Dziennikarstwo to wciąż jeden z najpopularniejszych kierunków studiów humanistycznych, choć – jeśli spojrzeć na realia dotyczące zarobków, warunków zatrudnienia czy wyzwań dla branży mediów – perspektywa pracy w zawodzie jest nie tyle kusząca, co wymagająca. To nie jest praca dla każdego – zgodnie przyznają moi rozmówcy, młodzi dziennikarze na początku swojej zawodowej drogi. Dla każdego z nich dziennikarstwo to jednak nie tylko sposób na życie, ale i droga do samorealizacji.
– Cieszę się, że nie muszę chodzić do pracy, której nie lubię, w której się męczę – mówi Tymon Nieśmiałek, reporter jednej z lokalnych rozgłośni radiowych. Zanim postawił na dziennikarstwo, studiował na politechnice. Po półtora roku zmienił jednak kierunek. Od ponad roku pracę na cały etat w radiu łączy ze studiami. Jest na trzecim roku dziennikarstwa w jednej z prywatnych uczelni.

Dziennikarstwo jak rzemiosło. Tego się uczy w praktyce
Jak z perspektywy osoby pracującej w zawodzie ocenia ofertę kształcenia? Nie ukrywa, że jego zdaniem studia dziennikarskie nie są potrzebne do pracy w tej branży, choć jak sądzi, czas na uczelni można też dobrze wykorzystać. Przyznaje jednak, że po tym, jak zaczął pracę w redakcji, spadła mu motywacja do udziału w zajęciach, zwłaszcza tych teoretycznych.
– Miałem poczucie, że więcej uczę się w praktyce, a nie na studiach, bo to jednak przeważnie siedzenie na wykładzie i słuchanie. Moim zdaniem jest za dużo teorii, a tylko zajęcia praktyczne mogą pomóc w tym zawodzie. Dziennikarstwo jest trochę jak rzemiosło, tego się po prostu uczy w praktyce – zauważa, dodając, że w jego redakcji niewiele osób ma wykształcenie stricte dziennikarskie. "Reszta jest albo po filologii, albo np. ochronie środowiska" – dodaje.

Zastanawiając się nad tym, co naprawdę nie tylko umieć, ale i wiedzieć powinien dziennikarz, mój rozmówca podaje konkretny przykład. – Jeśli się pracuje w danym mieście, to podstawową informacją jest np. kim jest wojewoda, czy gdzie jest Urząd Miasta. To są rzeczy, które trzeba po prostu wiedzieć, a nie na przykład, w którym roku powstało radio czy w którym roku powstała telewizja – zauważa.
Czego (nie) uczą na dziennikarstwie
Mój drugi rozmówca jest reporterem w jednej z lokalnych telewizji (pragnie zachować anonimowość). Na temat studiów dziennikarskich ma jasno wyrobione, nie najlepsze zresztą zdanie. 22-latek, który zawodowo poszedł w ślady rodziców także związanych z mediami, przygodę z dziennikarstwem zaczął już jako nastolatek.
– Najpierw były sondy, pisanie belek do TV, podpisywanie osób, pisanie pasków. No i potem właśnie powoli szukanie jakichś tematów, tak to się zaczęło – opowiada.

Studia dziennikarskie, na które świadomie się nie zdecydował, wprost nazywa stratą czasu.– Mój stosunek do studiów dziennikarskich jest chłodny. Z perspektywy czasu widzę, że to często zmarnowane lata. Na uczelni dostajesz teorię, która w newsroomie jest mało przydatna. Prawdziwa nauka zaczyna się dopiero wtedy, gdy wchodzisz w codzienny rytm redakcji, deadline’ów i stresu. Najgorsze, co można zrobić, to uwierzyć, że dyplom sam w sobie zrobi z kogoś dziennikarza – stwierdza, wspominając rozczarowujące opowieści kolegów o praktykach czy dziennikarskich stażach.
– Mówili, że przyszli do newsroomu, usiedli i patrzyli. Nikt się do nich nie odzywał, po prostu siedzieli, patrzyli. Nikt im nic nie mówił na stażu, więc to też jest marnowanie czasu i ludzkiego potencjału – twierdzi. Nieraz widział też kolegów wyuczonych zawodu, którzy nie wytrzymywali zderzenia z rzeczywistością.

– Wielu próbowało. Dostawali pierwszy temat, wracali roztrzęsieni, bez materiału. Odkładali mikrofon, zamykali notes… i już nigdy więcej nie pojawiali się w redakcji – mówi mi telewizyjny reporter, pragnący zachować anonimowość.
"Trzeba o tym jakoś napisać"
Jego zdaniem studia dziennikarskie nie przygotowują do tego, z czym na co dzień muszą mierzyć się np. reporterzy, a więc ze stresem czy ogromną presją czasu. – Na studiach nauczą cię świetnie teorii pisania, redagowania, korzystania z różnych programów, ale studia dziennikarskie nie uczą praktyki, deadline’ów, jak sobie z tym radzić, jak to przeżywać, jak analizować – wyjaśnia.
– Nie jest łatwo przychodzić do pracy i myśleć, że zrobi się naprawdę wielkie kino, a potem jechać do śmiertelnego wypadku, widzieć człowieka bez nogi, bez ręki i trzeba o tym jakoś napisać. To naprawdę niszczy psychikę – dodaje.

Jednak nie tylko tzw. odporność psychiczna jest wyzwaniem w jego pracy. Opowiadając o swoich doświadczeniach, telewizyjny reporter nie kryje rozgoryczenia, kiedy np. znaleziony temat musi przekazać komu innemu, bardziej doświadczonemu koledze. Trzeba to przełknąć i się do tego przyzwyczaić – twierdzi.
– To jest trochę frustrujące, bo często to młodzi chcą się wykazać, przynoszą naprawdę fajne perełki, o których ci starzy wyjadacze nie mieliby pojęcia, a na koniec to oni dostają gotowy materiał.
Mimo wszystko najtrudniejsza, jak twierdzi, jest presja czasu. Nigdy nie wie, jak potoczy się dzień. Często bywa tak, że trzeba rzucić zaplanowany temat, żeby pojechać na miejsce nagłego zdarzenia. – Jadę na przykład do śmiertelnego wypadku albo wywróconej ciężarówki. I wtedy muszę nagrać tę ciężarówkę, rzecznika, wrócić, zmontować to, a potem jeszcze dokończyć to, co robiłem rano.

Na wyrozumiałość kolegów z redakcji raczej nie ma co liczyć. – Najtrudniejsze nie są deadline’y, ale słowa. "Za wolny", "wszyscy czekają", wypowiedziane z uśmiechem. To komentarze, które nie uczą, ale ranią.
O presji i tempie pracy, jako głównym wyzwaniu w dziennikarskiej pracy mówi też wspomniany dziennikarz radiowy.
– Wiedziałem, że to praca pod presją czasu, tym bardziej że jesteśmy radiem newsowym. Nie spodziewałem się jednak, że to aż tak dynamiczne. Początkowo wydawało mi się, że godzina, żeby zrobić jakiś materiał do serwisu, to naprawdę krótko. Teraz z perspektywy roku widzę, że godzina to już jest bardzo dużo. Doświadczeni reporterzy w ciągu 5–10 minut potrafią napisać, zredagować i puścić newsa na antenie. To tempo pracy początkowo mnie zaskoczyło, natomiast do tego da się przywyknąć – mówi, przyznając, że przez rok sam nabrał wprawy.

– To są jeszcze takie moje pierwsze kroki, ale już gdzieś powoli wchodzę na antenę – opowiada podczas naszej rozmowy.
Na studia po networking
O swoich doświadczeniach związanych z pracą w redakcji opowiada mi, także anonimowo, młoda dziennikarka muzyczna od roku publikująca teksty na stronie jednego z serwisów internetowych. W ubiegłym roku ukończyła dziennikarstwo na jednej z państwowych uczelni. W odróżnieniu od poprzedników nie tylko chwali poziom nauczania, ale i zwraca uwagę na inny, ważny aspekt dziennikarskich studiów.
To właśnie tam poznała wielu dziennikarzy na co dzień pracujących w zawodzie. Zajęcia z nimi nie tylko były okazją do szkolenia warsztatu, ale i szansą na ciekawe praktyki czy pierwszą pracę. – Redaktorzy zawsze byli chętni do pomocy, informowali o praktykach albo dawali znać, jeśli jakieś redakcje szukały kogoś do pracy. Zawsze można było na nich liczyć – dodaje.

– Uważam, że studia przygotowały mnie do pracy, zwłaszcza zajęcia praktyczne, zajęcia z redaktorami. I nie mówię tego po to, żeby wystawić im laurkę, tylko faktycznie tak jest. Dobrze były realizowane gatunki dziennikarskie, zasady czy etyka zawodowa. Były też informacje praktyczne, np. jak korzystać z licencji na zdjęcia czy filmiki – wspomina zeszłoroczna absolwentka dziennikarstwa, przyznając jednak, że zajęć praktycznych, w studiu radiowym czy telewizyjnym oczywiście mogłoby być więcej. Decyzji o wyborze studiów dziennikarskich jednak nie żałuje.
Podejście do studiów różni moich rozmówców, łączy ich za to fascynacja dziennikarskim zawodem, choć często – zwłaszcza w przypadku reporterów – to ciężki kawałek chleba.
Telewizyjny reporter docenia to, że może zobaczyć miejsca niedostępne dla innych, często jako pierwszy poznać interesujących ludzi, a także być świadkiem niesamowitych historii. Podobnie na swój zawód patrzy młody radiowiec, doceniając, jak ciekawa jest jego praca i ile przynosi satysfakcji, kiedy np. dzięki nagłośnieniu jakiejś sprawy można komuś realnie pomóc. – To jest to jeden z najpiękniejszych momentów w tym zawodzie – stwierdza Tymon Nieśmiałek.

– Można się w dziennikarstwie fajnie spełniać i wydaje mi się, że do tego zawodu idzie się z pasji, nie dla pieniędzy, sławy, tylko z takim poczuciem, żeby fajne rzeczy robić i być rzetelnym dziennikarzem – zaznacza.
Młodzi kontra AI. "Nie dam się tej sztucznej inteligencji wykopać"
Żaden z moich rozmówców na razie nie zmieniłby zawodu na inny. Nadal wiążą z nim przyszłość, mimo dokonującej się na ich oczach rewolucji, jaką niesie za sobą rozwój AI. Czy widzą w niej zagrożenie? Moja rozmówczyni, na co dzień pisząca o muzyce, na razie nie boi się sztucznej inteligencji. Przynajmniej w obecnej redakcji, jak mówi, stawia się "na człowieka".
– Jeśli chodzi o szeroko pojęte dziennikarstwo, to faktycznie odczuwam to zagrożenie. Ja jednak nie dam się tej sztucznej inteligencji wykopać – zaznacza, podkreślając, że żadne AI nie jest w stanie podrobić ludzkich emocji. – Zwłaszcza w dziennikarstwie muzycznym liczy się warstwa emocjonalna. Żadna maszyna nie jest w stanie przeżyć i dać tego, co daje ludzkie serce – uważa moja rozmówczyni.

Telewizyjny reporter też jak na razie nie obawia się, że zastąpi go maszyna. Z pomocy AI sam korzysta jednak w codziennej pracy. Ułatwia mu research, podsumowuje teksty, proponuje rozmówców. Jak jednak zaznacza, często popełnia błędy, więc wciąż wymaga nadzoru.
Etat? "Trzeba sobie wychodzić"
Nie tylko rozwój technologiczny związany z wykorzystywaniem w redakcjach sztucznej inteligencji jest wyzwaniem dla dziennikarskiej branży. Kwestią bardziej przyziemną są np. warunki zatrudnienia. Moi rozmówcy przyznają, że etat w mediach to rzadkość.
– To nie jest żadną tajemnicą, że wszyscy dziennikarze pracują na śmieciówkach – rzuca telewizyjny reporter. Na etat na razie nie ma też co liczyć młody radiowiec, choć jak przyznaje, obecnie nie jest to jeszcze dla niego wielki problem.
– Mam 22 lata, więc jeszcze tak daleko w przyszłość nie patrzę. Oczywiście, że fajnie byłoby jak najszybciej złapać finansową stabilizację. Jestem jednak zadowolony z tego, że mam wynagrodzenie, które jest dla mnie zadowalające. Że żyję z tego, co kocham, co lubię robić. To już dla mnie sukces. Media i praca w redakcji były moim marzeniem już od jakiegoś czasu – stwierdza.
Pisząca o muzyce dziennikarka uważa, że etat to po prostu kwestia czasu. – To jest coś realnego w mediach, tylko czasami redakcje nie dają tego etatu od razu i trzeba ten etat sobie "wychodzić", że tak powiem. To znaczy potrzeba trochę czasu, trochę poświęcenia w tej redakcji, trochę stażu, nabrać więcej praktyki, żeby ten etat dostać już tak oficjalnie na papierze.
Czeka więc na swoją kolej, doceniając to, co ma na dziś, zarówno pod względem zarobków, jak i warunków pracy. – Moja pierwsza praca spełniła moje oczekiwania i wiem, że mam ogromne szczęście, że tak jest. Pewnie niewiele jest takich osób, które mogą powiedzieć to samo. W mojej redakcji jest szacunek, swoboda w doborze tematów, mogę realizować własne pomysły. Nie mam jakiegoś ograniczonego pola. I to jest niesamowite, bardzo to cenię – podkreśla.











