Obejrzałem sobie mocno komentowany od weekendu monolog Braci Kamratów prowadzony w Kanale Zero przez Dawida Chęcia (będę upierał się, że nie był to wywiad). I nie mogę wyjść z przykrego zdumienia, że taki monolog mógł ukazać się w jednym z najpopularniejszych polskich kanałów youtube’owych, uznającym się za innowacyjny i opiniotwórczy.
Tak naprawdę za cały mój komentarz do sprawy wystarczyłoby proste zestawienie.

Najważniejsze pytania zadane w programie przez Dawida Chęcia: "Rozmawiamy szczerze? Czy wy jesteście genialnymi aktorami czy – jak wiele osób was określa – wariatami? Kto ogólnie jest obecnie wrogiem Polski? Przed kim według was musimy się bronić? A Rosja jest naszym wrogiem? Z Unią Europejską mamy się bić? Czy jesteście rosyjskimi agentami? Czy to dobrze, że pomagamy Ukrainie? Winę za rozpoczęcie wojny ponosi Ukraina czy Rosja? Czy jesteście w stanie powiedzieć coś złego o dzisiejszej Rosji? Czy Władimir Putin to zbrodniarz? Bycie Żydem nie jest złe? Jak wam było w areszcie? Czy nie macie takiej refleksji, że może formuła była za mocna, że może mogliście trochę delikatniej?"
Cytowany w komunikacie prokuratury fragment wypowiedzi Kamratów, za którą postawiono im część zarzutów: "Ja nie mówię o lewackim ścierwie humanoidopodobnym. Nie mówię o ludziach chorych psychicznie. Na nich ustawić ciężki karabin maszynowy i wypierdolić ich w powietrze. Oni się nie liczą (…) A więc ten z taką mordą, który udaje lekarza… pierdoli…– pod elektrowstrząsy go! (…) Ewka! Trzeba jej było zajebać! Z pięści! (…) Jebnąć ją, kurwa! Złapać ja za łeb i o blat pierdolnąć szybkim uderzeniem! Ja wiem – byłaby awantura, ale jak byłoby miło! No, ile byś dostała – rok więzienia?"

Cicho nad tymi zarzutami
We wstępie do programu zaznaczono, za co Kamraci usłyszeli zarzuty i pokazano krótkie fragmenty z ich transmisji internetowych. Ale potem dostali pytania, jakby byli analitykami lub politykami specjalizującymi się w tematyce wschodniej.
Zarzuty? Hejt? Areszty? Nawoływanie do przemocy? To tak ogólnikowo, gdzieś pod koniec rozmowy: "może formuła była za mocna, że może mogliście trochę delikatniej?" "Trochę delikatniej" to w przypadku Kamratów ogromnie za mało.
Mam wątpliwości, czy dziennikarz Kanału Zero w ogóle wiedzieli, z kim rozmawia. To nie są działacze mocno krytykujący mniejszości seksualne i pomoc Ukrainie oraz korzystnie wypowiadający się o Rosji. Tacy to są przykładowo Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun czy Sławomir Mentzen.
Natomiast Kamraci to agresywni, wulgarni nienawistnicy, którzy w swoich transmisjach i na wiecach regularnie zachęcają do przemocy wobec grup społecznych i konkretnych osób. I to przede wszystkim dlatego zyskali popularność gdzieś na marginesie internetu. Takich euro-, ukraino- i LGBT-sceptyków jak oni jest mnóstwo. Ale tylko oni przebierają się w parawojskowe stroje i pod nazwiskiem rzucają bluzgi i groźby z karykaturalną intensywnością.

Właśnie kolejny raz wyszli z aresztu, ciąży na nich ponad 150 zarzutów. I co dzieje się w Kanale Zero? Mogą bez większego skrępowania i ripost ze strony prowadzącego rozwijać swoje teorie. Jakieś trudne dla nich tematy, wątki? Nie teraz, nie tutaj.
A przecież takie pytania na usta cisną się jedno po drugim: Czy zawsze byli tak radykalni? Co zrobią, jak ktoś powołując się na nich, popełni to, do czego zachęcają? Ile osób z najbliższego otoczenia odsunęło się od nich z powodu tych poglądów? No i najbardziej oczywiste: O co chodzi z tymi strojami a la mundury wojskowe? Czy Kamraci zapisali się chociaż do Wojsk Obrony Terytorialnej, skoro tak ich ciągnie do mundurów?
Jakby w Kanale Zero konwencja taka jak w programie z Kamratami podczas niedawnej rozmowy z Januszem Walusiem, to nie usłyszałby on pytań o morderstwo w RPA. A Janusz Palikot byłby pytany może o przepisy kulinarne i warunki osadzonych w areszcie, ale na pewno nie o jego odpowiedzialność za upadek firmy alkoholowej i zarzucane mu oszustwa.

Moje podejrzenie, że ludzie z Kanału Zero nie wiedzieli za bardzo, kogo zaproszono, bierze się też z tego, że we wstępie Dawid Chęć stwierdza, że po obejrzeniu pierwszej wersji wywiadu w redakcji byli "porażeni" tezami wygłaszanymi przez Kamratów.
Serio? Zaprosiliście do studia wulgarnych nienawistników, od lat szerzących hejt, którzy właśnie opuścili areszt – i jakich wypowiedzi się po nich spodziewaliście? Że oszołomieni rozmachem studia Kanału Zero nagle spotulnieją? Będą ważyć słowa, niuansować i używać imiesłowów zamiast przekleństw? Równie dobrze można do salonu fryzjerskiego zatrudnić małpę i wręczyć jej brzytwę.
Dawid Chęć na początku programu przyznaje też, że nie do końca zna uniwersum Braci Kamratów. No nie, redaktorze Chęć – to nie jest żadne uniwersum, gra wideo ani cosplay. To prawdziwi ludzie rzucający obelgi i groźby wobec innych prawdziwych ludzi. Strach pomyśleć, czym może się to skończyć.

A co w Kanale Zero? W pierwszym ujęciu programu radośnie sobie podśpiewują. Chyba najlepszy PR-owiec nie wymyśliliby lepszego zabiegu, żeby ocieplić ich wizerunek.
Na krokodyle ze scyzorykiem
Duże wątpliwości budzi obsada dziennikarska tego programu. Jak się zaprasza do studia starych wyjadaczy, co mają za sobą prowadzenie kilkuset transmisji internetowych i wielu demonstracji ulicznych, to po drugiej stronie trzeba mieć zawodnika równie mocno zaprawionego w dyskusjach. A jako okazjonalny widz Kanału Zero nie kojarzę, żeby Dawid Chęć w pojedynkę prowadził długie wywiady na żywo. To jak teraz mógł dać radę w dyskusji z wyszczekanymi patostreamerami?
Pamiętam taki mecz naszej reprezentacji piłkarskiej, gdzie niejaki Grzegorz Bronowicki parę razy okiwał Cristiano Ronaldo i wygraliśmy 2:0. Ale taki mecz zdarza się raz na dekadę lub rzadziej. Zwykle wystawiając Bronowickich przeciw Ronaldom należy przygotować się na liczenie straconych goli. Takie prawidłowości są i w sporcie, i w mediach.

Jest jeszcze sprawa asymetrii, na którą zwrócił uwagę Michał Kempa, pisząc na X: "Natalia Janoszek: 2 długie reportaże, tygodnie riserczu, podróże do Indii, tańce na lotnisku. Kamraci: paaaanie, przyszli przypadkiem, śpiewali pod oknem, dalimy młodego, ale nawet on czasu przez miesiąc nie mioł żeby dokończyć, ja też na urlopie, zarobieni my som".
Kempa trafił w sedno. Jak na horyzoncie jest mrówka (jakaś celebrytka mitomanka, której kłamstwa i manipulacje nikomu nie robią krzywdy), to Stanowski i Kanał Zero strzelają do niej z armaty. A jak widzą głodne krokodyle, ruszają na nie ze scyzorykiem.
Przypominam sobie jeszcze wywiad w Kanale Zero z dwójką aktywistów z Ostatniego Polonie (do objerzenia poniżej). Do dyskusji z panami, po których wypowiedziach wyraźnie widać, że nie są obyci w mediach, kanał wystawił Krzysztofa Stanowskiego i Roberta Mazurka. A ci dopytywali, podawali fakty, kpili z niektórych słów gości, oburzali się nawet, że jeden z nich nie płaci podatków od zarobków z korepetycji.

Teraz zaś zaprosili do studia zawodników wagi ciężkiej, a w swoim narożniku wystawili juniora wagi piórkowej. I po ciężkim nokaucie starają się udawać, że był remis – usuwając najostrzejsze fragmenty i dodając namiastkę fact checkingu.
Montaż ocieplający
No właśnie, z pierwotnej wersji programu wycięto wiele wypowiedzi Kamratów. Zapewne te najbardziej wulgarne, nienawistne lub z najbardziej absurdalnymi teoriami.
Moim zdaniem to jeszcze pogarsza sprawę. Kanał Zero mimowolnie polepszył wizerunek Kamratów, włączył ich do normalnej dyskusji publicznej. Okazało się, że przez prawie półtorej godziny programu nikogo mocno nie obrazili, nikomu nie grozili, a i przeklinali umiarkowanie. W sumie takie swoje chłopy są.

Ale przecież zwykle, we własnych transmisjach, tak się nie zachowują. Tylko skąd ci biedni widzowie Kanału Zero mają to wiedzieć? Z tego krótkiego wstępniaka, który część może przewinąć, a po obejrzeniu całości i tak zapomni?
Wygląda na to, że Kanał Zero chciał zjeść ciastko (mieć wywiad z kontrowersyjnymi osobami, popularnymi w internecie, ale praktycznie nieobecnymi w mediach tradycyjnych, poza doniesieniami o zarzutach i aresztach wobec nich) i mieć ciastko (usunąć najbardziej wulgarne, hejterskie wypowiedzi, żeby monetyzacja kanału nie ucierpiała; dodać komentarze swoich publicystów, żeby wyglądało na fact checking). No i obudził się z zakalcem w ręku.
Namiastka fact checkingu
Ratując program, który w pierwszej wersji najwidoczniej według Kanału Zero nie nadawał się do emisji, dodano do niego krótkie wypowiedzi publicystów polemizujących z Kamratami. Krzysztof Stanowski zachwycał się na X, że to fact checking, którego wiele osób oczekiwało.

Przede wszystkim: no ludzie, przecież mieliście tych Kamratów u siebie w studiu. Wtedy trzeba było reagować na ich wypowiedzi. Polemizować, dopytywać, drążyć, domagać się danych i faktów potwierdzających tezy. Swoją drogą ciekawe, jakby na to zareagowali. Na tym polega wywiad dziennikarski.
Fact checking jest stosowany wobec stwierdzeń, które padają gdzieś indziej: na konferencji prasowej, w innym medium. Tam gdzie osoba chcąca je szczegółowo zweryfikować nie może od razu reagować.
Ale czy takich ripost należy wymagać od prowadzącego z Kanału Zero, który nie reagował, gdy jeden z Kamratów opisywał, jak "jedynego gnoja pod kamerami zdzieliłem w mordę na Powązkach za to, że nazwał mnie publicznie ‘ruskim agentem’", oraz że widział, jak w telewizji "wystąpiło coś, co ewidentnie było facetem, ale to coś było przebrane za jakąś potworzycę". Serio, tak wygląda wolność słowa w Kanale Zero? Można tak mówić o ludziach i chwalić się przemocą, bez nawet najmniejszej uwagi prowadzącego, żeby wyhamować?

Do tego warto znać proporcje, mocium panie. Żeby zobaczyć, jak wygląda prawdziwy fact checking, wystarczy zajrzeć na stronę Demagoga, Konkret TVN24 czy OKO.press. Tam na jeden wpis lub kilka zdań wypowiedzianych przez osobę publiczną przypada często co najmniej kilka akapitów, w których owe wypowiedzi są weryfikowane. Akapitów gęstych od danych i faktów.
A w Kanale Zero zobaczyliśmy co najwyżej krótkie polemiki, riposty (kilka statystyk było jedynie w pierwszej wypowiedzi Igora Zalewskiego). Trwające łącznie może 10–15 minut, podczas gdy Kamraci monologowali sobie ponad godzinę. Jakby obejrzała to postać z "Kilera", oceniłaby, że to jakieś popierdółki, a nie fact checking.
Szybko, czyli za miesiąc
Ponadto w fact checkingu, tak samo jak ogółem w obecnych mediach, szybkość jest królem. Trzeba reagować natychmiast, być pierwszym, bo kolejne sprawy w przestrzeni publicznej mkną jak TGV. Kanał Zero pokazuje to regularnie: dziennikarze potrafią w kilka godzin nagrać komentarz czy zorganizować debatę o temacie bieżącego dnia.
Podobnie było z Kamratami. Krzysztof Stanowski opisał, że jednego dnia zaproponował Dawidowi Chęciowi, żeby z nimi porozmawiał, a następnego było słychać, jak śpiewają w studiu Kanału Zero.
Tylko dlaczego taki nowoczesny, sprawny kanał czekał aż miesiąc z publikacją materiału? I – jak przyznał Stanowski – poprawiano go dwa razy? A jeszcze zamieszczono już po tym, jak Kamraci zapowiedzieli, że nagrali rozmowę i opublikują ją w całości? Nic tu nie wypada korzystnie dla kanału.
Stanowski na X ocenił, że program z Kamratami "był jednym z najważniejszych w ostatnim czasie w polskich mediach". Wypada się zgodzić: od dawna tak ewidentnej kapitulacji dziennikarstwa nie próbowano nieudolnie przekuć w sukces, za który jest się krytykowanym ze wszystkich stron.












