SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Dzielnicowa Karolina Keller w zderzeniu z systemem. Recenzja „Morderczyń”, czyli pierwszego polskiego serialu fabularnego Viaplay

Losy „Morderczyń” długo były niepewne – w czerwcu premiera serialu została przesunięta na jesień, a w międzyczasie pojawiła się informacja o możliwym wyjściu Viaplay z Polski. Pomimo tych przeszkód, obraz w reżyserii Kristoffera Rusa, inspirowany „Polskimi morderczyniami” Katarzyny Bondy doczekał się swojego debiutu. Czy warto sięgnąć po pierwszą polską fabułę Viaplay?

„Morderczynie”, Viaplay „Morderczynie”, Viaplay

To jest dobry tydzień dla polskich seriali. Dopiero co chwaliliśmy „Absolutnych debiutantów” (naszą recenzję znajdziecie tutaj), a teraz przyszła pora, żeby wyjaśnić, dlaczego „Morderczynie” to serial wart waszej uwagi. Główną bohaterką jest Karolina (w tej roli Maja Pankiewicz), ambitna policjantka, która pracuje jako warszawska dzielnicowa i widać, że chciałaby więcej i marzy jej się wydział kryminalny, ale cały czas pracuje w swoim rejonie, zna mieszkańców i ich problemy, stara się pomagać na ile to możliwe.

Dość szybko dowiadujemy się, że dziewczyna pochodzi z rodziny o tradycjach mundurowych. Jej ojciec Grzegorz ma za sobą udaną karierę policyjną, szkolił kolejne pokolenia i jest legendą „terroru” (wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw). Jego nazwisko wciąż słychać na korytarzach komendy, ale od roku z innego powodu. Keller zaginął i jego córka robi wszystko, żeby go odnaleźć.

W cieniu ojca

„Morderczynie” to serial kryminalny, ale nie tylko zagadka zaginięcia ojca bohaterki zajmuje uwagę widza. Z czasem postać ojca interesuje nas coraz mniej. Karolina poznaje rodzinne tajemnice, które stawiają na głowie całe jej wyobrażenie o tym, w jakim domu żyła i co z niego wyniosła. Ważniejsze od odkrywania kolejnych kart (wiele elementów układanki otrzymujemy w retrospekcjach) okazuje się zmaganie bohaterki z tym, czego się dowiaduje i jak to wpływa na jej życie.

Dzielnicowa Keller to uczciwa osoba, oddana swojej pracy, skuteczna w rejonie, ale słabo radząca sobie w relacjach rodzinnych i towarzyskich. Nie zna się na smal talku, zawsze powie to co myśli, nawet gdy warto sprawę przemilczeć, jest uparta i uciążliwa gdy ma kolejny cel do realizacji i angażuje w niego bliskich. Jej relacja z matką i siostrą to pełna niedomówień, uników, nieporozumień zabawa w głuchy telefon. Karolina bliżej była z ojcem, co nie znaczy, że jej dzieciństwo to głównie wspomnienia sielankowych wakacji z Kellerem seniorem. Wręcz przeciwnie – dyscyplina, mordercze treningi i sporo kar za popełnione błędy, to codzienność małoletniej bohaterki.

Dziewczyna zmienia się, konfrontuje z tym, jaka była jej rodzina naprawdę, a jak wyglądało jej wyobrażenie. Poza współczesną linią fabularną wiele dzieje się w retrospekcjach. Mamy okazję oglądać przeszłość bohaterek (Karoliny, jej siostry Ewy i matki Ireny) i dostrzegać, rozumieć więcej niż one same. Warstwa psychologiczna dodaje serialowi nowego znaczenia. Poza wątkiem kryminalnym i odpowiedzią na pytanie „kto zabił”, ważniejsze okazuje się „dlaczego” i „w jakich okolicznościach” oraz „jak sobie z tym radzi”.

Dużym atutem serialu są sceny na komendzie, gdzie podglądamy działania policyjne. Bohaterka zderza się z systemowym szowinizmem, który w jakimś stopniu udaje się jej rozbić, ale to udana próbka tego jak wyglądają służby mundurowe. Kobiety wciąż stanowią w nich mniejszość i muszą zmagać się ze zmaskulinizowanym środowiskiem pracy. „Morderczynie” przy okazji ważnych tematów społecznych, jak właśnie praca kobiet w policji, przemycają w scenariuszu Wiktora Piątkowskiego tu i ówdzie sugestie, że pewne zmiany muszą nastąpić.

Po pracy i okazjonalnie w pracy alkohol leje się strumieniami, odreagowywanie stresowych sytuacji odbywa się w atmosferze testosteronowych przechwałek. A mimo to, właśnie tam słyszymy najlepsze dialogi (nawet jeśli momentami nieco czerstwe), Karolina tworzy udany duet ze śledczym wydziału kryminalnego Michałem Królem (w tej roli Mateusz Kmiecik), któremu pomaga w śledztwie (pomaga, bo jest „tylko” dzielnicową). To zdecydowanie najciekawsza para serialowa, świetnie obsadzona, dobrze napisana, kiedy trzeba – zabawna. Dzielnicowa Keller, podobnie jak aspirant Katarzyna Zawieja w „Odwilży” HBO, ma swój charakterystyczny styl ubierania (dresy albo bojówki i czarne topy), dyscyplinę sportowca i mózg na pełnych obrotach gdy trzeba poprowadzić mniejsze lub większe dochodzenie.

Za kratami

W serialu nie brakuje zagadek, w które wplątane są kobiety. Poza pracą śledczą sporo miejsca twórcy poświęcili życiu polskich więźniarek. Mamy więc sceny w celach, spacerniak, relacje między osadzonymi. W roli nowoprzybyłej aresztantki oglądamy Izabelę Kunę, która grając kobietę po przejściach, daje fenomenalny popis aktorski. Gra małymi gestami, bez nadmiernej ekspresji i wywołuje to efekt mrożący krew w żyłach. Jej postać jest udręczona, zmęczona życiem, snuje się po spacerniaku niczym cień, ale i tak daje się wciągnąć w wir więziennego życia, bo inaczej nie można. Nie można zdystansować się, przejść obok, przeczekać. To kolejna lekcja, którą przemyca serial Kristoffera Rusa.

Poza Izabelą Kuną, na drugim planie świetnie wypada także Tomasz Schuchardt. Jego rola jest o tyle ciekawa, że aktor występuje w retrospekcjach jako uczestnik świata, którego już nie ma. Sceny z jego udziałem stanowią mozaikę wspomnień i dają nam kontekst do zrozumienia sytuacji, gdy poznajemy główną bohaterkę. Warto przywołać także pamiętny występ Romy Gąsiorowskiej jako Joanny Wencel. Aktorka w tym roku pojawiła się także w trzecim sezonie „Belfra”, gdzie brawurowo zagrała rolę komisarz Krawiec. Jej rola w „Morderczyniach” jest zupełnie inna, ale temperament łączy obydwie postacie.

Siła kobiet

Poza kryminałem i pogłębioną psychologią postaci „Morderczynie” przyciągają także szczerą opowieścią o relacji matka i córki oraz siostra i siostra. Nie otrzymujemy prostych i nadmiernie lukrowanych happy endów, ale sporo konfrontacji i omawiania trudnych wydarzeń, które rozbijają rodziny. Także Eliza Rycembel jako siostra Karoliny, Ewa pokazuje drugą stronę medalu toksycznego dzieciństwa. Każda z dziewczyn ma inne wspomnienia, wszystkie są prawdziwe.

„Morderczynie” portretują kobiet z różnych środowisk i z różnymi doświadczeniami. Serial buduje ich charakterystyki i wyjaśnia, dlaczego zdecydowały się pozbawić kogoś życia, czy chce im się jeszcze o cokolwiek zawalczyć. Obraz przypadnie do gustu wielbicielom true crime (mimo że scenariusz jest jedynie inspirowany reportażem Katarzyny Bondy), wgryzania się w polskie „tu i teraz” oraz demaskowania mitów, które pokutują w niewyemancypowanych grupach zawodowych. Warto dla duetu Mai Pankiewicz i Mateusza Kmiecika. I kota Gałgana, mistrzowsko strącającego doniczki z parapetów.

Serial „Morderczynie” od 27 października dostępny będzie na platformie Viaplay.

Dołącz do dyskusji: Dzielnicowa Karolina Keller w zderzeniu z systemem. Recenzja „Morderczyń”, czyli pierwszego polskiego serialu fabularnego Viaplay

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl