SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Czy Netflix przepisuje historię na nowo? Pytamy ekspertów

W związku z nowymi serialami Netfliksa tj. „Królowa Kleopatra” i „Królowa Charlotta” wybuchły żywiołowe dyskusje, mimo że tylko jedna produkcja to dokument, a druga to serial kostiumowy. W obydwu przypadkach twórcy odwołują się jednak do postaci historycznych i przedstawiają je w nowym kontekście. Pytamy ekspertów o przyczyny tego zjawiska.

„Królowa Charlotta: Opowieść ze świata Bridgertonów”, Netflix„Królowa Charlotta: Opowieść ze świata Bridgertonów”, Netflix

Netflix a fakty historyczne

Na temat „Królowej Kleopatry” pisaliśmy już tutaj i tutaj. Tym razem chcemy skupić się na pytaniu, dlaczego Netflix zdecydował się na opowiedzenie historii Kleopatry w swoim nowym dokumencie jako władczyni ciemnoskórej o afrykańskich korzeniach. Mimo że druga nowość, czyli „Królowa Charlotta”, to serial fabularny, inspirowany jedynie postaciami realnie żyjącymi, to również przedstawia je w nowym kontekście. Chodzi tutaj o postać niemieckiej księżniczki Zofii Charlotty z Meklemburgii-Strelitz.

Dlaczego jej postać ma afrykańskie korzenie? - W przypadku serialu „Królowa Charlotta” inaczej niż w przypadku „Królowej Kleopatry” Netflix nie pozycjonuje tej produkcji nawet jako serial historyczny. Mówi o serialu kostiumowym. Wówczas to czy kolor skóry aktora będzie miał jakiekolwiek znaczenie, to już element można powiedzieć wizji artystycznej i wrażliwości danego reżysera. Pod względem historycznym królowa Charlotta, a dokładnie Zofia Charlotta Mecklenburg-Strelitz była niemiecką księżniczką. Jej rodzice tj. Karol Ludwik Fryderyk oraz Elżbieta Albertyna z Saksonii-Hildburghausen bez wątpienia wywodzili się z niemieckiej arystokracji. Wywód genealogiczny, a także liczne portrety królowej i jej rodziców nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości co do jej koloru skóry. Jednak w przypadku „Królowej Charlotty” raczej widz nie ma wątpliwości, że ma do czynienia z konwencją przyjętą przez twórców serialu, a nie pisaniem historii na nowo. Warto zapytać Netfliksa, czy zasada „color-blindness” będzie dotyczyła także podobnych produkcji, o ile takie powstaną, o nieeuropejskiej historii – w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl mówi Wojtek Duch, redaktor naczelny serwisu historia.org.pl

Widzowie zadają podobne pytania, ponieważ zastanawiają się, czy w przypadku opowiadania historii dotyczącej ważnych postaci ciemnoskórych (jak np. Martin Luther King), Netflix zdecyduje się na ich obsadzenie aktorami o jasnym kolorze skóry. Wiele tych wątpliwości wybrzmiewa w związku z premierą serialu „Królowa Charlotta: Opowieść ze świata Bridgertonów”, który cieszy się dużym zainteresowaniem subskrybentów, ale i spotkał się, podobnie jak dokument „Królowa Kleopatra” ze sporą krytyką.

Kulturoznawczyni, dr Małgorzata Bulaszewska wskazuje furtki, z których skorzystał Netflix, aby obronić proponowane interpretacje historii w dwóch omawianych serialach.

- W przypadku obu tych seriali, istnieją historyczne domniemania co do domieszki afrykańskiej krwi obu postaci historycznych. W przypadku historycznej postaci Kleopatry oczywiście podnosi się jej greckie korzenie i tak tłumaczona jest jej jasna skóra, z tym że nie ma pewności co do koloru skóry jej matki, która mogła być czarnoskórą Afrykanką. Wiadomo na pewno, że królowa pochodziła z grecko-macedońskiego rodu Ptolemeuszy (ojciec Ptolemeusz XII Auletes). W przypadku Zofii Charlotty znów istnieje historyczna niepewność, która pozwala domniemywać, że ta niemiecka księżniczka miała domieszkę afrykańskiej krwi. W 1761 roku Allan Ramsay namalował jej portret, na którym przedstawiona jest z szerokimi nozdrzami i niezwykle wydatnymi wargami, charakterystycznymi dla osób pochodzących z Afryki. Ani w jednym, ani w drugim przypadku nie ma całkowitej pewności potwierdzającej te domniemania o domieszce afrykańskiej krwi obu władczyń – wyjaśnia ekspertka.

Afrocentryzm

Kultura popularna przeżywa obecnie zderzenie dwóch silnych nurtów: afrocentryzmu i eurocentryzmu. O ile ten drugi jest dla nas czymś dobrze znanym i wynikającym z kontekstu geopolitycznego, o tyle afrocentryzm wciąż jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Przez sceptyków bywa nazywany pseudonauką.

Czym jest afrocentryzm i jak się objawia w kulturze? - To coraz silniejszy nurt kulturowy, a jego cechą charakterystyczną jest wskazywanie, że postacie historyczne o korzeniach afrykańskich, nie stanowiły tylko warstwy poddanej, ani nie były tylko i wyłącznie niewykształconymi robotnikami lub niewolnikami. Część z nich była wykształcona i wywodziła się z królewskich rodów i wchodziła w koligacje małżeńskie z innymi królewskimi rodami, z władcami o jasnej (białej) karnacji. Afrocentryzm wychodzi z założenia, że społeczności eurocentryczne i zachodnie nie doceniają roli i znaczenia cywilizacji afrykańskich. Egipscy prawnicy zarzucają Netfliksowi promocję afrocentryzmu oraz że wszyscy propagatorzy tego nurtu zawłaszczają tradycję Egiptu do tej promocji – mówi nam ekspertka, dr Małgorzata Bulaszewska.

To nie jest dokument?

Problemem, z którym boryka się obecnie Netflix, jest przyporządkowanie gatunkowe „Królowej Kleopatry”. Gdyby platforma nie promowała serialu jako dokumentu, nie byłoby dyskusji o wiarygodności historycznej produkcji. Twórcy zaprosili jednak naukowców, aby ci skomentowali życie Kleopatry, a jedna z badaczek mówi o jej afrykańskim pochodzeniu. To wywołało całą lawinę konsekwencji.

Czy w dokumencie twórca może pozwolić sobie na dowolność interpretacji ustaleń historyków? - Obie te produkcje nie są filmami dokumentalnymi. „Królowa Kleopatra” jest fabularyzowanym dokumentem, a „Królowa Charlotta” serialem, który treści historyczne traktuje bardzo swobodnie, jako wyjściowe do stworzenia fikcyjnej opowieści. Każdy twórca zatem ma prawo do takiej narracji, jaka jest mu bliska i artystycznie atrakcyjna. Ponadto obsadzanie aktorów czarnoskórych w rolach wcześniej obsadzanych przez aktorów białoskórych nie jest kwestią, tak całkiem nową. Mieliśmy już czarnoskórą Annę Boleyn (w tej roli Jodie Turniej-Smith), Rolanda Deschaina (gra Idris Elba) w adaptacji „Mrocznej Wieży” S. Kinga, czy wielu arystokratów w serialu „Bridgertonowie”. Co chwilę pojawiają się medialne doniesienia co do obsadzenia w roli zwyczajowo białoskórego bohatera czarnoskórego aktora/ki czemu towarzyszą medialne dyskusje, często głosy oburzenia widzów – przypomina kulturoznawczyni.

„Whitewashing” i „color-blindness”

Kolejnym zjawiskiem, z jakim mamy do czynienia przy omawianiu dwóch nowym produkcji Netfliksa, jest zasada „color-blindness” i „whitewashing”. Obydwie kwestie od lat wywołują dyskusje, ponieważ odnoszą się do kwestii rasy i zawłaszczania kultury.

W kontekście zasady „color-blindness”, na którą powołuje się twórczyni „Królowej Charlotty”, czyli Shonda Rhimes, pytamy także o „whitewashing” i reakcje widowni na obydwa zjawiska.

- Co ciekawe nie było takiego oburzenia, gdy w roli niebiałego bohatera obsadzany był białoskóry aktor/ka np. Ben Affleck w roli Tony’ego Mendeza („Operacja Argo”) i Angelina Jolie jako Mariane Pearl („Cena odwagi”). Zjawisko to w kulturze nosi miano „whitewashingu” i po raz pierwszy mieliśmy z nim do czynienia już w 1931 r. gdy w filmie „Charlie Chan Carries On” Warner Oland zagrał chińskiego detektywa. Choć obecnie to się zmienia i zawsze w takim przypadku dochodzi do krytyki takich zjawisk. Wydaje się zatem, że jako odbiorcy przyzwyczajeni do wizerunku bohatera, który jest utrwalony kulturowo, mamy problem z jego zmianą. Buntujemy się, narzekamy na obsadę, być może niektórym widzom przeszkadza to w odbiorze przedstawionej historii. Wszakże z jednej strony wiemy, że to, co oglądamy na ekranie, nie jest prawdą, jest fikcją. Ale z drugiej strony, tak łatwo poddajemy się magii ekranu, wchodząc w narrację. Podsumowując, sądzę, że zasada „color-blindness” bez względu na to, kto ją stosuje, jest bezpiecznym tłumaczeniem twórcy, gdy spotyka się ze zmasowaną krytyką, wynikającą najprawdopodobniej z kulturowego utrwalenia wizerunku postaci. Bo oczywiście talent aktorski jest najważniejszy dla twórców (jak mniemam), ale współcześnie mamy tak wielu utalentowanych aktorów o różnych odcieniach skóry, że łatwo byłoby wybrać do zagrania roli Charlotty czy Kleopatry aktorki o białym, czy oliwkowym kolorze skóry (np. Monica Belluci wcielała się w rolę Kleopatry) – wskazuje kulturoznawczyni, dr Małgorzata Bulaszewska.

Obydwa seriale dostępne są na platformie Netflix.

Dołącz do dyskusji: Czy Netflix przepisuje historię na nowo? Pytamy ekspertów

19 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
fgh
Ostatnio na spotkaniu ambasador Belgii opowiadał że za ludobójstwo czarnych w Kongo odpowiedzialni są polscy koloniści. Ambasador Niemiec odpowiedział przyjaznym uśmiechem.
odpowiedź
User
Kopernik byla kobieta
Kobieta byla kopernikiem. Fakt.
odpowiedź
User
yako
"Każdy twórca zatem ma prawo do takiej narracji, jaka jest mu bliska i artystycznie atrakcyjna"
Znaczy się Robert de Niro w roli wodza plemienia Tutsi - to komercyjny, kulturowy i zjawiskowy strzał w dziesiątkę.
Prawda, "ekspercie", dr, kulturoznawco, Bulaszewska Małgorzato?
odpowiedź