Wprowadzenie zakazu wydawania prasy przez samorządy postulowały m.in. Towarzystwo Dziennikarskie, Rzecznik Praw Obywatelskich, Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Sieć Obywatelska Watchdog Polska.
W założeniach do ustawy były precyzyjnie opisane ograniczenia dotyczące tytułów samorządowych. Chodziło o to, były to wyraźnie oznaczone biuletyny, które mają możliwość informowania mieszkańców o istotnych sprawach, także na stronach internetowych. Takie biuletyny mogłyby się ukazywać od 6 do 12 razy w roku. Nie mogłyby się w nich ukazywać dłuższe formy dziennikarskie, takie jak reportaż.
I te wszystkie zapisy zostały w ostatniej chwili wykreślone.
Zaskoczyło to wydawców. We wspólnym oświadczeniu odniosły się do tego: Izba Wydawców Prasy, Stowarzyszenie Gazet Lokalnych i Stowarzyszenia Mediów Lokalnych.

– Nagłe wykreślenie przepisów, które – wzorem wielu państw członkowskich UE, w których wydawanie prasy przez samorządy jest zakazane – miały naprawić istniejącą w Polsce patologiczną sytuację, budzi nasz stanowczy sprzeciw – czytamy w ich oświadczeniu.
Swoje własne oświadczenie wydały też Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Sieć Obywatelska Watchdog Polska, Stowarzyszenie Dziennikarzy i Twórców Radia Publicznego, Stowarzyszenie Gazet Lokalnych i Towarzystwo Dziennikarskie, wraz z nimi ponownie też Izba Wydawców Prasy.
– Brak zapisu o zakazie wydawania prasy samorządowej służy dalszemu łamaniu podstawowego prawa obywateli, wynikającego z art. 14 Konstytucji, który zapewnia "wolność prasy i innych środków społecznego przekazu". Media samorządowe nie są wolne, a więc nie są mediami. Ich rola powinna zostać ograniczona do stricte informacyjnej, tak aby służyły dobru obywateli, a nie politycznej propagandzie samorządów — napisano.

Kto traci na prasie samorządowej
O niespodziewany ruch resortu kultury zapytaliśmy Andrzeja Andrysiaka, prezesa Stowarzyszenia Gazet Lokalnych.
Czy zdaniem Andrysiaka doszło do lobbingu na poziomie samorządów? – Nie ma nic złego w lobbingu, my też chcieliśmy przeforsować zapisy, które nam odpowiadały i pewne jest, że swoje działania prowadziły samorządy. Swoje stanowiska przeciwko zakazowi przedstawiły Związek Miast Polskich, Związek Powiatów Polskich, Konwent Marszałków Województw RP i Związek Gmin Wiejskich. Pojawiały się komunikaty "zostawcie nam media, bo one są dla nas ważne" – wylicza wydawca "Gazety Radomszczańskiej".
– Nie ma nic złego w lobbingu, my też chcieliśmy przeforsować zapisy, które nam odpowiadały i pewne jest, że swoje działania prowadziły samorządy. Swoje stanowiska przeciwko zakazowi przedstawiły Związek Miast Polskich, Związek Powiatów Polskich, Konwent Marszałków Województw RP i Związek Gmin Wiejskich. Pojawiały się komunikaty "zostawcie nam media, bo one są dla nas ważne" – wylicza wydawca "Gazety Radomszczańskiej".

Jednocześnie przypomina, że nie chodzi tylko o gazety z mniejszych i średnich miejscowości, gdzie samorządowcy "wypychają z rynku media lokalne", podkupując z niezależnych tytułów dziennikarzy. Sami mają możliwość zapłacenia im lepszych wynagrodzeń z publicznych pieniędzy. Natomiast wielkimi przegranymi w dużych miastach są duże koncerny medialne.
– Największymi ofiarami braku zakazu wydawania samorządówek w dużych miastach są "Gazeta Wyborcza" i Polska Press. W Gdańsku Aleksandra Dulkiewicz wydaje rocznie kilka milionów złotych na gdansk.pl. We Wrocławiu gazeta samorządowa jest rozdawana w liczbie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy – wylicza Andrysiak
Jakie to dysproporcje? "Gazeta Wrocławska" wydawana przez koncern Polska Press w 2024 roku sprzedawała średnio 2,4 tys. egz. (dane wraz z e-wydaniami). W Łodzi ten sam wydawca ma dwa dzienniki – "Express Ilustrowany" i "Dziennik Łódzki". Oba w zeszłym roku sprzedawały średnio po ok. 3,2 tys. egz.

Łódź.pl wydawany przez łódzki samorząd wychodzi trzy razy w tygodniu. Jest rozdawany w komunikacji miejskiej czy galeriach handlowych. – Poprzejmowali dziennikarzy z lokalnych tytułów. Łódź.pl layoutem przypomina "Express Ilustrowany". Oddział "Wyborczej" w Łodzi dziś jest malutki, kiedyś był silny – zaznacza Andrysiak.
O słowa Andrysiaka zapytaliśmy redaktora naczelnego Polska Press Grupy Marka Twaroga.
– Andrzej Andrysiak ma rację. Nie koncentrowałbym się jednak na papierowych wydaniach. Abstrahuję od idei mediów samorządowych, ale Łodz.pl czy Wroclaw.pl to są serwisy, które technologicznie i wizualnie wyglądają całkiem dobrze i z powodzeniem konkurują z nami – przyznaje Marek Twaróg w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Doskonale rozumiem te argumenty jako dziennikarz z 30-letnim doświadczeniem, któremu leży na sercu ład medialny i demokracji, który dba o pieniądze wydawnictwa i walczy z konkurencją. Popieram sam fakt wpisania zakazu w ustawę, ale muszę zaznaczyć, że nie należę do jednoznacznych i żarliwych krytyków mediów samorządowych i nie wrzucałbym wszystkich do jednego worka. Doceniam wartość niektórych mediów samorządowych i mam poczucie, że pustynie informacyjne w Polsce są faktem. To dobrze, że samorządy komunikują się tam, gdzie mediów komercyjnych nie ma, a to większość Polski

Choć Twaróg popiera ideę zakazu wydawania samorządówek, to nie złudzeń, że nawet taki przepis nie sprawiłby, że nie można by go było obejść.
– Jestem z wydawcami, którzy o to walczą. Nigdy jednak nie wierzyłem, że wpisanie tego do ustawy sprawi, iż propaganda samorządowa przestanie istnieć. Przykładowy właściciel hurtowni poprowadzi taką gazetkę samorządową jako komercyjny podmiot – kwituje.
A co z mniejszymi, niezależnymi wydawcami? Sytuacja lokalnych gazet jest obecnie bardzo trudna. Tylko w ostatnich miesiącach informowaliśmy o zamknięciu dwóch tygodników, które były na rynku ponad 30 lat. Chodzi o "Rzecz Krotoszyńską" i "Pałuki".
Wydawcy prasy lokalnej nie kryli w rozmowach z Wirtualnemedia.pl, że sytuacja prasy lokalnej jest bardzo zła, może nawet najgorsza po 1989 roku. Prawdopodobne jest zamknięcie kolejnych czasopism.

Wydawca: samorządówki powinny być zlikwidowane
Obrazowym przykładem, jak w praktyce może działać wydawanie prasy samorządowej, jest 13,5-tysięczna Trzebnica koło Wrocławia. Burmistrz Marek Długozima wydaje tam swoją "Panoramę Trzebnicką". W tej samej gminie od 1993 roku Daniel Długosz wydaje niezależną od władz "Nową Gazetę Trzebnicką".
– Faktycznie u nas dochodzi do patologii przy wydawaniu biuletynu samorządowego. Co dwa tygodnie ukazuje się 10 tys. egzemplarzy "Panoramy Trzebnickiej", a w gminie jest tylko 5 tys. adresów. Dodatkowo poza domami w instytucjach i sklepach leży kilkanaście czy kilkadziesiąt egzemplarzy. Bywa, że w jednym numerze jest kilkadziesiąt zdjęć burmistrza, który chwali się sukcesami – mówi Daniel Długosz w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Wydawca dodaje, że jego gazeta ma około 3 tys. egzemplarzy nakładu. – Gazeta burmistrza jest rozdawana za darmo i dla mieszkańca może też zawierać czasem wartościowe informacje, jak na przykład te o sukcesach dzieci w zawodach sportowych. My jednak wypełniamy podstawową funkcję prasy, czyli kontrolujemy władzę, zadajemy trudne pytania i ujawniamy jej sekrety. I tym się różnimy od urzędowego medium – tłumaczy Daniel Długosz.

– Mieliśmy rozmowy z przedsiębiorcami, którzy mówią wprost, że nie chcą się u nas ogłaszać, bo wolą dać to samo ogłoszenie w większym nakładzie i to za grosze. Dlaczego? Bo ceny są tam dumpingowe. Nie ma oficjalnego cennika. Ta sama powierzchnia reklamowa sprzedawana jest w różnych cenach. Nikt nie wie, za ile można tam zamieścić ogłoszenie. Słyszymy też, że przedsiębiorcy wolą reklamować się tam, by dobrze żyć z władzą, by burmistrz nie patrzył na nich krzywo. Jeśli nie ma jasnych i transparentnych zasad, to jest łatwe pole do korupcji – tłumaczy wydawca "Nowej Gazety Trzebnickiej".
Zdaniem Daniela Długosza "samorządówki" powinny być zlikwidowane. – Z założenia nie pełnią funkcji kontrolnej władzy, a to podstawa działania mediów. To, że ten zakaz został wykreślony, jest krokiem wstecz, prowadzi do zabetonowania sceny samorządowej. Wracamy do PRL, gdzie władza miała swoje media i swoją propagandę. Samorządy wydają ogromne środki publiczne na swoje gazety. Tam nikt nie patrzy na rachunek ekonomiczny. Co ciekawe, ich nakłady rosną, gdy zbliżają się wybory – mówi Daniel Długosz.

O wycofanie ograniczeń związanych z wydawaniem samorządówek z projektu ustawy medialnej zapytaliśmy też w Ministerstwie Kultury.
Będzie projekt wsparcia dla mediów lokalnych
– Naszym celem nadrzędnym jest odpolitycznienie mediów publicznych, wdrożenia stabilnego finansowania i implementacja do polskiego porządku prawnego Europejskiego Aktu o Wolności Mediów oraz systemowe rozwiązania, które pozwolą wyjść z tymczasowego rozwiązania jakim jest postawienie spółek medialnych w stan likwidacji – powiedział nam Piotr Jędrzejowski, rzecznik Ministerstwa Kultury, komentując założenia ustawy medialnej.
Rzecznik odniósł się do osobnego projektu, nad którym pracuje jego resort w zakresie wsparcia mediów lokalnych, o którym już informowaliśmy. Zaznaczył, że w tym programie nie będą mogły wziąć udział media powiązane z samorządem.

– Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pracuje nad nowym programem wsparcia dla mediów lokalnych. Będzie adresowany do wydawców prasy, nadawców radiowych i telewizyjnych. W programie będą mogły wziąć udział wyłącznie media niepowiązane z jednostkami samorządu terytorialnego. Szczegóły programu ogłosimy w pierwszym kwartale 2026 r. – dodał Piotr Jędrzejowski.











