Na antenie Tok FM Grzegorz Miecugow stwierdził, że Oskarowi Wądołowskiemu udało się w piątek wtargnąć na scenę w czasie „Szkła kontaktowego” nadawanego na żywo z Przystanku Woodstock tylko dlatego, że producent programu poprosił ochraniających scenę wolontariuszy z Pokojowego Patrolu, żeby odsunęli się na boku, by nie psuć kadru telewizyjnego. Zresztą jeden z ochroniarzy prawie chwycił za nogę intruza, ale ten zdołał się jednak wywinąć.
Miecugow zwrócił uwagę, że Wądołowski już podczas poprzednich edycji festiwalu usiłował zakłócić spotkania ze znanymi ludźmi: Jerzego Buzka zapytał, czy jest pochodzenia żydowskiego, a w czasie spotkania z Bronisławem Komorowskim narzekał, że padło mało merytorycznych pytań (patrz wideo poniżej). - Już wtedy powinien dostać zakaz wstępu na imprezy masowe - ocenił dziennikarz. - Nie potrafił zachować elementarnej kultury. Inni zadawali trudne pytania, ale nie były one podszyte agresją i nie miały za zadanie doprowadzić do skrzywdzenia kogokolwiek - stwierdził. Dodał, że w zeszły piątek Wądołowski już w czasie przedpołudniowego spotkania z Kubą Wojewódzkim pokazywał karton z napisem „TVN kłamie”. - Jak się puszcza płazem małe rzeczy, to one rosną - podsumował Miecugow.

Według dziennikarza atak w czasie „Szkła kontaktowego” był starannie zaplanowany: kolega intruza nagrywał incydent telefonem komórkowym i błyskawicznie umieścił to wideo na YouTubie.
Grzegorz Miecugow zupełnie nie zgodził się z wyjaśnieniem Oskara Wądołowskiego, jakoby tylko „symbolicznie szturchnął” dziennikarza i sam bardziej ucierpiał w czasie incydentu. - Zaciśniętą pięścią cztery razy w głowę - to jest szturchnięcie - ironizował Miecugow.
Tak samo stanowczo zaprzeczył stwierdzeniu, że został zaatakowany, ponieważ jest nieobiektywnym dziennikarzem realizującym linię programową swojej stacji. - Mnie nikt do niczego nie zmusza. Pracuję w wolnej telewizji i robię to, co chcę. Nikt mi nie narzuca gości do programów, które robię, ani nie sugeruje, żebym z którychś gości zrezygnował. Nikt mi nie podrzuca tematów. Biorę to wszystko na własną odpowiedzialność i robię najlepiej, jak potrafię - podkreślił Miecugow.

Dziennikarz wyjaśnił, że czyn popełniony przez Wądołowskiego jest ścigany z urzędu, ponieważ mężczyzna użył przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania lub zaniechania opublikowania materiału prasowego (pokazując karton z napisem „TVN kłamie”). A za to według Prawa prasowego grozi do trzech lat więzienia.
Miecugow zapowiedział, że po rozmowie ze swoim adwokatem zdecydować się być oskarżycielem posiłkowym w procesie Wądołowskiego. - Nie odpuszczę mu za to, że w miejscu publicznym śmiał bić mnie po głowie - podkreślił. - On jest świrem - podsumował krótko swojego agresora.











