, że większość to idioci, mam mieć ograniczony dostęp do głoszenia treści?

Jak w "Nic śmiesznego":
- Patrz Pan, co za głupota, żeby w 7 osób manifestację robić
- Po to jest właśnie demokracja żeby każdy mógł nawet w pojedynkę sobie pójść
- Z takimi durnymi hasłami...
- Z najdurniejszymi właśnie, to jest tolerancja

I na tym właśnie polega demokracja. A że część ludzi w to wierzy? To jest właśnie tolerancja... Tolerancja dla głupoty. I nie będę się swojej wolności wyzbywał w imię czyjejś głupoty.
odpowiedź