SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Katarzyna Dowbor i Filip Antonowicz w “Pytaniu na śniadanie”. "Ona powinna czuć się jak ryba w wodzie, a on był jak wrzucony do akwarium"

W sobotę w “Pytaniu na śniadanie” zadebiutowała nowa para prowadzących, która zaskoczyła wielu widzów. Doświadczonej dziennikarce Katarzynie Dowbor towarzyszył młody radiowiec Filip Antonowicz. Jak wypadli w programie? - - Początek był nieudany. Siedzieli obok siebie dosyć drętwo, mówili do kamery, w ich zachowaniu widać było napięcie. Siły są nierówne, bo Katarzyna Dowbor jest osobowością telewizyjną, właściwie jest na swoim i powinna zachowywać się jak ryba w wodzie. Jej partner został wrzucony do akwarium i na początku źle się czuł w tym środowisku - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl prof. Maciej Mrozowski, medioznawca. 

Katarzyna Dowbor i Filip Antonowicz, fot. TVPKatarzyna Dowbor i Filip Antonowicz, fot. TVP

Poprosiliśmy medioznawców, aby ocenili pierwszy sobotni występ nowej pary prowadzących “Pytanie na śniadanie” - Katarzyny Dowbor i młodszego od niej o 24 lata Filipa Antonowicza. Eksperci ocenili ich prowadzenie audycji na mocną czwórkę, ale wytknęli im kilka błędów. 

- Myślę, że ten typ programu stale się zmienia i z zasady ma formułę poszukiwawczą, ponieważ jest audycją codzienną, z reguły lekką, tylko czasami poruszany jest jakiś poważniejszy temat, obliczony na bardziej specyficznych odbiorców. Program śniadaniowy oglądają głównie osoby, które pracują w domu lub zajmują się nim. Program jest w fazie rozwoju, jeszcze nie można powiedzieć jednoznacznie, że wszyscy prezenterzy w nim zostaną i jest to ostateczna wersja “Pytania na śniadanie”. Widzę wyraźnie, że to jest twórcza walka, którą zresztą oceniam bardzo pozytywnie - nowe szefostwo szuka nowych środków wyrazu. Na razie dramaturgia jest momentami spowolniona, są momenty lepsze i gorsze - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl prof. Jacek Dąbała, medioznawca i audytor jakości mediów z Uniwersytetu Jagiellońskiego. 

Specjalista przyznaje, że nowy prowadzący, Filip Antonowicz, “jest przejęty rolą i musi wymyślić patent na siebie”. - Jak "trzymać twarz", co to znaczy kontrolowana naturalność na wizji, czym ma być jego telegeniczność, czyli co jest jego siłą i co się ludziom może podobać. Dla każdego człowieka mediów występującego na wizji to jest rodzaj swoistej wiwisekcji: co ludzie chcą w nim widzieć - podkreśla prof. Dąbała. 

- Sądzę, że dopiero za kilka miesięcy otrzymamy definitywną odpowiedź, kto z prowadzących zdobędzie większą, a kto mniejszą akceptację widzów, kto w programie zostanie, jakie będzie jego tempo. Poszukiwanie prowadzących to szukanie postaci charyzmatycznych. Ta charyzmatyczność, która tworzy uwielbienie dla prezenterów tego typu programów, musi się jakoś urodzić i zaznaczyć, więc w tym momencie jeszcze nie możemy powiedzieć, że komuś się to w “PnŚ” udało. Nagle może się okazać, że ci, którzy mieli słabszy początek, potem są bardziej lubiani, odnajdują swoje najlepsze cechy, a ci, którzy mieli lepszy start albo wydawali się idealni, słabną i ich odbiór społeczny nie jest taki, jakiego oczekiwano - uważa medioznawca. 

Dodaje jednak, że podoba mu się “mieszanie kotłach wiekowych”. - Trochę starszych, średnich i bardzo młodych prowadzących. To jest cenne, bo widzowie są różni - podkreśla. 

“Widz musi dostać dawkę intrygi”

- Ten program jeszcze musi popracować nad tempem i dramaturgią poszczególnych materiałów, które są poprawne, ale w potężnej konkurencyjnej walce o widza nie ma przeproś. Widz musi dostać swoją dawkę emocji, adrenaliny, suspensu, tajemnicy, intrygi, on tym żyje, oczekuje niespodzianek, niemalże - mówiąc żartobliwie - hitchcockowskiego, ale bardziej przyjaznego oddziaływania. Jeżeli będą budowali narrację w takim stylu, czyli na wstępie jest tematyczne i wykonawcze tzw. "trzęsienie ziemi", przyciągnięcie uwagi, i dalej napięcie wzrasta, widz będzie lepiej reagował - dodaje ekspert.

Medioznawca przyznaje, że dało się wyrzuć pewne onieśmielenie prowadzących, nawet Katarzyny Dowbor, która ma duże doświadczenie w prowadzeniu programów na żywo.

- Jest jeszcze pewien rodzaj niepewności, poszukiwania siebie czy nawet onieśmielenia. Pani Katarzyna Dowbor też musi się odnaleźć w tej formule, ponieważ za każdym razem jest to nowy stres i poszukiwanie relacji, zarówno z niewidzialnym widzem, zespołem, studiem, jak i z partnerem. Było to widać w czasami nadmiernie rzucającym się w uszy śmianiu się. Momentami pojawiały się też słynne słowa-wybryki, czyli „eee”. To elementy, nad którymi trzeba jeszcze popracować - uważa ekspert. 

Jego zdaniem, partner dziennikarki powinien bardziej popracować na wyrazistą artykulacją. - Być może z jego onieśmielenia wynika, bo omawiam premierowy występ, że mogło to czasami umykać jego uwadze. Trzeba pamiętać, że ten program ogląda wielu starszych widzów o określonym poziomie wykształcenia, jak wynika z badań. Zatem prezenter musi pokazać, że ma ciepły i empatyczny charakter medialny, odkryć w sobie na wizji to, co jest pozytywne. Trzeba przy tym równolegle bardzo uważać, co jest w nas naturalne, ale niekoniecznie musi się podobać widzom, jak np. zbyt sarkastyczne poczucie humoru. Warto dbać o to, aby humor był inteligentny, przyjazny i optymistyczny - podkreśla prof. Jacek Dąbała. 

Jak dodaje, współgranie ze sobą gospodarzy programu, kontrolowane naturalnych reakcji na to, co mówi partner, pamiętanie o tym, że kamera pokazuje nas w dużym zbliżeniu, wymaga czasu.

- Trzeba dać prowadzącym czas, żeby się dograli i dopiero potem zobaczyć, jak ludzie ich odbierają, a następnie, gdy ktoś się nie nadaje, zmienić go. A gdy się sprawdzi - zostawić, to są profesjonalne decyzje. Myślę też, że warto popracować nad nadmiarem gestykulacji. W kilku miejscach widziałem ważne w mediach "adrenalinowanie". Jednak taki mocniejsze głos, gestykulacja czy mimika powinny być kontrolowane, żeby nie było to zbyt narzucające się i męczące. Na to  zwróciłem uwagę w prognozie pogody - dodaje medioznawca. 

W prognozie pogody podobało mu się “przeciąganie ujęć kamery zamiast raptownego zejścia po komentarzu”. - Zazwyczaj w realizacji jest wtedy cięcie, a tutaj jeszcze przez chwilę pogodynka, co było naturalne i sympatyczne, próbowała jeździć na łyżwach. To daje widzowi poczucie niemalże zaglądania za kulisy programu. Nie wiem, czy to świadome eksperymentowanie czy wyszło przypadkowo - mówi. 

Medioznawca zwraca też uwagę, że prowadzący „muszą się bawić ze sobą, reagować na to, co mówią, czasami wciągać gości w przyjazną polemikę”. - To jest właśnie budowanie dramaturgii – podkreśla. Ogólnie prof. Jacek Dąbała wystawił programowi mocną czwórkę. 

Czytaj także: Rewolucja w "Pytaniu na śniadanie". Alicja Resich: Warto zmienić nazwę programu

Gospodarze nie uniknęli błędów

Medioznawca prof. Maciej Mrozowski, kierownik Katedry Komunikowania i Mediów na Uniwersytecie SWPS, bardzo dobrze ocenia kompozycję programu jako mozaikę - "trochę variete, trochę poważnych tematów, magazyn różności”. 

- Nie dostrzegłem przesadzania w jedną stronę. Nie było materiału, który uważałbym, że jest tak płaski i mało inteligentny, że nie powinien się znaleźć w programie. Dobór tematów był dobry - trochę o przyrodzie, modzie, turystyce, sporo ciekawostek. Kuchnia to oczywiście żelazna pozycja, chociaż takiego śniadania, jakie zaproponowano, to raczej nikt nie zrobi ze względu na mnogość składników. Dobrym i ciekawym, chociaż logistycznie trudnym momentem, był występ orkiestry Ochotniczej Straży Pożarnej z Nadarzyna, to było widowiskowe - uważa medioznawca. 

Zdaniem prof. Macieja Mrozowskiego, w programie była zbyt duża liczba reklam i promocji. - Rozumiem, że telewizja goni w piętkę i musi zarabiać, ale to sprawia, że podstawą nie są materiały studyjne, a reklamy dodatkiem, tylko odwrotnie. W przyszłości, kiedy będzie nowelizowana ustawa o radiofonii i telewizji, to powinno być inaczej uregulowane - uważa specjalista. 

W sobotniej audycji poruszono dwa poważne tematy, w których - zdaniem medioznawcy - pojawiły się błędy. 

- Pierwsza temat dotyczył reformy w szkole, która zwalnia uczniów z odrabiania prac domowych. Prowadząca powiedziała, że nie wolno będzie zadawać takich prac, błędnie, bo w rzeczywistości nie będzie takiego nakazu. To mogło rodziców wprowadzić w błąd. Zarzucam tutaj słabe przygotowanie tematu. Moje zastrzeżenia wzbudził też materiał o Holokauście, zwłaszcza nieudolne rozmowy prowadzącego. Najpierw powiedział, że podobno w muzeum jest dużo rzeczy należących do ludzi, którzy odeszli. Trudno mi wyobrazić sobie, żeby w muzeum było coś innego. Później, kiedy nawiązywał do osobistych doświadczeń polskich rodzin, stwierdził, że każdy ma kogoś, kto zginął w Zagładzie. Trochę niezręcznie to wyszło, bo pewnie miał na myśli ofiary wojny, a nie Holokaustu - uważa prof. Maciej Mrozowski. 

Zdaniem medioznawcy, zestaw tematyczny programu był szeroki - oprócz poważnych tematów, takich jak zmiany w szkole, były problemy życiowe (bulimia, uzależnienie dzieci od smartfonów), propagowanie sportów zimowych, takich jak łyżwiarstwo, a także trochę plotek ze świata celebrytów. Ekspert dobrze ocenia dobór gości audycji, szczególnie w programie o bulimii, gdzie wypowiadały się osoby, które wyszły z choroby, ale też specjaliści. - Biorąc pod uwagę formułę programu i charakter nadawcy jako medium publicznego, dałbym czwórkę z plusem - mówi specjalista. 

Czytaj także: Rewolucja w "Pytaniu na śniadanie". Kolejne rozstania i nowe pary prowadzących

“Początek był zdecydowanie nieudany”

Jak medioznawca ocenia gospodarzy programu? 

- Początek był zdecydowanie nieudany. Siedzieli obok siebie dosyć drętwo, mówili do kamery, w ich zachowaniu widać było napięcie. Moim zdaniem, wyjściowo siły są nierówne, bo Katarzyna Dowbor jest osobowością telewizyjną, ukształtowaną co do charakteru, a także popularności, autorytetu i znaczenia. Właściwie jest na swoim i powinna zachowywać się jak ryba w wodzie, bo to jest jej naturalne środowisko - uważa prof. Maciej Mrozowski.

Jego zdaniem, partner Katarzyny Dowbor, “został chyba wrzucony do akwarium i na początku źle się czuł w tym środowisku”. - Nie do końca rozumiem charakter zestawienia tych dwóch postaci - osoby znanej o ukształtowanej osobowości i nieznanego człowieka, o którym nie wiadomo, czy ma być jej dopełnieniem czy kontrapunktem. Na początku nie było między nimi interakcji, dopiero po kilku godzinach zaczęli zwracać się do siebie i było trochę lepiej. Jest potencjał i mogą się rozkręcić, kiedy poczują się swobodniej. Wtedy między nimi będzie więcej spontanicznej rozmowy, bo teraz usztywniała ich trema - uważa specjalista. 

Zdaniem medioznawcy, prowadzący powinni mieć sformatowaną osobowość. - Jeden jest poważny, drugi wesoły. Teraz jest mistrz i uczeń, prowadząca i asystent. - Pewnie szacunek dla prowadzącej i nieśmiałość spowodowały, że nie zaryzykował bycia kontrapunktem, tego, żeby się z czymś nie zgodzić, narzucić jakiś temat, polemizować, żeby pojawiła się dramaturgia, która powinna być - mówi specjalista. 

Ekspert zwraca uwagę, że Katarzyna Dowbor mówiła bardzo poprawną polszczyzną. - W zestawieniu z nią językowe kompetencje pana radiowca wypadały zadziwiająco blado i licho. Trudno nawet zdefiniować, jakim językiem mówi - czy to ma być potoczna polszczyzna, trochę jak u cioci na imieninach? Powinien popracować nad formułami i nie szukać ich na żywo, zwłaszcza wtedy, kiedy wprowadza temat, bo można się do tego przygotować. Co innego w trakcie rozmowy, ale takich sekwencji nie było dużo - dodaje prof. Mrozowski. 

Medioznawcy również przeszkadzał śmiech Katarzyny Dowbor. - Jaką on funkcję pełni? Na pewno pokrywa pewną tremę, bo prowadząca od dawna nie robiła programów na żywo, a jednocześnie może mieć świadomość, że widzowie mają duże oczekiwania, liczą, że po latach zabłyśnie i czymś ich oczaruje. Moim zdaniem, była spięta i tego śmiechu nie pozbyła się do końca programu, chociaż później go było mniej, na szczęście - dodaje ekspert. 

- Ważną kwestią jest, jak gospodarze zwracają się do widzów. Dowbor trochę “przechodzi” przez szkło, ale jej partner nie zagościł w moim domu i odniosłem wrażenie, jakby wcale nie chciał tego zrobić. Chodzi o pewną więź między prowadzącymi a widzami, którą socjologowie nazywają paraspołeczną interakcją – my udajemy ich partnerów, a oni udają, że chcą się z nami komunikować - wyjaśnia medioznawca. 

Dodaje, że w niektórych tematach zabrakło mu dwugłosu. - Powinno być tak, że jeden wprowadza temat i go lansuje, a drugi jest polemistą, dogadywaczem i bierze gości w krzyżowy ogień pytań. Oczywiście, to musi być lekkie i sympatyczne - zaznacza prof. Mrozowski. Jego zdaniem, prowadzący mogli to zrobić, kiedy omawiali temat  o modzie i byli zgodni, że jest ona bez wieku. - Mimo wszystko przyjemność przeżywania różnych faz życia człowieka powinna się też wyrażać w innym sposobie ubierania się i zachowania - podsumowuje prof. Mrozowski. 

Dołącz do dyskusji: Katarzyna Dowbor i Filip Antonowicz w “Pytaniu na śniadanie”. "Ona powinna czuć się jak ryba w wodzie, a on był jak wrzucony do akwarium"

27 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
dorotka
Dowbor, Orłoś, Tadla, Kret... Brakuje jeszcze ekshumowanej Ireny Dziedzic, a ja partnerem były Kupa Wojewódzki.
odpowiedź
User
m.
Na tle Dowbor - Gendy Carlos i inne Górskie wyglądają jeszcze marniej, widać jak daleko im do telewizyjnego profesjonalizmu. Radiowiec też poniżej oczekiwań.
odpowiedź
User
Widz
TVP Geriatria. Wskrzesili gwiazdkę którą samo TVP wysłało w 2013 na emeryturę.
odpowiedź