SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Pięciu, z którymi zamykał się Zygmunt Solorz-Żak (fragment książki „Grube ryby”)

- Od lat trwają spekulacje, kto podejmował kluczowe decyzje, dzięki którym Solorz-Żak osiągnął sukces: on sam czy grupa współpracowników. Opinie były i są podzielone - pisze Michał Matys w książce „Grube ryby. Jak zarobili swój pierwszy miliard”.

Zygmunt SolorzZygmunt Solorz

Solorz-Żak kieruje się prostymi zasadami. Są odmienne od tych, które panują w wielkich korporacjach. Ceni lojalność. W jego firmach można znaleźć ludzi, którzy pracują dla niego od lat . I nawet jeśli nie są mu już potrzebni, to stara się ich nie zwalniać. Prędzej obniży zarobki czy przesunie na gorsze stanowisko, nawet zrobi portierem, ale nie wyrzuci.

– Może to nietypowe. W USA jedni mówią, że trzeba zmieniać personel co trzy lata, inni – co pięć. Trzymają się szkolnych zasad, jak prowadzić działalność gospodarczą. Ale nie ja, wychodzę z innego założenia. Ludzi, z którymi pracuję, staram się nauczyć mojego sposobu myślenia. Dzięki nim mogę łatwiej kontrolować to, co dzieje się w firmie, i w razie potrzeby szybciej reagować. Nie muszę tworzyć do tego rozbudowanej struktury – przekonuje Solorz-Żak.

„Jesteśmy razem na dobre i na złe, tworzymy swojego rodzaju rodzinę” – mówił mecenas Józef Birka w „Gazecie Wyborczej”.

Ale według anegdoty Solorz-Żak mawia: „Zaufanie można mieć tylko do tych, do których można mieć zaufanie”, i woli osobiście wszystko sprawdzić.

Lubi sam decydować. Krąży anegdota, że pewnego razu zamknął się w gabinecie z ważnym menedżerem zachodniego koncernu. Negocjowali wielomilionową umowę; miała wpływ na przyszłość Polsatu. Nagle zapukał współpracownik Solorza. Pokazał mu paletę z kilkoma barwami: „Która?”. Solorz podrapał się w głowę. Wybrał brązową. Zaintrygowany menedżer zapytał, o co chodziło. „Ee, nic takiego. Malujemy ścianę”.

– Podobno interesuje się pan nawet pracą sprzątaczek. To prawda? – zapytałem Solorza.

– Kiedyś tak. Do pewnego momentu mogłem kontrolować wszystko. Ale teraz to już niemożliwe ze względu na skalę biznesu. Moje firmy tak się rozrosły, że zdaję się na ich zarządy – odpowiedział

Pięciu, z którymi zamykał się Solorz

Heronim Ruta należy od lat do grona najbliższych współpracowników Solorza-Żaka. To inżynier elektryk, który zbudował w całej Polsce sieć nadajników dla Telewizji Polsat.

W latach 90. monopol na nadawanie miała Telekomunikacja Polska. Należała do niej większość nadajników do emitowania programów radiowych i telewizyjnych.

– Solorz zaczął od inwestycji w nadajniki, aby uniezależnić się od Telekomunikacji. To była trafna decyzja – tłumaczył mi Andrzej Zarębski, były członek KRRiTV.

Ruta nie rozmawia z dziennikarzami i unika zdjęć. Przez lata wiadomo było o nim tylko tyle, że posiadał w Radomiu salon z volkswagenami i pasjonował się motoryzacją – widywano go, jak jeździ na motocyklu Harley-Davidson. Stał się znany, gdy w 2008 roku został wspólnikiem Solorza-Żaka w Cyfrowym Polsacie. Kupił prawie 10 proc. akcji Cyfrowego Polsatu po niezwykle korzystnej cenie.

– To mój wieloletni współpracownik, którego postanowiłem wynagrodzić – mówił wtedy Solorz-Żak.

„Hojny Solorz podarował koledze miliony” – komentowała w tytule „Gazeta Wyborcza”. Dzięki temu Ruta trafił na listę najbogatszych Polaków – w 2015 roku miesięcznik „Forbes” szacował, że ma 1 mld 350 mln zł!

Urodzony w 1950 roku, niewysoki, małomówny, zawsze w czarnym garniturze i bez uśmiechu na twarzy. W 1973 roku zaczął pracę w Zakładach Tworzyw Sztucznych „Pronit-Erg” im. Bohaterów Studzianek w Pionkach koło Radomia. Nazwa Pronit pochodzi od słów „proch” i „nitrogliceryna”. Były to zakłady zbrojeniowe, które produkowały amunicję do karabinów i dział. W PRL stały się znane z produkcji ubocznej: płyt gramofonowych, sztucznej skóry – skaju oraz kleju butapren.

W 1978 roku Ruta przeniósł się do Centralnego Ośrodka Badań Techniki Kolejowej – pracował tam nad budową doświadczalnego wagonu do wykrywania ultradźwiękami pęknięć w szynach.

Biznesem zajął się w 1980 roku – projektował instalacje elektryczne w warszawskim hotelu Marriott. Potem został kierownikiem Wytwórczo-Usługowej Spółdzielni Pracy. W 1987 roku założył firmę Herom i zaczął prowadzić sklep: wymieniał baterie w zegarkach i sprzedawał telewizory. Być może wtedy zaczął robić pierwsze interesy z Solorzem. W 1990 roku już wspólnie handlowali trabantami i wartburgami sprowadzanymi z byłej NRD.

Ruta stał się jednym z najbardziej zaufanych współpracowników i doradców Solorza-Żaka. Ale bywał rzadko w Warszawie. Przyjeżdżał na narady z grupą pozostałych współpracowników. Należeli do niej: Piotr Nurowski, Andrzej Rusko oraz mecenasi Józef Birka i Aleksander Myszka. Solorz-Żak zamykał się z nimi, a sekretarki mówiły: „Obraduje grupa”. Wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi.

Grupa zmieniła skład, gdy Rusko został w 2005 roku prezesem Ekstraklasy SA organizującej mecze piłkarskie o Mistrzostwo Polski (zrezygnował dopiero w 2013) i skoncentrował się na własnym biznesie. Piotr Nurowski zginął 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem.

Od lat trwają spekulacje, kto podejmował kluczowe decyzje, dzięki którym Solorz-Żak osiągnął sukces: on sam czy grupa współpracowników. Opinie były i są podzielone.

– Sam Solorz ma intuicję do robienia pieniędzy, ale bez „grupy” nie pozwoliłby sobie na interesy na taką skalę. „Grupa” jest zaskakująco zwarta i potrafi przeciwstawić się Solorzowi – mówił mi pod koniec lat 90. członek kierownictwa Polsatu, który wolał nie ujawniać nazwiska.

Nie mam jednak wątpliwości, że o sukcesie Solorza-Żaka przesądziła jego osobowość i niesamowite wyczucie biznesowe.


Jest to fragment książki Michała Matysa „Grube ryby. Jak zarobili swój pierwszy miliard”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora w zeszłym tygodniu.

Matys opisuje biznesowe losy czołowych polskich przedsiębiorców: Jana Kulczyka, Zygmunta Solorza-Żaka, Michała Sołowowa, Leszka Czarneckiego, Ryszarda Krauzego, Adama Górala, Aleksandra Gudzowatego, Janusza Szlanty, Romana Kluski i Gromosława Czempińskiego.

Kim byli i są: geniuszami biznesu czy członkami mrocznego układu? Jak zarobili przysłowiowy „pierwszy milion”, a na czym następne? Jak pieniądze zmieniły ich obyczaje? W jaki sposób biznes miesza się z polityką? Czy niezbędne są kontakty z politykami, czy przeciwnie, należy ich unikać?  Dlaczego od wizji ważniejsza jest skuteczność? Jak lepiej zarządzać: niepodzielnie, wydając polecenia, czy bardziej polegać na współpracownikach? Czy zawsze można się podnieść z biznesowego upadku? Czy u nas da się w ogóle zrealizować amerykańskie marzenie „od pucybuta do milionera”?

Michał Matys (ur. 1966) – łodzianin, z wykształcenia archeolog, z przypadku dziennikarz i autor filmów dokumentalnych. W latach 1991-2004 opisywał w „Gazecie Wyborczej” odradzanie się kapitalizmu w Polsce. Potem pisał m.in. dla miesięcznika „Profit” (obecnie to „Forbes”), tygodnika „Przekrój”, dzienników „Rzeczpospolita”, „Polska”, „Puls Biznesu”. W latach 2008-09 zrealizował dla TVP cykl filmów dokumentów o absurdach PRL „Zagadki tamtych lat”.

Dołącz do dyskusji: Pięciu, z którymi zamykał się Zygmunt Solorz-Żak (fragment książki „Grube ryby”)

18 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Polak
Czy dwoma z tych, z którymi "się zamykał" byli może Zygmunt Krok lub Piotr Krok?
odpowiedź
User
Pięciu
Pięciu, z którymi powinien się zamykać Solorz to np. Żemek, Przywieczerski, Bagsik, Gąsiorowski i Plichta. W jednej celi. Dożywotnio.
odpowiedź
User
Corleone
„Jesteśmy razem na dobre i na złe, tworzymy swojego rodzaju rodzinę” – mówił mecenas Józef Birka w „Gazecie Wyborczej”. Tja... to chyba rodzina mafijna. A szefem jest Don Vito.
odpowiedź