Najbliższe wybory parlamentarne w Japonii (14 grudnia) będą plebiscytem poparcia dla „Abenomiki” – kontrowersyjnego programu reform gospodarczych firmowanego przez premiera Shinzo Abe. Wszystko wskazuje na to, że ekipa rządząca umocni swoją władzę, co sprawi, że Japonia nie tylko nie zejdzie z obecnego kursu, ale wrzuci wyższy bieg na drodze ku przepaści.
– Rzut oka na Japonię, to jak zerknięcie w przyszłość. Czające się na każdym kroku zagrożenia, z którymi kraj ten musi poradzić sobie już teraz, resztę rozwiniętego świata – w tym Polskę – poważnie dotkną dopiero za jakiś czas. Właściwe recepty musimy jednak formułować już teraz – ostrzega Michał Żuławiński, analityk Bankier.pl.
Z danych, do których dotarł portal Bankier.pl wyłania się czarny obraz japońskiej przyszłości. Do końca wieku populacja tego kraju może się skurczyć do zaledwie 50 milionów. Największy na świecie dług publiczny rośnie w zastraszającym tempie – niebawem na zegarze długu wybije kwota 1 200 000 000 000 000 [słownie: jeden biliard dwieście bilionów] jenów. Na dodatek coraz większą część zadłużenia pochłania sam bank centralny, co rodzi ryzyko wystąpienia hiperinflacji. Samą gospodarkę dusi też kultura korporacyjna oraz skostniałe przepisy, przez co trudno w Japonii szukać udanych start-up’ów na miarę Google’a czy Facebooka. Wszystko to dzieje się w czasach wzrostu potęgi Chin, które coraz bardziej rozpychają się w regionie, także pod względem militarnym.

– Oczywiście Japonia nie wyparuje nagle z powierzchni ziemi, jednak oblicze tego kraju zmieni się diametralnie jeszcze za naszego życia. W krótkim terminie zdecydowanie najistotniejszym czynnikiem ryzyka jest niekonwencjonalna polityka monetarna, w długim natomiast – tak jak wszędzie na świecie – kluczowe będą tendencje demograficzne – dodaje Żuławiński.
Więcej na ten temat w artykule:

dostarczył
infoWire.pl











