Obejrzałem występ Palikota u Stanowskiego. I nie wiem, który z nich był gorszy [FELIETON]

Janusz Palikot konsekwentnie próbuje zaistnieć po wyjściu z aresztu. Był już wywiad u Żurnalisty, był występ w kanale Tomasza Lisa ("Ja wam jeszcze pokażę!"). Teraz przyszedł czas na najpoważniejszą próbę. W powrocie do mainstreamu pomocną dłoń wyciągnął Krzysztof Stanowski w Kanale Zero.

Rafał Badowski
Rafał Badowski
Udostępnij artykuł:
Obejrzałem występ Palikota u Stanowskiego. I nie wiem, który z nich był gorszy [FELIETON]
Oglądałem Palikota u Stanowskiego. Nie wiem, który był gorszy.

Nie wiem jednak, co było gorsze: oglądać próby robienia z siebie ofiary przez upadłego biznesmena? A może szydzącego z niego szefa Kanału Zero, który użył swojego sprawdzonego chwytu: robienia zasięgów na łatwych do wyśmiania ofiarach? Robił już tak wiele razy, by wymienić tylko Natalię Janoszek i Marcina Najmana.

Tym razem trafił na upadek byłego (?) biznesmena-celebryty, który nie mógł mieć żadnych argumentów. Dla niego sukcesem był już sam ponad dwugodzinny występ w "Godzinie Zero".

Tak, na takie programy też jest miejsce. Ale raczej pasują do youtuberów czy patostreamerów. Moim zdaniem poważne media, choć muszą szukać "klików", w takim momentach powinny jednak zdjąć nogę z gazu. Bo przyczyniają się do powrotu Palikota w roli celebryty.

Od razu przypomniał mi się Janusz Waluś, który był gościem Stanowskiego w styczniu. Albo Piotr Wielgucki znany jako bloger Matka Kurka. Wszystkie te przypadki łączy moim zdaniem chęć zrobienia wyświetleń za wszelką cenę.

Bo tym razem chodzi o krzywdę ludzi i jakoś na obliczu prowadzącego nie dostrzegłem troski o nich. Raczej satysfakcję z tego, że show się kręci. Uśmiech przy celnych strzałach w przeciwnika w głębokiej defensywie, bo będącego w takim kryzysie wizerunkowym, z jakiego trudno będzie mu się podnieść.

Tak, występ Janusza Palikota był telewizyjnym show, w którym nie zabrakło mięsa, czyli szydery i efektownych ripost prowadzącego po absurdach, które wypowiadał były przedsiębiorca. Bo Krzysztof Stanowski w konwencji showmana czuje się jak ryba w wodzie. I dobrze mu to wychodzi.

Oglądający wieczorny program przy piwie czy popcornie czekają na takie ujście emocji po ciężkim dniu w pracy. Tylko czy wypada się śmiać po krzywdzie tylu ludzi? Kilku poważnych inwestorów straciło miliony złotych. A około 5 tysięcy osób utopiło w alkoholowym biznesie od kilku do kilkudziesięciu tysięcy.

Według ostatnich informacji Janusz Palikot jest winien wierzycielom ponad 200 mln złotych. Dla wielu z nich to życiowa tragedia. Palikot nie wydawał się tym bardzo przejęty, a już na pewno nie bardziej niż własnym losem. To nie był pierwszy tego typu występ w ostatnich tygodniach.

Jednak Stanowski osiągnął swój cel. Po mediach społecznościowych krążą dziesiątki filmików czy cytatów z występu. Zgadnijcie, jakie są te tysiące reakcji? Wcale nie dominuje złość na Palikota, jak to często bywa po jego autorskich występach na własnym profilu czy łezka będąca wyrazem współczucia dla ludzkiej krzywdy. Przeważają lajki i śmiech, dowcipne komentarze i kpiny z upadku biznesmena. A więc igrzyska były przednie. Sam kilka razy złapałem się na tym, że mimowolnie się uśmiechnąłem.

Było tak, gdy Stanowski zapytał Palikota czy to prawda, że wysyłał swojego kierowcę z Suwałk do Krakowa po chleb z łopaty z Kleparza i pomidory, gdyż nie było zadowalających w jego okolicy. I gdy szydził z biznesmena, pytając, czy dalej skrapla pomidory cytryną. Tego typu patos był charakterystyczny dla kulinarnych prezentacji Palikota, gdy jego biznes jeszcze trwał.

Stanowski cytował też fragmenty jego "Dziennika z więzienia", który Palikot nieustannie promuje. Jeden z nich był szczególnie żenujący, mający w zamierzeniu pokazać brak refleksji po upadku jego alkoholowego "imperium". Dotyczył dramatycznego doznania o konieczności "puszczenia bąka" w obecności agenta CBA. "Bąk wolności" – przeczytał Stanowski. A Palikot odpowiedział, że to wcale nie jest jego refleksja, tylko pokazanie, jak czuje się człowiek pozbawiony intymności. Czyli jednak ofiara.

Wydaje się, że w takich fragmentach Palikot osiągnął swój nadrzędny cel: nieważne jak, byle się o nim mówiło. A szef Kanału Zero mu w tym pomógł. Gdy Stanowski wspomniał o tym, że recenzja jego "Dziennika z więzienia" nie była entuzjastyczna, Palikot żartował razem z nim, że książkę musiał oceniać ktoś niekompetentny.

Palikot mnie nie zaskoczył. Przyjął swoją stałą pozę z ostatnich tygodni. Robił z siebie ofiarę, gdy mówił, że nie ma gdzie mieszkać, nie ma za co żyć. Tylko że ten wizerunek rażąco się nie spinał.

Bo po raz kolejny próby te musiały ponieść klęskę w walce z jego wybujałym ego. W przedniej kieszeni koszuli (przypadek?) internauci zauważyli iPhone'a 16. A on sam wspomniał, że ma wiele... biznesowych propozycji i to z Europy. Mówił wprost o planach kolejnej działalności gospodarczej. Twierdził, że jak "zarobi znów duże pieniądze, to podzieli się ze swoimi wierzycielami". Jakby nie zauważył, jak bardzo jest zadłużony, jak bardzo może się nie podnieść po kolejnych procesach.

W programie pojawiły się wyniki sondy Kanału Zero z pytaniem: "czy zagłosowałbyś na partię Janusza Palikota"? I co piąty uczestnik (22 proc.) odpowiedział, że tak. Palikot o tym, czy mógłby wrócić do polityki opowiadał już w ostatnich tygodniach. Oczywiście, oficjalnie się od tego odżegnuje, ale sam chętnie rozwija temat. Widać, że zależy mu na tym, by znów być na pierwszym planie.

Jego wizerunek skrzywdzonego bez grosza musiał też ponieść klęskę, gdy wspomniał, że właściciele jednego z najbardziej znanych hoteli w Warszawie pozwolili mu tam ostatnio mieszkać, bo nie miał gdzie. Obecnie ma mieszkać u byłej żony.

I tak, napomnknął współczującym tonem, że żal mu jego byłych pracowników, którzy nie dostali wynagrodzeń w wysokości 5 tysięcy złotych za jeden miesiąc pracy. A zalega im za wiele miesięcy. I że to jest prawdziwy problem, a nie jego wynagrodzenie. Ale nawet ta próba była w moim odczuciu absurdalna. Bo jednocześnie Palikot mówił, że sam przez 2,5 roku nie brał pensji prezesa, która wynosiła 65 tysięcy złotych miesięcznie. Dodał, że te pieniądze mu się należą od spółki, ale ich nie dochodzi, bo "sytuacja jest, jaka jest".

Także Stanowski powiedział, że jakoś nie widział w jego książce troski o skrzywdzonych ludzi. Ale w moim odczuciu główny cel programu pozostawał cały czas ten sam: show, który zapewni zasięgi. Szef Kanału Zero wielokrotnie się śmiał przy wymianie zdań z Palikotem, jakby zadowolony z tego, że tak go punktował.

Czy było więc warto? "Godzina Zero" z Palikotem miała po południu następnego dnia 327 tys. odtworzeń na YouTube. Inne "Godziny Zero" (na przykład z Rafałem Ziemkiewiczem czy Cezarym Pazurą) osiągnęły nawet ponad milion wyświetleń. A ta z Januszem Walusiem ma ponad 800 tysięcy. Kolejne co najmniej kilkaset tysięcy. Trudno powiedzieć, jakie liczby wykręci jeszcze program z Palikotem, ale raczej nie grozi mu rekord oglądalności.

PRACA.WIRTUALNEMEDIA.PL

NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

KRRiT przedłuża koncesje. Chodzi m.in. o stacje Polsatu i Canal+

KRRiT przedłuża koncesje. Chodzi m.in. o stacje Polsatu i Canal+

Polsat Box udostępnił za darmo wiele kanałów

Polsat Box udostępnił za darmo wiele kanałów

Współpracownica Agory bez pieniędzy po porodzie? Firma odpowiada "Solidarności"

Współpracownica Agory bez pieniędzy po porodzie? Firma odpowiada "Solidarności"

KRRiT zaakceptowała plany mediów publicznych. Co z likwidacją kanałów TVP?

KRRiT zaakceptowała plany mediów publicznych. Co z likwidacją kanałów TVP?

Dwa nowe tytuły w ofercie InPostu. Zamówisz je do Paczkomatu

Dwa nowe tytuły w ofercie InPostu. Zamówisz je do Paczkomatu

Nowa prezeska wydawcy "Pisma"

Nowa prezeska wydawcy "Pisma"