Tak wyglądała walka o życie Agnieszki Burzyńskiej. "Lekarze mówią o cudzie"

– Byłam na tamtym świecie już jedną nogą, a praktycznie dwoma. Wszyscy lekarze wypowiadają się w kategoriach cudu – opowiada Agnieszka Burzyńska w pierwszym wywiadzie od czasu, gdy znalazła się w szpitalu. Dziennikarka wyjaśnia, jak wyglądało ostatnio jej życie i czy wróci do pracy w mediach.

Dominik Senkowski
Dominik Senkowski
Udostępnij artykuł:
Tak wyglądała walka o życie Agnieszki Burzyńskiej. "Lekarze mówią o cudzie"
Agnieszka Burzyńska

Agnieszka Burzyńska to jedna z najbardziej znanych dziennikarek politycznych w naszym kraju. Pracowała m.in. w Onecie, "Fakcie", RMF FM, tygodniku "Wprost", "Dzienniku Gazecie Prawnej", a od końca zeszłego roku dołączyła do zespołu Radia dla Ciebie.

W ostatnich miesiącach Burzyńska przeszła poważne problemy zdrowotne, o czym informowała niekiedy w mediach społecznościowych. W rozmowie z Wirtualnemedia.pl opowiada m.in. o trudnym powrocie do zdrowia, problemach w życiu zawodowym i prywatnym oraz czy zamierza wrócić do dziennikarstwa.

Dominik Senkowski: 1 czerwca napisała pani na Twitterze: "Wojowałam z mafiami, politykami, urzędnikami, ministrami a nawet premierami. Nie sądziłam wtedy, że najzacieklejszy bój przyjdzie mi toczyć o własne życie. Uważajcie na siebie bo usłyszycie to co ja: zostało pani kilka godzin życia. Ale walczę." Jak dziś wygląda ta walka?

Agnieszka Burzyńska: Dziś jest lepiej, ale walka była bardzo zacięta – nie tylko dla mnie, ale i dla całego sztabu lekarzy z Uniwersytetu Medycznego w Gdańsku, wcześniej z Malborka. Wszyscy dawali mi minimalne szanse na przeżycie. Do dziś muszę się pojawiać co kilka dni w Gdańsku, to wciąż bardzo świeża sprawa.

Traktują mnie tam trochę, jak taką małpkę w cyrku, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Wskazując na mnie pokazują, że ich praca ma sens, że moja praca miała sens, że nawet z beznadziejnej sytuacji można wyjść. Tfu tfu oczywiście, bo ja już wszędzie zastrzegam, że kilka razy było wcześniej ok, a potem znów gorzej. Wierzę, że wychodzę powoli na prostą.

Jak poważna była pani sytuacja zdrowotna?

Wszyscy lekarze wypowiadają się w kategoriach cudu. Byłam na tamtym świecie już jedną nogą, a praktycznie dwoma. Chorowałam od dawna, ale zawsze lekceważyłam objawy. Myślałam, że jakoś to będzie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak poważna jest sytuacja.

Pewnego dnia trafiłam do szpitala w trybie pilnym. Byłam wtedy akurat na Pomorzu, przyjechała karetka, a pani doktor w Nowym Dworze Gdańskim powiedziała kierowcy, że ma 15 minut, by dowieźć mnie do Malborka. Kierowca spojrzał na mnie i powiedział: "Dam radę". Potem jeszcze, jak na złość, winda wysiadła w szpitalu, więc na trzecie piętro kierowca musiał mnie wnieść na rękach. Przyszedł lekarz i powiedział: "Mamy siedem minut, nie możemy czekać". Wtedy pierwszy raz uratowali mi życie w Malborku.

Najpierw Malbork, a potem Gdańsk

Jak trafiła pani do Gdańska?

Sytuacja znów się pogorszyła, w Malborku doszli do ściany i przewieźli mnie do gdańskiej Akademii Medycznej. Tam okazało się, że mam sepsę, zapalenie płuc, zapalenie nerek i nieczynną wątrobę. Do tego problemy z krwią, coś podobnego do białaczki, ale nie była to do końca białaczka. W każdym razie wiele rzeczy na raz. Dopiero teraz odważyłam się przeczytać wypis ze szpitala, w którym wymieniono wszystkie dolegliwości, w tym zatrzymanie akcji serca. W takich warunkach lekarze mnie operowali i na koniec przyznali, że to ich najtrudniejsza operacja od kilku lat w tym szpitalu. Byłam zielona, jak ufoludek, ale o tym nie wiedziałam.

Pozostawała pani w śpiączce?

Tak, bo lekarze chcieli dać sobie oraz mnie więcej czasu na działanie. Sprawa była na tyle poważna, że kazali się pożegnać mojej mamie, bratu i dzieciom. Rodzina szukała już nawet cmentarza, ale ja o tym wszystkim nie wiedziałam. Byłam jedyną szczęśliwą osobą, która się ocknęła po trzech tygodniach. Obudziłam się bez głosu, mama powiedziała do mnie: "Córeczko, dobrze, że już jesteś. Miałaś przeszczep". Patrzyłam na nich, jak na wariatów, nie wiedziałam, co się działo.

Potem, jak już mogłam mówić, lekarz zapytał mnie, czy wiem, jaki mamy dzień tygodnia. Odpowiedziałam mu: "Oczywiście, że wiem. Mamy połowę maja". A on na to: "No nie, bo mamy końcówkę czerwca". Nie pamiętałam tego, co działo się przed operacją.

Jak wygląda dziś pani sytuacja?

Mieszkam jeszcze u mamy w Borach Tucholskich, ale muszę pojawiać się w szpitalu. Lekarze nie chcieli zgodzić się na to, żebym była sama, bo mogłam się przewrócić. Zbieram się powoli do jakiegoś powrotu i zastanawiam się, co dalej.

Powrót do dziennikarstwa?

Chce Pani wrócić do pracy w mediach?

Muszę sobie dać jeszcze miesiąc, żeby odpowiedzieć na to pytanie. To i tak krótko, bo wszyscy wokół mówią, że powinnam dłużej odpocząć. Ale szczerze mówiąc nosi mnie. Ostatnio pojechałam do Warszawy - niby banalna rzecz dla wszystkich innych, ale dla mnie to było jak zdobycie szczytu Mount Everest. Pojechałam z przesiadkami, kiedy dotarłam, to już byłam dumna z siebie.

A jak się żyje w tym odcięciu od dziennikarstwa, od newsów? Miło czy wręcz przeciwnie?

Nie tak źle. Muszę przyznać, że ja ich znam - w sensie polityków. Jestem w stanie przewidzieć, co się wydarzy. Śledzę wszystkie wystąpienia prezydenta i premiera. Pamiętam, jak szłam spać w szpitalu w noc ogłoszenia wyników drugiej tury prezydenckiej i wygrywał Rafał Trzaskowski. Czułam, że rano będzie inaczej i tak się stało.

Nosi mnie, by nie tylko śledzić ten świat, ale i przy nim pracować. Najpierw nie miałam głosu, więc wykluczałam jakiekolwiek aktywności związane z wizją, fonią. Wtedy to było poza moim zasięgiem, dziś jest inaczej.

Kiedy ostatni raz miała pani okazję pracować?

To było w marcu. Już wtedy czułam, że jest bardzo źle, tak szybko nie kojarzyłam faktów, nie funkcjonowałam na normalnych obrotach. To było niemożliwe, ale dziś jest dużo lepiej.

A jak pani redakcja Radia Dla Ciebie zareagowała?

Z wielką troską, jestem im wdzięczna. Chorowałam już wcześniej, stąd poprzednio kilka pobytów w szpitalach. Oni zdawali sobie sprawę z sytuacji.

Wymagające ostatnie lata

Dzieli się pani informacjami dotyczącymi walki o życie i zdrowie w mediach społecznościowych. Z jakim odbiorem spotkała się pani ze strony widzów, czytelników, a i polityków?

Bardzo przyzwoitym, nie spodziewałam się tylu ciepłych słów. To tylko uświadomiło, że moja praca ma sens. Rola dziennikarki obiektywnej, która nie skłania się ku żadnej opcji politycznej ma sens. W polityce jest to bardzo trudne, ale możliwe. Trzeba płacić czasem za to, że nie jest się po żadnej ze stron i obrywa od wszystkich. Okazało się, że ludzie to doceniają.

Z czego wynikały pani kłopoty zdrowotne? Zła dieta, używki, geny?

Wszystko na raz. Praca w mediach jako dziennikarka polityczna mnie zmęczyła - to delikatne określenie. Ostatnich parę lat było bardzo ciężkie, zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Po prostu życie powiedziało "stop" i stąd ostatnie problemy.

Nie pomagał mój tryb życia, zbyt szybki, niezdrowy, jak to bywa u dziennikarzy. Zmęczenie odkładało się, stres narastał. Zaniedbywałam siebie, odkładałam wszystko na później. Wiedziałam, że muszę np. zrobić badania, ale odwlekałam to o tydzień, o dwa. Jeszcze chciałam popracować. W tej sytuacji to musiało się tak skończyć.

Czegoś pani żałuje?

To był dla mnie trudny czas od tej pseudoafery związanej z mieszkaniem z Jackiem (Jacek Protasiewicz - przyp. red.). Detektywi pod moim domem, którzy chodzili także za dziećmi. Chcieli zrobić, jak rozumiem, wspólne zdjęcia, chociaż nie było żadnego powodu. Do tego zawieszenie w pracy. Pozbawiono mnie programu, który współtworzyłam i to w dość obcesowy sposób. Mam poczucie pewnego niesmaku.

Mowa o "Stanie po Burzy"?

Tak. To był nasz autorski program, a któregoś dnia usłyszałam, że to właściwie Andrzej jest autorem. Nie powiem, że zrobiło mi się przykro, bo w dziennikarstwie nie ma miejsca na takie uczucia, ale tak trochę nieswojo. Zaczynaliśmy z Andrzejem w studiu bez kamer, bez niczego. To był nasz pomysł i wykonanie.

A ma pani dziś kontakt z Andrzejem Stankiewiczem?

Nie. Ostatnie lata były dla mnie ciężkie, a zaczęło się właśnie od sprawy mieszkania. Nie zostało to sprawiedliwie przedstawione, ale obecną sytuację traktuję jak nowe otwarcie. Zrozumiałam, że mam coś jeszcze do zrobienia. Tyle ludzi o mnie walczyło, sama walczyłam i nie po to, by teraz nic nie robić. Jeszcze nie potrafię określić, co dalej, ale myślę nad przyszłością.

PRACA.WIRTUALNEMEDIA.PL

NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

Co kupno Warner Bros. przez Netfliksa zmieni w Polsce? Pracownicy TVN dostali list od szefa WBD

Co kupno Warner Bros. przez Netfliksa zmieni w Polsce? Pracownicy TVN dostali list od szefa WBD

Prasa umiera? Skądże! Wydawca "Vogue Polska" wprowadzi do Polski kolejny luksusowy tytuł [TYLKO U NAS]

Prasa umiera? Skądże! Wydawca "Vogue Polska" wprowadzi do Polski kolejny luksusowy tytuł [TYLKO U NAS]

"Święta marzeń" w piosence Polsatu na Boże Narodzenie. Ibisz świętym Mikołajem

"Święta marzeń" w piosence Polsatu na Boże Narodzenie. Ibisz świętym Mikołajem

Będzie mega fuzja. Netflix kupuje Warner Bros. Discovery bez telewizji

Będzie mega fuzja. Netflix kupuje Warner Bros. Discovery bez telewizji

Gwiazdor Modern Talking na Sylwestrowej Mocy Przebojów Polsatu. Obok Zenek Martyniuk, Beata Kozidrak i Skolim

Gwiazdor Modern Talking na Sylwestrowej Mocy Przebojów Polsatu. Obok Zenek Martyniuk, Beata Kozidrak i Skolim

Globalna awaria Cloudflare. Nie działała Canva, Downdetector i sklepy online

Globalna awaria Cloudflare. Nie działała Canva, Downdetector i sklepy online