SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

"Wiadomości" oskarżyły "Gazetę Wyborczą" o hejt na Łukaszu Szumowskim. Jarosław Kurski: To fałszywa narracja mediów publicznych

Od dwóch dni "Wiadomości" TVP oskarżają "Gazetę Wyborczą" o udział w akcji hejtującej ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Chodzi o plakaty rozwieszone nocą w wiatach przystanków komunikacji miejskiej w Warszawie. - To fałszywa narracja mediów publicznych, że rzekomo byliśmy w jakiejkolwiek zmowie z aktywistami, że była to tzw. ustawka. To nieprawda - mówi Wirtualnemedia.pl Jarosław Kurski, pierwszy zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej".

Główne wydanie "Wiadomości" TVP z 9 czerwca 2020 r.Główne wydanie

W nocy z 28 na 29 maja br. rozwieszono na kilkunastu przystankach komunikacji miejskiej w Warszawie plakaty krytykujące ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Nieznani aktywiści oskarżają na nich ministra o fałszowanie statystyk na temat epidemii koronawirusa, przypominają, że rekomendował wybory korespondencyjne i zarzucają mu zakup maseczek niespełniających norm za niemal 5 mln zł.

Zaraz potem ministrowie rządu PiS (m.in Michał Dworczyk) na konferencji prasowej zarzucili prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu stosowanie mowy nienawiści. Ratusz stanowczo zaprzeczył, że miał udział w akcji wywieszania plakatów i zażądał wyjaśnień od spółki AMS, należącej do koncernu Agora.

AMS jest operatorem gablot reklamowych na warszawskich przystankach. Wówczas rzeczniczka AMS Grażyna Gołębiowska poinformowała na łamach "Gazety Wyborczej", że "włamano się do gablot spółki" i złoży w tej sprawie zawiadomienie na policję. Swoje straty firma wyceniła na 450 zł.

Prawicowe media ujawniły nazwiska zatrzymanych

W poniedziałek późnym wieczorem policja zatrzymała aktywistkę ze Strajku Kobiet. Wyprowadzono ją z domu w kajdankach, a mimo braku nakazu prokuratorskiego policja przeszukała mieszkanie kobiety, łącznie z piwnicą i zarekwirowała nośniki informacji. We wtorek w tej samej sprawie został zatrzymany były działacz Obywateli RP i dziennikarz, współpracujący m.in. z "Gazetą Wyborczą" i magazynem "Kontynenty".  W środę po południu zatrzymani aktywiści usłyszeli zarzuty kradzieży z włamaniem i zostali zwolnienie. Grozi im kara więzienia do 10 lat.

We wtorek w głównym wydaniu "Wiadomości" TVP podały nazwisko zatrzymanego aktywisty. "Jak nieoficjalnie dowiedziała się TVP Info, zatrzymany to Bartłomiej Sabela, dziennikarz związany z 'Gazetą Wyborczą', były działacz Obywateli RP" - powiedziała prowadząca program Danuta Holecka. Materiał został opatrzony paskiem "Hejter z 'Gazety Wyborczej' zatrzymany". Z kolei portale tvp.info i wPolityce.pl podały również nazwisko aktywistki.

W środę "Wiadomości" ponownie wyemitowały materiał o zatrzymanych aktywistach, opatrując go paskiem "Kulisy polityczno-medialnego ataku". "Bartłomiej S., kiedyś związany z tzw. Obywatelami RP, dziennikarz 'Gazety Wyborczej' miał umieszczać obraźliwe plakaty, szkalujące osobę ministra. Rzekomo działając z własnej inicjatywy, włamywał się do wiat przystankowych administrowanych przez firmę AMS - agencję należącą do grupy Agora, właściciela 'Gazety Wyborczej'" - zapowiedziała materiał Danuta Holecka.

"Środowisko GW nie reprezentuje interesów Polski"

Z reportażu Konrada Warzochy dowiedzieliśmy się, że aktywista zeznał, iż "z własnej inicjatywy włamywał się do gablot". "Trudno w to uwierzyć, skoro ich właścicielem jest spółka AMS, należąca do Agory, do której również należy 'Gazeta Wyborcza" - mówi dziennikarz TVP.

W reportażu wypowiada się również dr Paweł Skrzydlewski, adiunkt w Katedrze Metafizyki KUL. - Środowisko to ["Gazety Wyborczej" - red.] od początku nie reprezentowało ani interesów Polski, ani nie przestrzegało zasad etyki zawodowej. Pierwszą zasadą etyki zawodowej ludzi mediów jest to, żeby nie szkodzić, nie kłamać - powiedział Skrzydlewski.

– Mamy stek oszczerstw na łamach „Gazety Wyborczej”, a z drugiej strony widzimy sytuację kuriozalną, że dziennikarz związany, jak donoszą media, z „Gazetą Wyborczą”, włamuje się czy rozwiesza plakaty w gablotach, które należą do właściciela „Gazety Wyborczej”, a opisuje to dziennikarz związany z Wyborczą, który przypadkiem w nocy jest w tym rejonie – powiedział w środę Łukasz Szumowski na konferencji prasowej.

"'Wyborcza' zawsze solidaryzuje się z prześladowanym"

Od zatrzymanego dziennikarza odciął się na Twitterze Roman Imielski, zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". "W taki sam sposób jak Bartek Sabela (12 tekstów) to związany z "Wyborczą" jest Bronisław Wildstein (10 tekstów). I tak, żaden z nich nie miał etatu u nas" - napisał redaktor.

- Roman Imielski nie odciął się od Bartka Sabeli. To freelancer, który w "Gazecie Wyborczej" opublikował kilka tekstów. Roman Imielski odpierał tylko fałszywą narrację mediów publicznych, że rzekomo byliśmy w jakiejkolwiek zmowie z aktywistami, że była to tzw. ustawka. To nieprawda. W oczywistym celu dyskredytacji "Wyborczej" oskarża się nas, że zaaranżowaliśmy tę sytuację. To my bowiem nieustannie od ponad miesiąca opisujemy nadużycia w ministerstwie Szumowskiego. Zakuwanie w kajdanki przy dzieciach (!), nocne zatrzymania, przeszukania na tzw. blachę, bez nakazu prokuratora - to skandal. "Wyborcza" zawsze solidaryzuje się z prześladowanym, tak jest i tym razem - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Jarosław Kurski, pierwszy zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej".

Jarosław Kurski: AMS zareagował rutynowo

Na pytanie, czy AMS powinien zawiadamiać policję o rozwieszeniu w ich gablotach plakatów, Jarosław Kurski odpowiada, że jego zdaniem - nie.

- Nie jestem rzecznikiem AMS. Osobiście uważam, że AMS zareagował rutynowo, bo był poszkodowany w tej sytuacji, ale czasy w których żyjemy, nie są rutynowe. Policja daleko przekroczyła swe uprawnienia, stosuje nieproporcjonalne do zdarzenia środki, dławi wolność słowa i to zawiadomienie dało im pretekst do zatrzymania aktywistów. Niewykluczone, że policja działałaby i tak z urzędu, ale teraz bardzo chętnie powołują się na to, że AMS złożył zawiadomienie. Gdyby nie chodziło o ministra Szumowskiego - reakcja policji byłaby inna - podkreśla redaktor "Gazety Wyborczej".

Dużo ostrzej do sprawy odniósł się Wojciech Maziarski, publicysta "Gazety Wyborczej". W poście na Facebooku napisał, że zatrzymanie aktywistów uważa "za skandal i nadużycie władzy". Jego zdaniem, "drobne wykroczenie nie uzasadnia takiej reakcji, jak wejście policji późnym wieczorem do mieszkanie i zakucie w kajdanki". Maziarski dodał, że nie ma tu mowy o kradzieży z włamaniem, bo aktywiści "niczego nie ukradli" i mogą odpowiadać jedynie za wykroczenie polegające na "o umieszczaniu plakatu bez zgody właściciela tablicy ogłoszeniowej".

"Zachowanie AMS to skrajna bezmyślność"

"Problem w tym, że pretekst do zastosowania takiej podstawy prawnej dała sama firma AMS, składając doniesienie o przestępstwie. To zdumiewające, że trzeba ludziom z AMS tłumaczyć, że pod rządami PiS nie można tak lekko odwoływać się do państwa i wzywać na pomoc organy ścigania. To w najlepszym razie skrajna bezmyślność i nieodpowiedzialność.

Dyrektorka marketingu AMS Grażyna Gołębiowska już po wybuchu skandalu tłumaczyła w mediach, że oni tak po prostu rutynowo zawiadamiają organy, gdy ktoś się włamie do ich gabloty. Tak jakby nie rozumiała, że to tłumaczenie tylko dodatkowo pogrąża ją samą i jej spółkę. Czy w czasach PRL też tak ochoczo wzywaliby milicję, donosząc, że w ich gablocie ktoś powiesił plakat szydzący z PZPR? Wtedy takie zachowanie nazywano 'kolaboracją'.

Pracuję w gazecie, która należy do tego samego koncernu, co AMS. Jednak 'Wyborcza' i AMS to dwa całkiem różne podmioty. Nie czuję się odpowiedzialny za to, co robią państwo z AMS, nie znam ich, a jeśli nawet spotkałem ich w zakładowej stołówce, to nie wiedziałem, że oni to właśnie oni" - napisał Maziarski.

RPO chce wyjaśnień od policji ws. zatrzymań po rozwieszeniu plakatów

Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się w środę do stołecznej policji o wyjaśnienia w sprawie zatrzymań w związku z włamaniami do wiat przystankowych i rozwieszeniem plakatów dotyczących ministra zdrowia. Jak zaznaczył okoliczności zatrzymań budzą wątpliwości.

"Wątpliwości Rzecznika budzą opisane w mediach okoliczności zatrzymania. Według mediów doszło do tego po upływie blisko dwóch tygodni od zdarzenia będącego przedmiotem sprawy, wieczorem. Zatrzymaną zakuto w kajdanki" - zaznaczono w środowym komunikacie Biura RPO.

Jak dodano o interwencję zwrócił się do RPO adwokat kobiety zatrzymanej w poniedziałek, który przekazał ponadto, że uniemożliwiono jego klientce kontakt z nim, co uzasadniono "brakiem wykonywania czynności procesowych z jej udziałem".

"W związku z tym zastępca RPO Stanisław Trociuk zwrócił się do komendanta stołecznego policji nadinsp. Pawła Dobrodzieja o wyjaśnienia dotyczące tego zatrzymania" - przekazano.

Jak zaznaczono RPO poprosił policję "o podanie, jakie okoliczności faktyczne i prawne stanowiły podstawę do podjęcia decyzji o zatrzymaniu". "Ponadto Rzecznik wystąpił o odniesienie się do zarzutu adwokata co do odmowy umożliwienia zatrzymanej kontaktu z adwokatem oraz do kwestii podstaw prawnych i adekwatności środków przymusu bezpośredniego zastosowanych wobec zatrzymanej. Wniósł też o nadesłanie kopii protokołu zatrzymania oraz o informację, czy zatrzymana złożyła zażalenie na zatrzymanie" - poinformowano w komunikacie.

RPO zapytał też stołecznego komendanta policji, czy "w tej sprawie policja dokonała innych zatrzymań, jakie były podstawy faktyczne i prawne tych zatrzymań oraz czy, jaki i na jakiej podstawie faktycznej i prawnej w trakcie czynności stosowane były wobec zatrzymanych środki przymusu bezpośredniego".

Wspólne oświadczenie w sprawie tych zatrzymań wydało w środę również kilka organizacji - Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Akcja Demokracja, KOD, Obywatele RP, Wolne Sądy i Ogólnopolski Strajk Kobiet.

Wskazano w nim, że zatrzymaną w poniedziałek kobietę wyprowadzono "z domu w kajdankach, noc spędziła w areszcie". "Policja przeszukała jej mieszkanie, łącznie z piwnicą, w obecności rodziców i małoletniej córki oraz zarekwirowała nośniki informacji. Uczestniczyło w tym pięciu funkcjonariuszy" - dodano. Jak napisano, dane obu zatrzymanych osób "zostały upublicznione przez media związane z rządem".

Organizacje oceniły, że "zastosowane środki są nieproporcjonalne do wagi ewentualnego zarzutu, zwłaszcza, że jako pretekst do opisanych działań funkcjonariuszy policji podano podejrzenie kradzieży z włamaniem na szkodę spółki AMS na kwotę 450 zł".

"Stanowczo protestujemy przeciwko takim metodom! Od policji żądamy uwolnienia aktywistów wyjaśnienia sytuacji i wyciągnięcia konsekwencji wobec funkcjonariuszy. Uważamy, że tego typu działania policji mogą wywołać efekt mrożący wobec działaczek i działaczy obywatelskich" - podkreślono w oświadczeniu.

Agora zrewidowała strategię na 2020 r.

Pod koniec maja Agora poinformowała, że wybuch pandemii COVID-19 oraz jej długofalowe skutki dla polskiej gospodarki i grupy Agora uniemożliwią firmie do końca 2022 roku zrealizowanie celów finansowych ustalonych w strategii. W przyjętej przez Agorę w połowie 2018 roku strategii na lata 2018-2022 założono, że w 2022 roku firma zanotuje ok. 1,6 mld zł wpływów i ok. 200 mln zł zysku EBITDA.

Jeśli chodzi o przychody, to 1,31-1,36 mld zł ma pochodzić z obecnej działalności, a 290-320 mln zł z nowych projektów, a w zysku EBITDA - 155-165 mln zł ma być z bieżących biznesów, a 45-50 mln zł z nowych. Firma zapowiedziała, że wyda do 930 mln zł na inwestycje rozwojowe, w tym do 430 mln zł na obecną działalność (po połowie na jej modernizację i na rozwój), a do 500 mln zł na nowe przedsięwzięcia. Wyznaczyła też cele dla różnych segmentów swojej działalności, m.in. wzrost liczby subskrybentów cyfrowych „Gazety Wyborczej” do 327 tys., a subskrybentów oferty podcastów TOK FM - do 30 tys.

- Tempo i skala działań Grupy będą jednak istotnie odmienne od zakładanych w strategii i zależne od procesu znoszenia obostrzeń sanitarnych w Polsce, dalszego przebiegu pandemii, skutków społecznych koronawirusa, rozwoju sytuacji gospodarczej oraz wpływu tych czynników na działalność Grupy Agora. Czynnikiem wpływającym na możliwość realizacji przez Grupę planów strategicznych będzie również termin powrotu do rozmów z konsorcjum banków na temat finansowania działań rozwojowych Grupy Agora - stwierdzono.

Zwrócono uwagę, że władze Agory podjęły działania oszczędnościowe i utrzymujące płynność finansową, tak żeby zapewnić firmie bezpieczeństwo finansowe do końca br. i czas na dalsze negocjacje z bankami w sprawie jej finansowania.

Dołącz do dyskusji: "Wiadomości" oskarżyły "Gazetę Wyborczą" o hejt na Łukaszu Szumowskim. Jarosław Kurski: To fałszywa narracja mediów publicznych

19 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Imiennik
Co wy z tym "Leszkiem" Szumowskim?! Minister ma na imię Łukasz a nie Leszek. Toż ta akcja plakatowa nie bez przyczyny odnosi się do "Ewangelii wg Łukasza". Halo, Pani Beato, powtarza Pani ten błąd wielokrotnie!
odpowiedź
User
Polonia 102
Agora sama składa zawiadomienie do policji o włamaniu do gablot a później się dziwi że policja wykrywa sprawców.
odpowiedź
User
Polonia 102
Ciekawie skąd mieli klucze od gabloty?
odpowiedź