"Biorąc pod uwagę, że Twitter odgrywa de facto rolę publicznego forum, nieprzestrzeganie na nim wolności słowa podważa demokrację. Co należy zrobić?" – zapytał Musk 26 marca (2022 roku – przyp.), po sondażu przeprowadzonym dzień wcześniej na Twitterze, w którym 70 procent respondentów stwierdziło, że serwis nie przestrzega wolności słowa.
"Konsekwencje tego głosowania będą ważne. Proszę, głosujcie ostrożnie" – napisał 25 marca.
Początek inwestycji z Twittera
Potem zadał kolejne pytanie: "Czy potrzebny jest nowy serwis?". Dopiero 4 kwietnia stało się jasne, jak potoczą się dalsze losy Twittera. Jak wynika z dokumentów złożonych w SEC-u, Musk miał już wystarczającą liczbę akcji, by stać się największym indywidualnym udziałowcem spółki. Jego udział wynoszący ponad 9 procent oznaczał, że podjął poważne działania – wystarczające, by ubiegać się przynajmniej o miejsce w zarządzie. Jednak z jego wypowiedzi wynikało, że jego zaangażowanie prawdopodobnie nie zakończy się na tym.

Gdy wiosną zaczęły krążyć plotki o tej inwestycji, stało się jasne, że będzie chciał kupić całego Twittera. Ale nie zamierzał zrobić tego sam.
W Dolinie Krzemowej wieści o planach Muska rozeszły się błyskawicznie. Byłoby to wydarzenie bez precedensu: przejęcie dzięki finansowaniu społecznościowemu serwisu, który dominował w internetowym dyskursie, obejmującym media, sport, technologię, politykę, plotki o celebrytach i wiele więcej, a przy okazji szansa na wejście w niezwykle popularną usługę, która była już w pełni dojrzała, ale jednocześnie znajdowała się na starcie.
Jednak szybko stało się jasne, że koszty takiego przedsięwzięcia byłyby ogromne. Akcje Twittera notowano na poziomie około 40 dolarów za sztukę. Teraz, gdy rozeszła się wiadomość o zaangażowaniu Muska, ich cena z pewnością wzrośnie. Jeśli Elon chciał kontynuować, musiał poświęcić część swoich cennych udziałów w Tesli. A wszystko po to, by kupić popularną i znaną, ale ledwo płacącą i chronicznie źle zarządzaną firmę z branży mediów społecznościowych. Zewnętrzni inwestorzy i analitycy mieli tylko jedno pytanie: po co?

"Oddajesz kawior, żeby kupić hot doga na nowojorskiej ulicy" – tak opisał to Dan Ives, analityk Wedbush Securities, w wywiadzie dla "Washington Post". […]
Telefon do twórcy Oracle
U szczytu bogactwa i sławy Muska historia przejęcia Twittera w przejrzysty i bezpośredni sposób ukazywała całemu światu jego potęgę. Mógł zdobyć miliardy za pomocą prostej wiadomości.
"Jesteś zainteresowany udziałem w transakcji dotyczącej Twittera?" – napisał do Larry’ego Ellisona, współzałożyciela Oracle, którego uważał za przyjaciela.
"Jasne, że tak" – odpowiedział Ellison, po czym dodał ikonkę uniesionego kciuka.
"Super" – odpisał Musk. Tak właśnie zabezpieczył miliard dolarów.

W podobny sposób zabiegał o względy Reida Hoffmana, współzałożyciela LinkedIn i znajomego z czasów PayPala, który był partnerem w firmie venture capital Greylock. Wyjaśnił, że jako "przyjaciel" otrzyma pierwszeństwo w transakcji i że kapitał z firmy będzie mile widziany.
Mit Technokróla działał. Starzy przyjaciele i znajomi zaczęli się pojawiać znikąd z prośbami: czy Musk rozważyłby ich kandydaturę na stanowisko prezesa? Czy mogliby otrzymać miejsce w zarządzie albo może stanowisko doradcy? Czy szuka inżynierów?
Nawet saudyjski książę Al-Walid ibn Talal ibn Abd al-Aziz Al Su’ud, który początkowo podchodził sceptycznie do transakcji, uważając, że cena 54,20 dolara za akcję Twittera zaproponowana przez Muska jest zbyt niska, teraz walczył o to, by "pozostać w grze", i zainwestował wraz ze swoim Kingdom Holding Company 1,9 miliarda dolarów, stając się drugim co do wielkości udziałowcem firmy. Inni bez przerwy podlizywali się nowemu liderowi.

"Kiedy mogę zacząć, szefie?" – czytamy w esemesie wysłanym po zawarciu umowy. Wiadomość tę napisała osoba, którą Musk poprosił o pełnienie funkcji doradcy strategicznego. Jeśli cokolwiek wynikało z ujawnionych później w postępowaniu sądowym wiadomości, to właśnie to, że towarzystwo z Doliny Krzemowej – łaknące zysków z inwestycji, wpływów albo jednego i drugiego – bardzo dobrze rozumiało, jak opłacalne może być zabieganie o przychylność alfy w jej szeregach. Było to do tego stopnia żenujące, że takie portale jak TechCrunch zaczęły publikować zestawienia najbardziej "cringe’owych" wiadomości. […]
Pieniądze z Doliny Krzemowej i Półwyspu Arabskiego
Inwestorzy Twittera nie stanowili monolitu. Wśród nich znajdowali się nie tylko giganci technologii, tacy jak Larry Ellison. Gotowość do udziału w transakcji wyraziły również firmy venture capital z Doliny Krzemowej, w tym Andreessen Horowitz i Sequoia Capital, a także założona w Chinach platforma do handlu kryptowalutami Binance. Do Al-Walida i jego Kingdom Holding Company dołączył Qatar Investment Authority (Państwowy Fundusz Majątkowy Kataru), co razem dało ponad 2 miliardy dolarów zagranicznego kapitału. Także Jack Dorsey, współzałożyciel i były prezes Twittera, przeniósł swoje udziały o wartości około miliarda dolarów.

Dla tych, którzy chcieli dołączyć – niezależnie od tego, jak blisko byli związani z Muskiem czy też jak istotny był ich udział w transakcji – proces rozpoczynał się w taki sam sposób: od podpisania umowy o zachowaniu poufności. Było to coraz częściej stosowane narzędzie Elona, wykorzystywane przez jego bankierów z Morgan Stanley. Gwarantowało milczenie wszystkich zaangażowanych stron.
Po prywatnej rozmowie z Muskiem Ellison na początku maja zaczął poznawać szczegóły swojej inwestycji w Twittera. Wniósłby "skromne" 1 lub 2 miliardy dolarów i umożliwił Elonowi pełną kontrolę nad firmą. Musk objąłby stanowisko prezesa Twittera – przynajmniej na razie. Podobnie jak inni inwestorzy Ellison nie miałby bezpośredniego wpływu na decyzje wewnętrzne ani prawa do miejsca w zarządzie Twittera.
W zamian za wkład finansowy Musk obiecywał jednak wysoki zwrot z inwestycji. Plan zakładał połączenie radykalnych cięć kosztów z agresywnym monetyzowaniem serwisu. Elon chciał powtórzyć sukces Tesli, zatrudniając elitarne zespoły inżynierów do rozwiązywania problemów i eliminując wszystko, co uważał za balast przeszkadzający w realizacji misji, którą miała być "wolność słowa".

To właśnie ta wizja rozpaliła prawdziwą gorączkę inwestycyjną, która objęła również nowojorski sektor bankowości inwestycyjnej, arabski przemysł naftowy, świat kryptowalut, a nawet przemysł muzyczny, gdy zespół Muska pozyskał środki od magnata fonograficznego Seana "Diddy’ego" Combsa.
Majątek Muska głównie w akcjach Tesli
Chociaż Elona Muska uważa się za najbogatszego człowieka na świecie, słynie on z braku gotówki – oznacza to, że jego majątek ulokowany jest głównie w akcjach firm, przede wszystkim Tesli, w której w chwili składania oferty na przejęcie Twittera miał około 20 procent udziałów. Każda sprzedaż tych akcji groziła podważeniem zaufania inwestorów, co oznaczało, że nie mógł łatwo zamienić swojego majątku na gotówkę. Weźmy na przykład największy jej przypływ w tym okresie: sprzedaż akcji o wartości ponad 15 miliardów dolarów w 2021 roku, gdy stanął w obliczu spłaty ogromnych zobowiązań podatkowych

"Wall Street Journal" szczegółowo opisał, jaki wpływ na akcje Tesli miała seria transakcji, która rozpoczęła się po tym, jak Musk opublikował ankietę na Twitterze, w której zapytał, czy powinien sprzedać udziały.
"Akcje Tesli spadły po tym, jak Musk rozpoczął sprzedaż w zeszłym miesiącu – napisano w »Journal«. – Kurs, który w środę zamknął się wzrostem o 7,49 procent na poziomie 1008,87 dolara, jest o ponad 17 procent niższy w porównaniu z dniem, w którym Musk opublikował ankietę na Twitterze".
Innymi słowy (i z braku lepszego określenia): Musk był "ubogi w gotówkę", a struktura jego majątku nie uległa znaczącej zmianie do chwili pisania tych słów, mimo że jego fortuna znacznie się powiększyła. […]

Musk zastawiał mnóstwo swoich akcji Tesli – czasami ponad połowę – jako zabezpieczenie pożyczek. Wiązało to jego losy z wynikami Tesli na giełdzie i postawiło go w trudnej sytuacji, gdy przyszło mu sięgnąć po swój "klejnot koronny" (jak ujął to jeden z analityków w rozmowie ze mną na potrzeby artykułu dla "Washington Post"), by móc kupić Twittera.
Było to błędne koło: za każdym razem, gdy Elon przeznaczał pieniądze Tesli na Twittera, ryzykował utratę zaufania inwestorów, co mogło spowodować spadek ceny akcji. Gdyby ten spadek był duży, bankierzy mogliby zażądać sprzedaży akcji w celu zabezpieczenia kredytów. Im większe było zabezpieczenie Tesli lub im bardziej jej los wiązał się z Twitterem, tym więcej powodów mieli inwestorzy, by kwestionować zasadność tak wysokiej wyceny firmy.
Musk grał w niebezpieczną grę. Na szczęście do akcji wkroczyli jego przyjaciele i długoletni współpracownicy, którzy wpłacali ogromne sumy, dziesiątki lub setki milionów, a nawet miliardy, na pokrycie rachunków. Bankierzy Morgan Stanley, Michael Grimes i Kate Claassen wykonali ciężką pracę, a sam Elon zabiegał o inwestorów przez telefon.

W obliczu tego zalewu bogactwa Musk musiał gdzieś wyznaczyć granicę. Kiedy jego bankier Michael Grimes zapytał o potencjalną inwestycję Sama Bankmana-Frieda, skompromitowanego założyciela giełdy kryptowalut FTX, wysłał proroczą odpowiedź.
"Czy Sam naprawdę ma 3 miliardy dolarów w gotówce?" – zapytał.
Książka "Pycha absolutna. Elon Musk. Biografia" Faiza Siddiquiego ukazała się nakładem Wydawnictwa W.A.B. Od 15 października jest dostępna przedpremierowo w salonach Empik.
Śródtytuły w tekście pochodzą od redakcji.











