SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Blokada profilu Konfederacji przez Facebooka będzie rozgrywana politycznie przez PiS

Facebook zablokował oficjalny profil partii Konfederacja. Zdaniem Sylwii Czubkowskiej, rząd będzie rozgrywał tę sytuację politycznie i stosował jako przykrywkę. - Tu jakiś Pegasus, a my walczymy o wolność słowa - zaznacza. Zarówno ona, jak i Dorota Głowacka z Panoptykonu, zwracają uwagę na potrzebę regulacji, wymuszających na platformach cyfrowych większą transparentność. W tym także decyzji o blokadzie.

Krzysztof Bosak (screen: YouTube/naTemat.pl)Krzysztof Bosak (screen: YouTube/naTemat.pl)

Administracja Facebooka w środę ok. 13 zablokowała fanpage Konfederacji (671 tys. obserwujących), uzasadniając to wielokrotnym naruszaniem zasad platformy w sprawie treści o epidemii i mowy nienawiści. Politycy partii są oburzeni, a pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa pisze o wolności słowa.

Fanpage Konfederacji usunięty za dezinformację o covid i mowę nienawiści

Biuro prasowe polskiego oddziału koncernu Meta, do którego należy Facebook, w oświadczeniu uzasadnia, że fanpage Konfederacji skasowano, ponieważ wiele razy naruszano tam zasady obowiązujące na platformie.

- Chcemy aby Facebook był miejscem gdzie ludzie mogą wyrażać swoje opinie, ale także czuć się bezpiecznie. Dlatego wprowadziliśmy Standardy społeczności, które określają jakiego rodzaju treści są dozwolone na naszych platformach i usuwamy wszystkie treści, które je naruszają - zaznaczyła firma.

- W zgodzie z tymi zasadami usunęliśmy stronę Konfederacji, która wielokrotnie naruszała Standardy społeczności, w szczególności dotyczące zasad walki z COVID-19 i środków ostrożności z tym związanych oraz mowy nienawiści - dodała.

Wyliczono, że na fanpage’u partii zamieszczano „fałszywe twierdzenia o tym, że maski nie ograniczają rozprzestrzeniania się choroby, że śmiertelność COVID-19 jest taka sama lub niższa niż grypy, a także że szczepionki na COVID-19 nie zapewniają żadnej odporności i są nieefektywne”, a także „treści bezpośrednio atakujące inne osoby na podstawie tzw. cech chronionych, takich jak narodowość czy orientacja seksualna”.

Morawiecki: nie ma zgody polskiego rządu na tę decyzję Facebooka

W środę wieczorem premier Mateusz Morawiecki we wpisie na swoim fanpage’u skrytykował usunięcie profilu Konfederacji. - Wolność słowa ma sens tylko, jeśli każdy może swobodnie prezentować swoje poglądy, jednocześnie nie niszcząc wolności drugiego człowieka - stwierdził.

- Decyzja Facebooka o zamknięciu profilu Konfederacji uderza w podstawowe wartości demokratyczne. Nie ma i nie będzie na to zgody polskiego rządu - podkreślił Morawiecki.

Jego zdaniem „cyfrowa cenzura jest dziś potężnym zagrożeniem dla demokracji”. - Właściciele platform społecznościowych muszą zrozumieć, że wolność debaty oznacza, że pojawiają się w niej poglądy, z którymi się nie zgadzamy - ocenił szef rządu.

- Z posłami Konfederacji spierałem się wiele razy i nie szczędziłem im słów krytyki. A oni mi. Ale krytyka nie oznacza zamykania siłą ust. Dlatego staję dziś po ich stronie. Nie zgadzam się, by odbierano Konfederacji prawo głosu - dodał.

 

"Prezent"

- Facebook (Meta) nie mógł zrobić lepszego prezentu Konfederacji i przede wszystkim rządowi Zjednoczonej Prawicy - uważa Sylwia Czubkowska, dziennikarka technologiczna, redaktorka prowadząca Spider's Web+. - Decyzja o całkowitym zbanowaniu profilu partii może być i będzie, to już widać w wypowiedziach, rozgrywana politycznie – mówi. I zwraca uwagę, że casus Konfederacji będzie wykorzystywany przez polityków partii rządzącej jako przykrywka. - Tu jakiś Pegasus, a my walczymy o wolność słowa - mówi.

Czubkowska przypomina, że od prawie roku w Ministerstwie Sprawiedliwości przygotowywana jest ustawa o ochronie wolności słowa w mediach społecznościowych. - Kwestia prywatnej cenzury jest konieczna do uregulowania. Mówi się o tym od lat. Ale ta ustawa jest ustawą stricte polityczną, pisaną pod bieżące zamówienie, a nie pod rozwiązanie dużego problemu na styku technologii, prawa, wolności słowa i odpowiedzialności za słowo. Projekt dotyka wyłącznie kwestii zdejmowanych treści, a nie na przykład dezinformacji. Nie podchodzi do sprawy kompleksowo – zaznacza Czubkowska.

Równolegle nad regulacjami pracują instytucje unijne. - Digital Services Act (DSA) ma całkowicie uregulować kwestie odpowiedzialności platform za treści. Prace nad lokalnym prawem, robionym na zamówienie, w sytuacji, kiedy przygotowane jest inne dla 27 rynków europejskich, jest działaniem czysto populistycznym - ocenia Czubkowska.

Potrzebna transparentność

Co mogłoby pomóc? - Powinna być jasna ścieżka odwoławcza. Obecnie funkcjonuje przy NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa) punkt, w którym można się odwoływać w przypadku bana, oni kontaktują się z Facebookiem. Są też próby pozywania Facebooka. Ale nie wiadomo, kto za co odpowiada, użytkownicy nie mają transparentności decyzji dotyczących ich bytności w mediach społecznościowych. Nie wiedzą, za co zostali zbanowani, bo uzasadnienie jest nieracjonalne. Gdyby funkcjonowały dobre przepisy, można byłoby sprawdzić: tyle dostali ostrzeżeń, te konkretnie treści były szkodliwe, tyle czasu mają na odwołanie się  – mówi Czubkowska.

- Nie wiemy, ile razy Konfederacja była ostrzegana, łatwo w takich przypadkach o emocje polityczne. Że Facebook jest lewacki i wspiera lewicowe treści. Ale tak nie jest, na przykład w 2019 roku zbanowano Leszka Jażdżewskiego za opublikowanie antyfaszystowskiej grafiki, którą automat odczytał jako faszystowską – przypomina dziennikarka.

- To duży globalny problem dotyczący odpowiedzialności platform za treści, które są w nich publikowane. Za to, jak są zdejmowane, kto podejmuje decyzję, gdzie można się odwołać – podkreśla Czubkowska. I dodaje, że najgorszą rzeczą jest włączenie problemu w bieżącą politykę. - To na rękę platformom cyfrowym. Pojawiają się wnioski, że blokują prawicę albo nie lubią Polski. Przeżyliśmy kilka takich decyzji w Polsce, w efekcie Facebook i tak robi, co chce. A ustawa, jeśli wejdzie w życie, będzie niedziałająca albo wręcz szkodliwa – uważa Czubkowska.

Głowacka: Facebook to publiczna agora

Dorota Głowacka z Fundacji Panoptykon, prawniczka specjalizująca się w sprawach dotyczących zakresu wolności wypowiedzi w internecie, podkreśla, że nie zna okoliczności blokady profilu Konfederacji, więc ciężko jej ocenić tę konkretną sprawę - Co do zasady jednak platformy powinny reagować na przykład na mowę nienawiści i inne bezprawne treści publikowane przez ich użytkowników. Jeśli więc rzeczywiście dochodziło do takich przypadków na tym profilu, to blokada była uzasadniona – mówi.

Szerzej jednak sprawę widzi tak: Dla nas każde usunięcie profilu, zwłaszcza wnoszącego wkład do debaty publicznej - niezależnie od tego, na ile jest on wartościowy - jest problematyczne. Facebook podejmuje decyzje moderacyjne w sposób dowolny i nieprzejrzysty. Budzi to nasze wątpliwości, bo ta sytuacja może spotkać każdego. A użytkownicy nie mają nad tym kontroli i możliwości skutecznego zakwestionowania takiej blokady - tłumaczy Głowacka.

Prawniczka podkreśla, że w pewnych sytuacjach blokada Facebooka jest w pełni uzasadniona. - Ze względu na konieczność ochrony interesów, w które pewne treści mogą uderzać, ale też z perspektywy prawnej: Facebook ma obowiązek reagować i usuwać bezprawne treści. Inaczej sam może za nie ponieść odpowiedzialność - mówi Głowacka.

- Facebook nie tłumaczy swoich decyzji, one często zapadają nagle, bez żadnych wyjaśnień i możliwości odwołania. To choćby przypadek Społecznej Inicjatywy Narkopolityki, którą wspieramy w procesie sądowym przeciw Facebookowi - dodaje. - Właściciel Facebooka, prywatna firma, dziś w dużej mierze arbitralnie decyduje o tym, co można na niej powiedzieć, a czego nie. Ze względu na zasięg tej platformy i jej dominującą pozycję na rynku, ma to ogromny wpływ na to, co możemy przeczytać i usłyszeć w sieci, ponieważ dla wielu ludzi jest to podstawowy kanał, za pośrednictwem którego docierają do informacji - zwraca uwagę ekspertka.

Ale może rację mają ci, którzy twierdzą, że użytkownicy Facebooka są zobowiązani do stosowania się do jego regulaminu, a jeśli im się nie podoba, nie muszą z niego korzystać? - To niestety nie takie proste. Facebook nie jest już tylko miejscem służącym do wymiany zdjęć z wakacji. To obecnie publiczna agora. W idealnym świecie, jeśli jestem niezadowolona z polityki zarządzania treścią przez określoną platformę, powinnam mieć możliwość przeniesienia się w inne miejsce o podobnej pozycji, znaczeniu i zasięgu. Ale w aktualnej rzeczywistości takie miejsca nie istnieją. Niebezpieczeństwa związane z władzą największych platform, takich jak Facebook, YouTube czy Instagram, w dużej mierze wynikają właśnie z tego, że nie ma dla nich realnej alternatywy. Ciężko więc czasem podjąć decyzję o tym, żeby zrezygnować z korzystania z nich ze względu na efekt sieci: trzeba być tam, gdzie są inni. Dla wielu osób to w praktyce nie wybór, ale konieczność wynikająca na przykład z sytuacji zawodowej – dodaje Głowacka.

Prawniczka zwraca uwagę na fakt, że - jak w przypadku wspomnianej SIN - nieobecność na Facebooku może być dotkliwa dla organizacji, utrudniając im istotnie działalność statutową. Tym bardziej dla partii politycznej. - Ciężko zrezygnować z Facebooka, jeśli chce się docierać do ludzi. W rękach jednej firmy skupiona jest ogromna władza nad obiegiem informacji, to poważne zagrożenie dla wolności słowa – mówi Głowacka.

Blokady dotyczą różnych środowisk

Czy w takim razie potrzebujemy odgórnie narzuconych regulacji? - Tak, bo doświadczenie pokazuje, że w żaden inny sposób, np. w drodze samoregulacji, nie jesteśmy w stanie zmobilizować platformy takiej jak Facebook, żeby zmieniła swoje zasady na respektujące w większym stopniu pozycję użytkownika i jego prawa. Potrzebujemy więc prawa, ale nie jakiegokolwiek, tylko takiego, które faktycznie stworzy na przykład niezależny mechanizm nadzoru nad decyzjami platform. Niestety projekt ustawy zaproponowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości, w szczególności przewidziana w nim konstrukcja Rady Wolności Słowa, nie daje takiej gwarancji. Choć projekt jest odpowiedzią na realny problem arbitralności i braku transparentności decyzji platform w zakresie usuwania treści, nie doprowadzi raczej do rzeczywistego wzmocnienia praw użytkowników. Nawet jeśli przyczyniłby się do ograniczenia władzy platform, to jedynie po to, by przeszła ona w ręce polityków - podkreśla Głowacka.

- Dlatego w moim odczuciu nie zapewni większej ochrony wolności słowa, ale przede wszystkim wzmocni kontrolę polityczną nad debatą publiczną w internecie. W efekcie więc może przynieść więcej szkody niż pożytku. Większe nadzieje budzi natomiast procedowany właśnie w UE Akt o usługach cyfrowych, który reguluje te same kwestie w sposób bardziej szczegółowy lub zapewniając wyższy standard sprawiedliwości proceduralnej niż propozycja Ministerstwa Sprawiedliwości. Ponadto ma on znacznie bardziej wszechstronny charakter. Poza moderacją treści odnosi się do wielu innych problematycznych obszarów funkcjonowania platform internetowych, a tylko tak kompleksowa regulacja na poziomie międzynarodowym ma szansę trwale i realnie wzmocnić ochronę naszych praw w sieci - zaznacza Głowacka.

- Nie jest tak, że blokady dotyczą tylko lewicy albo tylko prawicy. Dotyczą bardzo zróżnicowanych treści i środowisk. Istnieją badania wskazujące na przykład, że szczególnie często ich ofiarą pada na platformach społeczność LGBT+, co naturalnie nie pasuje do narracji, która - mam wrażenie - dominuje w Polsce, gdzie tak zwana prywatna cenzura dotyka głównie środowiska konserwatywne. Przy czym nie da się oczywiście wykluczyć, że jest jakaś polityczna agenda, która stoi za decyzjami Facebooka, ale tu wracamy do sedna problemu - ze względu na brak przejrzystości jego decyzji, nie jesteśmy dziś w stanie tego sprawdzić i ewentualnie go z tego rozliczyć, co oczywiście sprzyja tworzeniu różnych teorii. Jeżeli jestem użytkowniczką i mam poczucie, że decyzja o usunięciu mojego konta miała podłoże polityczne, powinnam mieć możliwość, aby to zweryfikować. To dla mnie kluczowe – podkreśla prawniczka.

Kardyś: Jak nisko upadli politycy

Konsultant biznesowy i specjalista od komunikacji internetowej i digital marketingu Wojtek Kardyś podkreśla, że Facebook ma prawo blokować użytkowników, niestosujących się do jego regulaminu. - Proszę sobie wyobrazić: jesteśmy na przyjęciu w gościach, nagle zamiast rozmawiać kulturalnie, krzyczymy i rzucamy drinkami w ludzi. Co robi właściciel mieszkania? Usuwa nas z pomieszczenia, ponieważ nie stosujemy się do przyjętych zasad, na które zgodziliśmy się, wchodząc do mieszkania. Jeżeli ktoś zgodził się na pewien regulamin, powinien go przestrzegać. Meta w oświadczeniu napisało, że ostrzegało wielokrotnie Konfederację, jej administratorzy mogli się spodziewać takich kroków – tłumaczy.

Kardyś przypomina, że Donald Trump miał o wiele więcej obserwujących, a usunięto go z Facebooka i Twittera za podżeganie do nienawiści. - Nie rozumiem głosów oburzenia, między innymi wiceministra cyfryzacji, że będzie starał się, by profil wrócił, bo partia polityczna powinna mieć możliwość zgody rozmowy z wyborcami. Tak, ale jeśli chcecie krzyczeć na wyborców i rzucać w nich drinkami, to zróbcie swoją domówkę. Macie Albiclę, ona pozwala na wrzucanie dezinformacji na temat COVID-19. Tam piszcie te rzeczy, ale nie na Facebooku, bo łamie to regulamin – podkreśla ekspert.

Czy jednak Facebook nie zmonopolizował przestrzeni publicznej? - Konfederacja złamała regulamin – podkreśla Kardyś. - Nie chcę rozmawiać z ludźmi, którzy podżegają do nienawiści rasowej czy dezinformacji na temat COVID-19. Facebook nie zbanuje każdego, kogo by chciał, to wywołałoby międzynarodowy skandal. Nie rozmawiajmy o wolności słowa, tylko o tym, jak nisko upadli politycy i jak ich język w komunikacji w social media osiągnął dno. Portale społecznościowe muszą usuwać ich oficjalne fanpage'e, nie dziwi mnie to - dodaje.

Facebook jest zdecydowanie najpopularniejszą platformą społecznościową w Polsce. Według badania Mediapanel w listopadzie ub.r. jako serwis www zanotował 21,75 mln użytkowników i 72,9 proc. zasięgu, a jako aplikacja mobilna - 22,07 mln użytkowników i 73,9 proc. zasięgu.

Dołącz do dyskusji: Blokada profilu Konfederacji przez Facebooka będzie rozgrywana politycznie przez PiS

18 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Razik
Jeszcze niech geniusze z FB zablokują profile PiSu najlepiej przed wyborami i dadzą im tym 3cia kadencję w prezencie. Czy w takich korpon zawsze muszą decydować o wszystkim totalne tłumoki?
odpowiedź
User
Romuś
Podobno w Konfederacji jest dużo świetnych informatyków.
Mają okazję się wykazać.
Stwórzcie wolnościowy odpowiednik Facebooka!
Na pewno jesteście tacy genialni, że Zuckerberg wkrótce pójdzie z torbami i będzie was błagał na kolanach o jakąś pracę.
Niech zwycięży wolny rynek!
odpowiedź
User
Tomasz
Rozumem, że regulamin Fejsbuka to "świętość", która może być niezgodna z polskim prawem i nic nikomu do tego?
odpowiedź