Portal TVP.Info opublikował tekst: „Dziennikarz Faktu: Zorganizowałbym zamach na Antoniego Macierewicza”, w którym pisze o Łukaszu Maziewskim, dziennikarzu „Faktu”, przytacza jego poglądy i słowa, które miał do tej pory wypowiedzieć w przestrzeni publicznej lub napisać w social mediach. Cytuje również słowa Maziewskiego: „Gdybym miał milion dolarów… kupiłbym Bugatti EB 110, wspomagałbym schroniska dla zwierząt, zorganizowałbym zamach na Antoniego Macierewicza. Serio.”, za co portal szczególnie go skrytykował.
W sprawie artykułu pismo od Grupy Onet-RAS Polska do TVP.Info wysłał mecenas wydawnictwa, domagając się usunięcia materiału ze strony. Prawnik miał napisać, że autorowi publikacji „nie starczyło inteligencji, żeby rozpoznać żartobliwy charakter marzeń dziennikarza Fakt”. O otrzymaniu pisma przez TVP.Info poinformował Samuel Pereira.

Rafał A. Ziemkiewicz: „To stały element ciągłych przepychanek”Do sprawy odniósł się dziennikarz i publicysta „Do Rzeczy”, który napisał: „Hm, dziennikarze (?) "Faktu" właśnie cały dzień grzali ewidentnie ironiczne zdanie Joanny Lichockiej traktując je ze śmiertelną powagą - może to panu mecenasowi podsunęło taką linię obrony?” (pisownia oryginalna).
Dziennikarzowi chodziło o publikacje Onetu i „Faktu”, które potraktowały poważnie słowa poseł PiS i członkini Rady Mediów Narodowych Joanny Lichockiej i pisały, że chce „jednowładztwa Kaczyńskiego”. Na spotkaniu z wyborcami poseł – jak tłumaczyła potem - miała jedynie żartować, a po publikacjach oskarżyła wydawnictwo po raz kolejny o manipulację.
W rozmowie z Wirtualnemedia.pl Rafał Ziemkiewicz komentuje sprawę: - To jest element stałych przepychanek. Takie coś, jak poczucie humoru i przede wszystkim wyczucie ironii zostało całkowicie zamordowane przez internet. W ostatnich latach wyhodowano takiego odbiorcę, że jak nie ma narysowanej emotikonki, to wszystko „łyka” ze śmiertelną powagą – uważa Rafał Ziemkiewicz.

- Zdaję sobie sprawę, że przeciętny czytelnik pod tym względem kompletnie stał się ciemniakiem, nie rozumie, że w pewnych kontekstach na spotkaniu z wyborcami w czasie dialogu, w rozmowie kiedy się gestykuluje, coś podkreśla to nie wszystko należy brać dosłownie. Dziennikarze „Faktu” nie są chyba jednak aż tak tępi, żeby nie przesłuchać taśmy i nie wiedzieć, w jakim kontekście mówiła swoje słowa Joanna Lichocka. To, że działają sami w podobnej sytuacji w odwrotny sposób, to prawdopodobnie zbieg okoliczności, ale bardzo zabawny - dlatego zwróciłem na to uwagę - mówi Wirtualnemedia.pl publicysta.
Potyczki TVP Info i „Faktu”To nie pierwszy raz, kiedy portal TVP Info bezpośrednio krytykuje „Fakt”. Krytyka wielokrotnie dotyczyła także Onetu i z drugiej strony: zarówno dziennikarze Onetu, jak i „Faktu” nie omieszkają komentować obecnej sytuacji w mediach publicznych.

- W mojej ocenie w obu tych mediach są ludzie, którzy czują się żołnierzami sprawy. Mam nadzieję, że sprawy, a nie po prostu partii. To proces, który zasługuje na szersze omówienie, proces degeneracji mediów, który jest nie tylko w Polsce, ale jest i na Zachodzie. Tam też są media tożsamościowe, tzw. brand journalism, tam też od dawna przyjęło się, że dziennikarz musi być żołnierzem sprawy konserwatyzmu albo liberalizmu, więc wtedy nie jest „żołnierzem obiektywnej prawdy” - uważa Ziemkiewicz. - Ci ludzie są bardzo zapaleni, uważają, że ich misją jest obalenie PiS w Polsce, a jeżeli nie obalenie, to przynajmniej „podgryzanie” na różne sposoby, nieważne jak to się ma do prawdy. Ważne, aby skutecznie, aby czytelnik w tych emocjach został podtrzymany. Z kolei w TVP Info pracują ludzie, którzy wierzą w dokonującą się „dobrą zmianę” i w siły „rodzimej Targowicy” i wrogich ośrodków, które starają się uniemożliwić Polsce „wstanie z kolan”, w związku z tym starają się dopiec Onetowi, TVN-owi, medium Axel Springera - dodaje Ziemkiewicz.

Granie na emocjach czytelnikówWedług dziennikarza takie postępowanie mediów, to nic innego, jak granie na emocjach czytelników, które ma być metodą na sprzedaż i zwiększenie popularności ich publikacji.
- Niestety ten proces (polaryzacji mediów – przyp.red.) idzie tak szybko, że przynajmniej w ostatnich latach sprawdzał się pod względem rynkowym. Zarządzanie emocjami, odwoływanie się do złych emocji, które są im gorsze, tym lepsze; jest sposobem na to, by sprzedawać. Najlepszym dowodem jest to, co zrobił Tomasz Lis z „Newsweekiem”. Pracuję w tygodniku, który bardzo na tym cierpi, ponieważ staramy się trzymać stary fason dziennikarstwa i służyć idei konserwatyzmu, a nie politycznej sprawie czy partii – uważa publicysta „Do Rzeczy”. - Jak to jeden z moich kolegów redakcyjnych ujął: „Wątpiący nie mają swojego Kościoła”, a nawiedzeni, którzy mają hopla na puncie odsunięcia PiS od władzy i z drugiej strony – tzw. elektorat smoleński mają swoje emocje, płacą za to, aby te emocje umacniano - uważa.

Ziemkiewicz ocenia jednak, że sytuacja na rynku czasopism powoli się zmienia z korzyścią dla mediów o umiarkowanej linii redakcyjnej: - Powoli na rynku czasopism widać, że gorzej radzą sobie w tej chwili takie czasopisma jak „Newsweek” z jednej strony, albo jak „Sieci” z drugiej, które najbardziej się skupiły na „obsługiwaniu złych emocji”. Jeżeli by się okazało, że teraz Polsat powalczy politycznie z TVN-em to wtedy powiem, że coś się zmienia na lepsze. Na razie, jeśli chodzi o dziennikarstwo jesteśmy w bardzo głębokiej defensywie. W tej chwili to bardziej propaganda, niż dziennikarstwo – ocenia dziennikarz.
Według danych ZKDP w pierwszym kwartale br. średnia sprzedaż ogółem „Faktu” wynosiła 258 575 egz., o 7,4 proc. mniej niż rok wcześniej. Z kolei serwis Fakt.pl w lutym br. zanotował 6,54 mln realnych użytkowników i 116,9 mln odsłon (według badania Gemius/PBI).