Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego pochylili się nad zagadnieniem rozprzestrzeniania się w internecie dezinformacji oraz tzw. "junk news" ("śmieciowe" informacje) - to wiadomości silnie nacechowane emocjami, ideologią, niezgodne ze stanem faktycznym.
W analizie "Junk News During the EU Parliamentary Elections" poddano wpisy internautów z Twittera w językach angielskim, niemieckim, hiszpańskim, francuskim, szwedzkim, włoskim i polskim. Dotyczyły one zbliżających się eurowyborów. Naukowcy sprawdzili, jaki odsetek treści można za dezinformację lub "junk news".
Badanie obejmowało okres od 5 do 20 kwietnia (Twitter) oraz od 5 kwietnia do 5 maja (Facebook). Przeanalizowano 584 062 tweety od 187 743 unikalnych użytkowników serwisu, z czego 137 658 to wpisy z linkiem. Odsyłały one do 5774 serwisów internetowych. Z Polski pod uwagę wzięto 56 575 tweetów.

Polska niechlubnym wyjątkiem w Europie
Ze wszystkich przebadanych wpisów z Twittera tylko 4 proc. kierowało do stron ze "śmieciowymi" informacjami. Na tym tle wyróżniono Polskę, gdzie odsetek wpisów odsyłających do fałszywych lub znacznie zmanipulowanych artykułów wyniósł aż 21 proc.
W naszym kraju na jeden news "śmieciowy" przypadło tylko 0,6 newsa rzetelnego. W Hiszpanii ta proporcja to 1:28, we Francji 1:13, w Niemczech 1:10.

W badaniu opisano także, jak reagowali na fałszywe informacje przedstawiciele poszczególnych krajów - czyli jak często udostępniali je na Facebooku, dawali "lajki" i reakcje czy komentarze. W pięciu językach (angielskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim i szwedzkim) "materiały ze stron z dezinformacją miały średnio 1,2-4 razy więcej komentarzy, lajków i udostępnień niż artykuły wydawców" - czytamy w raporcie. Polacy natomiast częściej reagowali w sieci na artykuły od wydawców tradycyjnych mediów.
Serwisy z "junk news" i rzetelne źródła
Autorzy analizy ułożyli listę stron najczęściej kolportujących dezinformację i "junk news" w poszczególnych krajach. W Polsce na listę tę trafiły: Publiszer.pl, Centrummedialne.pl, Kontrowersje.net, wPolityce.pl oraz Pikio.pl.

Natomiast najbardziej sprawdzone źródła informacji, zdobywające u internautów popularność to: wGospodarce.pl, Wyborcza.pl, Kresy.pl, Bankier.pl oraz Tvn24.pl.
"Śmieciowe" wiadomości dotyczyły najczęściej religii islamskiej i muzułmanów, imigrantów, terroryzmu, rzadziej pożaru katedry Notre Dame (w materiałach padały sugestie, że to islamscy terroryści dokonali podpalenia kościoła). Niewielka część artykułów dotyczyła wyborów do Parlamentu Europejskiego. W fake newsach o tematyce politycznej, przeważały te nacechowane eurosceptyzmem, nacjonalizmem i islamofobią.

We wnioskach z raportu autorzy wskazali, że dezinformacja i niskiej jakości, nacechowane emocjonalnie teksty, mogą mieć znaczący wpływ na debatę publiczną, a w konsekwencji sytuację polityczno-społeczną kraju. Przed nadchodzącymi wyborami do Parlamentu Europejskiego wysokiej jakości treści dostarczali w internecie nie tylko tradycyjni wydawcy, ale i pojedynczy użytkownicy czy organizacje w ramach społeczeństwa obywatelskiego.
Karnowski: to kuriozum i fake news
W czwartek do wyników badania naukowców z Oksfordu odniósł się Michał Karnowski, członek zarządu Fratrii (wydającej m.in. wPolityce.pl i wGospodarce.pl) ds. redakcyjnych. Na Twitterze skomentował wpis dziennikarza Onetu Janusza Schwertner na ten temat.
- To jest właśnie fake news. Autorzy tego kuriozalnego "badania" sami zastrzegają, że nie można go przypisywać Uniwersytetowi Oksfordzkiemu, że to tylko ich subiektywna ocena - stwierdził Karnowski. - Ale pan Schwertner chyba po angielsku nie umie czytać. W sumie typowy atak psychologiczny - dodał.

- I za najbardziej wiarygodne media uznali TVN i GW! Ubaw po pachy! Ciekawe, od kogo dostali grant na te badania... - skomentowała Aleksandra Jakubowska, publicystka współpracująca m.in. z „Sieciami” i Telewizją wPolsce.pl.











