"Gang Olsena" narodził się w Danii pod koniec lat 60. jako seria komedii kryminalnych o drobnym przestępcy i jego wspólnikach, których perfekcyjnie zaplanowane skoki zawsze kończyły się fiaskiem. Filmy szybko stały się jednym z najbardziej rozpoznawalnych znaków duńskiej popkultury.
– Dania od zawsze była potęgą filmową; już w epoce kina niemego należała do światowej czołówki – podkreślił Jon Selaas, autor książki "Olsenbanden – filmene, menneskene, historiene".
Producentem duńskiej serii była wytwórnia Nordisk Film. Pierwszy film, zrealizowany w 1968 roku, nosił tytuł "Olsen-banden". Po jego sukcesie norweski dystrybutor zaproponował stworzenie wersji przeznaczonej dla norweskiej publiczności. Nie było to jednak proste przedsięwzięcie. – Norwescy twórcy nie chcieli kopiować duńskiego filmu klatka po klatce; zależało im na historii osadzonej w lokalnej rzeczywistości, z norweskim rytmem i realiami – tłumaczył Selaas.

Historia filmu "Gang Olsena"
Produkcją zajęła się niezależna wytwórnia Teamfilm, która od początku chciała działać poza obowiązującym wówczas systemem. Norweska branża filmowa była niemal w całości podporządkowana państwu – kontrolowało studia, finansowanie, dystrybucję i sieć kin. Powstanie pierwszej komedii o norweskim Egonie Olsenie miało więc wymiar niemal politycznego manifestu.
– Założenie było proste: robimy filmy na własnych zasadach. Realizowane co dwa lata komedie miały zarabiać na ambitne, artystyczne projekty – mówił Selaas. Kino rozrywkowe miało finansować kino "poważne", choć szybko okazało się, że to właśnie seria o niezdarnych gangsterach stała się największym sukcesem.
Norweski Egon Olsen trafił jednak na trudny moment. W latach 70. środowisko filmowe było silnie lewicowe i politycznie zaangażowane, ukształtowane przez sprzeciw wobec EWG, przez wojnę w Wietnamie i kontrkulturę. Nawet od rozrywki oczekiwano powagi, a i tak praca nad nią bywała uznawana za artystyczną zdradę. Reżyser norweskiej wersji Knut Bohwim w środowisku filmowym pozostawał outsiderem. Prywatnie konserwatysta i autor filmu popierającego wejście Norwegii do Unii Europejskiej, miał wziąć na warsztat mieszczańską komedię, na którą krytycy od początku patrzyli z nieufnością.

– Od początku zarzucano tej produkcji, że powstawała przy udziale publicznych pieniędzy, a przecież państwowych środków nie powinno się wydawać na takie bzdury – przypomniał Selaas.
Fenomen norweskiej serii "Gang Olsena"
Publiczność jednak nie słuchała recenzentów. Kolejne części przyciągały do kin setki tysięcy widzów, a z czasem "Gang Olsena" zaczął żyć własnym życiem. Kina dają bilety, ale telewizji nie da się policzyć – zwłaszcza w czasach jednego kanału i braku pomiarów oglądalności. W latach 80. doszła era kaset wideo i Egon przestał być zależny od świątecznej ramówki czy kinowych premier. W 2019 roku, w 50. rocznicę serialu, bardzo konserwatywne szacunki mówiły o dziesiątkach milionów seansów w Norwegii.
– Nie da się tego precyzyjnie policzyć, ale serial cieszył się fenomenalną popularnością – podkreślił autor.

Za sukcesem stały jednak nie tylko scenariusze. Widzowie pokochali bohaterów i aktorów, którzy ich odgrywali: Arvego Opsahla jako Egona, Sverrego Holma w roli Kjella i Carstena Byhringa jako Benny’ego. W czasach jednego kanału telewizyjnego ich twarze znała niemal cała Norwegia. – Casting był absolutnie kluczowy: aktorzy idealnie pasowali do ról i szybko stali się częścią zbiorowej wyobraźni – mówił Selaas.
Równie ważna okazała się muzyka. Charakterystyczny motyw "Gangu Olsena", oparty na jazzowym pulsie, wyrastał z klimatu Kopenhagi i skandynawskich stolic lat 60., które były wówczas europejskimi centrami jazzu. Autorem duńskiej muzyki był Bent Fabricius-Bjerre, a nagrania powstawały w pośpiechu, z udziałem muzyków, którzy często nie czytali nut i grali z improwizacji.
– To była muzyka robiona na wyczucie, bez akademickiej poprawności, bardziej jam session niż partytura – opowiadał Selaas. Jazzowy rodowód nadał filmom lekkość i nerw, który idealnie kontrastował z powagą epoki i stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów serii.

Dlaczego więc norweska wersja "Gangu Olsena" pozostała w Polsce niemal nieznana? Popularność za granicą zdobyły przede wszystkim filmy duńskie. Istniało bowiem porozumienie, zgodnie z którym norweskie produkcje miały pozostać wyłącznie na rynku krajowym i nie były przeznaczone na eksport. Szwedom, którzy również spróbowali pójść śladem Duńczyków i Norwegów, zupełnie nie wyszło. – Ich seria "Jönssonligan" nie trafiła w narodową wrażliwość. Była jakby obca i dlatego nie zbudowała podobnej więzi z widownią – ocenił Selaas.
"Gang Olsena" to dziś dla Selaasa więcej niż tylko rozrywka. Porażki, którymi kończą się misternie planowane skoki, mogą być odebrane jako metafora społecznej rzeczywistości Norwegii sprzed pół wieku. Egon jako jedyny z gangu chce czegoś więcej: awansu społecznego, wejścia do świata elit, garnituru, cygara i salonów, do których nigdy nie zostanie zaproszony. Pozostali zadowalają się prostym, mieszczańskim lub robotniczym życiem: domem, samochodem i spokojem.

– Egon próbuje wedrzeć się tam, gdzie nie ma do niego wstępu, i za każdym razem zostaje wypluty przez system. Jego klęski są więc nie tylko komediowe, lecz także społeczne: tak jak nie udają się misternie zaplanowane skoki, tak samo nie udaje się próba przekroczenia granicy klasowej – tłumaczył Selaas.
Cała seria to kapsuła czasu. Filmy pokazują Norwegię sprzed epoki ropy i gazu: biedniejszą, brudniejszą, bardziej prowincjonalną, z wyraźnymi podziałami klasowymi i miastami, które nie były jeszcze wypolerowane dobrobytem. – To zapis Norwegii, jakiej już nie ma – powiedział autor.
Tyle że kultura masowa nie dała zapomnieć o Egonie i jego bandzie. Z czasem "Gang Olsena" stał się w Norwegii nie tylko świątecznym rytuałem. W ostatnim z 22 filmów serii trójka włamywaczy próbuje z otwartego w 2021 roku nowego budynku Muzeum Muncha w Oslo ukraść jeden z najbardziej rozpoznawalnych współczesnych obrazów – "Krzyk".

A znany na całym świecie norweski policjant, stworzony przez Jo Nesbo detektyw Harry Hole w drodze do pracy codziennie mija tabliczkę z nazwiskiem gangstera - komenda główna norweskiej policji w Oslo znajduje się właśnie przy ulicy Egona Olsena.
Źródło: PAP










