SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Oskarżenie o mobbing w Radiu Rzeszów. "Nazwała mnie starą wdową, która użala się nad sobą"

Alina Pochwat-Cicha, dziennikarka z prawie 30-letnim stażem pracy w Radiu Rzeszów, oskarżyła swoją szefową o mobbing. Miała być m.in. odsuwana od prowadzenia audycji i nazwana „starą wdową, która się nad sobą użala”. Komisja antymobbingowa została powołana i… zapadła długa cisza. Teraz nagle prace ruszyły z kopyta, ale w przesłuchaniach świadków bierze udział osoba oskarżona o mobbing. - Szefostwo się do mnie się raczej nie odzywa, jeżeli już, to starają się być grzeczni. Potem dostaję maila z grafikiem, w którym mnie nie ma albo mam jeden program w tygodniu - skarży się portalowi Wirtualnemedia.pl dziennikarka. 

Alina Pochwat-Cicha, dziennikarka Radia Rzeszów, fot. archiwum prywatneAlina Pochwat-Cicha, dziennikarka Radia Rzeszów, fot. archiwum prywatne

Alina Pochwat-Cicha, dziennikarka Radia Rzeszów, w połowie maja tego roku oskarżyła swoją kierowniczkę, Elżbietę Lewicką, o mobbing. Zarzuca jej m.in., że odsuwała ją od prowadzenia audycji. 

- Ten mobbing był kroczący i trwał kilka lat. Wcześniej miałam kilka audycji w tygodniu, a z czasem zaczęłam być odsuwana od ich prowadzenia, aż miałam jedną albo wcale. Od liczby audycji zależą moje honoraria, ponieważ w radiu mamy pensję zasadniczą w wysokości najniższej krajowej i do tego honoraria za prowadzone audycje. Doszło do takiej sytuacji, że moje honoraria wynosiły 500-800 zł miesięcznie - opowiada Alina Pochwat-Cicha portalowi Wirtualnemedia.pl. 

Dziennikarka ze względu na zły stan zdrowia poszła na zwolnienie lekarskie. Powiedziała swojej szefowej o depresji i lękach. - Bez przesady, nie tylko ty masz depresję – miała odpowiedzieć Elżbieta Lewicka po powrocie podwładnej, w obecności innych koleżanek z pracy. Pochwat-Cicha miała też usłyszeć, że jest „starą wdową, która się nad sobą użala”.

- Ujawniła moje dane wrażliwe, wykorzystała je do deprecjonowania mnie – mówi dziennikarka.

Szefowa miała ją także wysyłać w teren. - Jestem świetna w studiu, byłam kiedyś uznana przez słuchaczy za najlepszą dziennikarkę Radia Rzeszów, a wysyłają mnie na nagranie jakiejś wstawki. Robiłam to przez wiele lat, jak byłam początkującą dziennikarką – tłumaczy Pochwat-Cicha.

Komisja antymobbingowa zaczęła pracę i… przerwała

Kiedy dziennikarka złożyła zawiadomienie o mobbingu, w Radiu Rzeszów powstała komisja, która miała zbadać sprawę.

- Miałam do komisji zgłosić swojego przedstawiciela, prezes Radia Rzeszów podawał drugiego i mogłam też zaproponować wspólnego kandydata. Pan prezes wyznaczył do komisji kadrową, ja podałam dwoje kolegów z innej redakcji. Członek komisji nie może być świadkiem w sprawie, więc wybrałam osoby, których nie planowałam powołać na świadków – opowiada dziennikarka.

Alina Pochwat-Cicha dostała od komisji pismo, że ma przedstawić dowody na stosowanie mobbingu przez swoją przełożoną. - Dostałam na to określony czas. Zabrałam dokumenty, maile, SMS-y i przyszłam z tym do pracy. Przedstawicielka pana prezesa, która pełniła funkcję sekretarza komisji, zaczęła na mnie krzyczeć, że miałam to napisać. Siedziałam więc całą noc i na siedmiu stronach przedstawiłam swoją historię, wybierając najbardziej bulwersujące sytuacje. Dołączyłam do pisma dowody w formie maili, zaznaczyłam też, że mam nagrania. Podałam listę świadków, którzy sami się do mnie zgłosili. Włożono to do szuflady, a ja czekałam dalej - relacjonuje dziennikarka.

Pochwat-Cicha nie ukrywa, że przypłaciła to zdrowiem. - Straciłam głos, przeszłam wszystkie możliwe zabiegi i sposoby leczenia, aż okazało się, że mój problem ma charakter psychosomatyczny – dodaje.

Tuż przed pójściem na urlop w sierpniu tego roku dostała od Elżbiety Lewickiej wezwanie do zaprzestania szkalowania jej. Po powrocie z urlopu, w połowie września dziennikarka została wezwana przed oblicze komisji antymobbingowej, gdzie opowiedziała, co zarzuca swojej szefowej.

- Powiedziałam, co mam do powiedzenia, odpowiedziałam na każde pytanie. I na tym kontakt z komisją się skończył. Nagle dostałam kilka telefonów od kadrowej, czy mogę wpaść na chwilę do pracy, bo mają do mnie dodatkowe pytanie. Przychodzę na spotkanie i dowiaduję się, że będzie konfrontacja z Lewicką, więc wyszłam. Nie zgodziłam się, bo to byłaby pyskówka – tłumaczy.

Nagły zwrot akcji

Po tym wydarzeniu zapadła cisza. Prace komisji antymobbingowej ruszyły ponownie dopiero 10 listopada. I to z przytupem. - 9 listopada wieczorem dowiedziałam się od mojego przedstawiciela w komisji, że pani Lewicka przedstawiła pismo, z którego wynika, że ma prawo uczestniczyć w przesłuchaniu świadków. Następnego dnia przed komisję zostały wezwane dwie osoby, ale nie chciały zeznawać w obecności byłej szefowej - mówi Alina Pochwat-Cicha. 

Dziennikarka dopiero 11 listopada dostała oficjalną wiadomość mailową, że komisja zdecydowała o udziale stron w jej pracach. - Pismo było datowane na 9 listopada, więc napisałam zastrzeżenie do protokołu, że został złamany art. 271 kpc. Mówi on, że strony mogą zadawać pytania, tymczasem komisja zadawała je tylko w obecności pani Lewickiej, bo ja oficjalnie nic o tym postanowieniu nie wiedziałam - mówi nam dziennikarka. 

Jak dodaje, napisała też kolejne pismo do komisji, o zawieszenie jej postępowania do momentu rozwiązania przeszkody prawnej, polegającej na tym, że świadkowie nie chcą zeznawać przy stronach. 

- Komisja antymobbingowa stała się komisją mobbingową. O dniu, godzinie przesłuchania świadków wiedzą szefowie, a komisja powinna być poufna. Wszyscy moi świadkowie odmawiają odpowiedzi na pytania w obecności stron. Nie chcą mówić o mobbingu przy byłej przełożonej, bo obawiają się, że znowu może nią zostać. Ja też nie chcę uczestniczyć w przesłuchiwaniu świadków i wpływać w ten sposób na to, co mówią. Zależy mi na rzetelnej ocenie tego, co się stało - uważa dziennikarka. 

Po tych pismach Alina Pochwat-Cicha dostała od komisji odpowiedź, która ją zszokowała. 

- Napisali: "żądanie zawieszenia prac komisji jest niezasadne, a komisja uważa, że pani zachowanie polegające na kierowaniu tego typu pism wpływa tylko i wyłącznie obstrukcyjnie na przebieg jej prac”. Oni mi piszą o obstrukcji? Sprawę mobbingu zgłosiłam pisemnie 17 maja tego roku. Przez wiele miesięcy, do 5 grudnia, nie interweniowałam w żadnej sprawie. Cierpliwie czekałam na rozpoczęcie działań komisji. Nie protestowałam nawet wtedy, gdy moje, pisane przez wiele godzin, zeznania włożyli na kilka miesięcy do szuflady. Komisja nie działała, ale to ja jestem winna obstrukcji? - oburza się dziennikarka. 

- Chciałam pomóc rozwiązać problem i doprowadzić do rzetelnego wyjaśnienia sprawy. Niestety, chyba to się nie uda - dodaje rozgoryczona.

Czytaj także: Polskie Radio Rzeszów ma przeprosić byłą pracownicę za mobbing

“Posiadam bardziej imponujący PESEL”

Teraz relacje dziennikarki z kierownictwem są chłodne, ale grzeczne. 

- Szefostwo się do mnie się raczej nie odzywa, jeżeli już, to starają się być grzeczni. Potem dostaję maila z grafikiem, w którym mnie nie ma albo mam jeden program w tygodniu. W tym tygodniu zdarzył się cud, miałam dwie audycje. Kilka dni temu prowadziłam audycję literacką. Musiałam przeczytać książkę, przygotować się do rozmowy z pisarzem w taki sposób, żeby nie zdradzić, co jest w książce, ale audycja była ciekawa. Dostałam za to 215 zł brutto - opowiada Pochwat-Cicha. 

Poprosiliśmy jej byłą przełożoną o komentarz. Zapytaliśmy ją m.in. o to, dlaczego wyznacza tak doświadczoną dziennikarkę do pracy w terenie. 

- Stwierdzenie, że “dziennikarki z tak długim stażem nie wysyła się do pracy reporterskiej" świadczy o tym, że nie ma pani pojęcia o charakterze pracy dziennikarzy Polskiego Radia Rzeszów. Więc wyjaśniam: wszyscy chodzimy i jeździmy w teren, w celu nagrywana materiałów dotyczących bieżących wydarzeń na Podkarpaciu. Zdarza się, że z godziny na godzinę trzeba szybko zareagować i pracować pod presją czasu. Nasza praca ma charakter zadaniowy, w związku z tym otrzymujemy pensję zasadniczą w wysokości najniższej krajowej, a nasze główne zarobki opierają się na wypracowywaniu materiałów, za które otrzymujemy honoraria, czyli każdy materiał dźwiękowy jest osobno wyceniany. To stanowi główne źródło zarobków dziennikarskich - odpowiedziała portalowi Wirtualnemedia.pl Elżbieta Lewicka. 

- Kto chce, ten jest aktywny, zgłasza tematy i je realizuje. Dodam, że posiadam PESEL bardziej imponujący niż red. Pochwat-Cicha, a mimo to nie skarżę się na specyfikę wykonywanego przeze mnie zawodu. W poprzednim tygodniu np. byłam w terenie sześć razy, nie wiadomo mi też o innych skarżących się na ten tryb pracy dziennikarzach oprócz Pochwat-Cichej. Proszę rozważyć ten znaczący fakt - dodaje była kierowniczka dziennikarki. 

Nie chciała jednak odpowiedzieć na pytanie, czy pracodawca wysłał ją jako szefową na szkolenie antymobbingowe i odesłała nas do kierownictwa radia. Niestety, prezes Radia Rzeszów, Przemysław Tejkowski, nie odpowiedział na nasze pytania. 

To nie pierwsze doniesienie o mobbingu w Radiu Rzeszów. W połowie września tego roku w mediach pojawiły się informacje o mobbingu i cenzurze, które miał stosować prezes rozgłośni wobec pracowników. Robert Kwiatkowski z Rady Mediów Narodowych sugerował, aby rada zajęła się tą sprawą, ale usłyszał, że “prawnicy już to analizują”. 

Przemysław Tejkowski jest aktorem, był w swojej karierze m.in. dyrektorem teatru. W 2016 roku został powołany przez Radę Mediów Narodowych na stanowisko prezesa radia Rzeszów, w marcu 2022 roku członkowie Rady zdecydowali, że ma nadal szefować rozgłośni.

Dołącz do dyskusji: Oskarżenie o mobbing w Radiu Rzeszów. "Nazwała mnie starą wdową, która użala się nad sobą"

29 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Vzvsbsh
Olać te komisję w pracy. Od razu iść do sądu
odpowiedź
User
Oo rety
Myślałem że dziennikarze zawsze jeżdżą w teren żeby mieć z czego realizować temat. No bo jak ta pokrzywdzona Pani chce tworzyć wiadomości? Z tego co wyczyta w necie? To chyba naturalne że trzeba ruszyć tylek z redakcji?
odpowiedź
User
Tak
Pani redaktor z 30 letnim stażem? To może po prostu jest Pani już niestrawna antenowo. Brzmienie, dykcja i forma. Nie wystarczy mieć etat dziennikarski, aby uważać że należy się miejsce na antenie. To jest przywilej nielicznych i najlepszych.
Polskie Radio składa się głównie z miernot, które zatrzymały się na etapie radia z lat 80-90.
Te tabuny redaktorów, wydawców, realizatorów. Zobaczcie jak działa komercja. Ma lepszy produkt, robi to sprawnie, mniejszymi środkami, oraz sama na siebie zarabia. A publiczni? Trwonią nie swoje pieniądze na mierny produkt dla nikogo.
odpowiedź